Gdy dwa dni temu pisałam o tym, jak Facebook ocenzurował reklamę naszego spektaklu „Bubloteka” nie przypuszczałam, że będzie to miało dalszy ciąg. W końcu gorszące zdjęcia dwóch facetów w bibliotece – usunęłam. By nie było kłopotów, w ich miejsce wstawiłam plakat spektaklu i… zajęłam się innymi sprawami. Wprawdzie po mojej uwadze nt. cenzury FB przysłał maila, że jednak zatwierdzają mi zdjęcie tych nieszczęśnych dwóch facetów w bibliotece, ale nie miałam czasu tego zmieniać. Pojechałam na zajęcia. (Podjęłam bowiem pewna naukę, o której być może w stosownym czasie napiszę.)
W tym czasie przyszedł do mnie kolejny mail od obsługi FB, z którego wynikało, że… moja reklama „nie została zatwierdzona, ponieważ umieszczony w niej obraz lub miniatura filmu zawiera zbyt wiele tekstu, co stanowi naruszenie Zasad zamieszczania reklam w serwisie FB. Tekst nie może zajmować więcej niż 20% powierzchni obrazów i miniatur filmów w reklamach. Naliczymy opłaty za wyświetlenia lub kliknięcia uzyskane przez reklamę przed jej odrzuceniem.” Załamałam się. W wolnej chwili plakat wymieniłam na odrzucone wcześniej zdjęcia, czekając na odpowiedź, która przyszła po jakimś czasie, oznajmiając mi, że zdjęcia zatwierdzono. (Ciekawe na jak długo.)
Dziś wieczorem poszłam z przyjacielem na czytagramę, czyli słuchowisko na żywo w adaptacji i reżyserii Piotra Łyczkowskiego, w którym Adam Bauman wciela się w rolę Stanisława Ignacego Witkiewicza i czyta jego listy do żony. Zanim rozpoczął się swoisty witkiewiczowski festiwal, opowiedziałam koledze o cenzurze na Facebooku. Stwierdził: „My żyjemy w świecie pozornej wolności. Wokół panuje taki totalitaryzm, że nawet nie masz pojęcia!” Pomyślałam, że akurat mam pojęcie, bo znajomi już tak mnie cenzurowali, że przestałam „bywać” na Facebooku zostawiając sobie tylko profil oficjalny. Nie odezwałam się jednak nawet słowem. Przecież wiadomo, że gdy dwie osoby mają takie same zdanie – nie ma dyskusji. A wzajemne sobie przytakiwanie nie jest twórcze. W trakcie czytagramy ze sceny padły różne stwierdzenia z listów Witkacego, w których podpisywał się on słowami: „Onanisław, Spemracy Wyfiutkiewicz”. Jak mi powiedział przyjaciel, ponoć z powodu tych słów (plus kilku innych), ta konkretna czytagrama, która jest przecież w oryginale słuchowiskiem, nie została wyemitowana przez Polskie Radio nawet po północy. W świetle padającego w swoim czasie w tzw. „primetime” na antenie Telewizji Polskiej „Doda! Doda zrób mi loda” oraz „Saleta ciągnij fleta” zupełnie nie rozumiem nakładania cenzury na Witkacego. Zwłaszcza, że minęło 76 lat od jego samobójczej śmierci. Ale cóż… w momencie, gdy plakat spektaklu mówiącego o tym, jak popkultura zżera kulturę, ma zdaniem cenzury FB za dużo literek i trzeba go usunąć, gdyż jest tak samo niebezpieczny jak porno, uważam, że kultura w ogóle jest niebezpieczna. Najlepiej jest więc ją usunąć korzystając z faktu, że zawiera jakieś słowo np. „sperma”. (I nie ważne, że gdyby nie sperma nikt z nas nie ujrzałby światła dziennego.) Zaś ci, którzy piszą (tu już nie ma znaczenia czy o spermie, czy nie) są w ogóle niebezpieczni. Niebezpieczni, bo piszą! Zaś pisząc zmuszają do czytania! A kiedy ktoś czyta, to przecież… myśli! Toż to zgroza! Dlatego ze smutkiem konstatuję, że plakat na witkacowską czytagramę w ogóle by nie przeszedł przez cenzurę Facebooka. Same literki! DNO!
A tych, którzy lubią takie dno zapraszam nie tylko na nasz spektakl, ale i na czytagramy. Zajrzyjcie na ich stronę, posłuchajcie fragmentów i jak gdzieś będą na żywo – idźcie. Wyjdziecie zdemoralizowani. Dajcie się okradać na wnuczka czy policjanta? Dajecie się okradać hackerom? Dajcie się zdemoralizować pisanemu słowu! Innemu niż wydrapane na murze słowo „chuj”. Dajcie się zdemoralizować klasyce! Gorszcie się słowem! Gorszcie się klasyką! Nic tak wam nie zrujnuje życia jak Witkacy z Hrabalem! Mówię to wam ja. Wasza… DAMA FEKALIOWA, której niejedno klasyczne dzieło literackie zryło psychikę. Naczytałam się ich i cały czas czytam i teraz mam! Żyję w świecie absurdów.