O tym jak pisanie diabli wzięli

Spread the love

Miało być tak pięknie. Pierwszy raz od półtora roku miałam wyjechać na trzy dni i pisać. W domu – ze względów psychicznych (dochodzenie do siebie po pewnej traumie nadal trwa) – nie bardzo mogę. Umówiłam się więc z kumplem po piórze, że zaszyjemy się we dwójkę z naszymi laptopami u niego w domu pod Warszawą i przez bite trzy dni będziemy walić w klawisze jak opętani. Oboje mamy do skończenia powieści. Plan był ambitny. Pozostawała tylko sprawa naszych dzieci. Kumpel ma lepiej – w domu z dorastającym synem została żona. Ja nie mam nikogo. Mój syn został sam, a przyjaciele i znajomi zostali obdzwonieni, że błagam o pomoc. Muszę skończyć powieść. Dajcie mi te trzy dni. Pomóżcie! Obiecali, że pomogą. Pierwszego dnia pisało mi się świetnie. Prawie 15-letni syn, do którego kilka razy dzwoniłam, nie narzekał. Robił lekcje (przynajmniej tak twierdził), oglądał TV, żarł pizze. Schody zaczęły się następnego dnia o 9:30, kiedy zadzwoniono ze szkoły, że Maciek ma zatrucie pokarmowe. (Cholerna pizza!) Poprosiłam o pomoc jedną z przyjaciółek. Powiedziała, że nie ma sprawy. Odebrała Maćka ze szkoły i zapakowała do łóżka. Maciek mówił, że wszystko ok, że śpi, że nie muszę przyjeżdżać. Sąsiadka miała do niego zajrzeć o 15-tej. Zadzwoniłam do jeszcze jednej przyjaciółki. Czy wracając z pracy może zajrzeć do Maćka? Przecież ma po drodze. Mieszka całkiem niedaleko. Zna Maćka od małego. Po godzinie dostałam od niej SMS, że jej zdaniem powinnam wrócić do domu. Była 15-ta. Dzwoniłam do sąsiadki, do Maćka, do tej przyjaciółki, która odebrała go ze szkoły – wszyscy mówili, że sprawa jest pod kontrolą i że przyjeżdżać nie muszę. Ale SMS nie dawał spokoju. Pisanie diabli wzięli. Dopisałam kilka linijek i… o 18-tej z minutami wskoczyłam do samochodu. Kumpel po piórze powiedział, że dalsze moje siedzenie nie ma sensu.

– Już widzę jak chodzisz na słonych paluszkach! Jednak oboje rodzice się przydają.

Owszem. Wiem to doskonale. Cóż jednak z tego? Jest jak jest. Mam takie życie jakie mam. Na pocieszenie kumpel powiedział mi jeszcze, że jak sam wybrał się pisać do brata do Hiszpanii to po pierwszym dniu dostał telefon, że musi wracać, bo zmarł teść. No tak… też się cieszę, że to tylko zatrucie.

Kiedy wróciłam do domu Maciek siedział przed telewizorem. Czuł się słaby, ale w sumie ok. Obejrzeliśmy Spider-mana 3 na DVD. A ja dziś, mimo ostatniego wolnego dnia i prawie 12-tej na cyferblacie, nie mogę zabrać się do roboty.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...