Rozpaczliwy SMS, czyli bez refleksji

Spread the love

Od wielu lat czasem z przerażeniem, czasem ze zdumieniem, a czasem z zażenowaniem patrzę na to, co zrobiły z nami środki komunikacji, będące wyrazem postępu technicznego. Gdy mój syn był w gimnazjum, co i rusz słuchałam historii o zerwaniu kogoś z kimś za pomocą SMS-a, co wydało mi się głupsze i bardziej prymitywne od zerwania przez telefon. Potem doszły zerwania na Gadu-Gadu, wreszcie na Facebooku.

W swoim czasie cała chyba sieć śmiała się z rozmowy, której screen pozwalam sobie (dzięki uprzejmości portalu mistrzowie.org) zamieścić. Jego inicjatorka została moim zdaniem słusznie posądzona o „posiadanie tunelu powietrznego między uszami”. Choć pan, o którego były te emocje też w mojej opinii niezbyt się wykazał, bo co to za publiczne informowanie, że ktoś umie lub nie „zrobić loda”. Kompletny brak klasy. Choć z drugiej strony być może uznał, że jak nie zniży się do poziomu tej dziewczyny, to ona nic nie zrozumie.

Ten wpis mnie i śmieszył i żenował. Od wczoraj myślę o nim intensywnie, gdyż to wczoraj dostałam SMS o następującej treści.

„Pani Małgorzato dzisiaj wyprowadziłam się od X pomimo bycia z nim w 11 tygodniu ciąży. W takiej sytuacji życzę udanego wiosennego wspólnego wyjazdu.”

Ponieważ na początku widniało jak byk „Pani Małgorzato” uznałam więc, że tekst być może jest do mnie, choć nadawca na pewno się myli. Nie planuję żadnego wiosennego wyjazdu z żadnym X. Przyznaję. Korciło odpisać: „Dziękuję bardzo”, by zobaczyć co będzie dalej, ale… za tym rozpaczliwym i żałosnym w sumie SMS-em kryły się czyjeś mocno zranione uczucia. A ponieważ imię X mi nic nie mówiło (mam tylko jednego znajomego o tym imieniu. Jest mężem koleżanki. Nawet gdyby zrobił komuś na boku dziecko, w co szczerze wątpię, to nie sądzę, by ktoś akurat mnie o tym informował takim SMS-em), więc zdecydowałam się odpisać zgodnie z prawdą: „O jakiego X chodzi i kto pisze?” Odpowiedź przyszła natychmiast.

„Przepraszam bardzo, że pozwoliłam sobie zaniepokoić Panią. Chodzi o XYZ. Ale ja już naprawdę nie jestem żadną przeszkodą. Zapewniam Panią.”  

Nazwisko XYZ coś mi mówiło, ale nie wiem co. Odpisałam więc, że nie mam z tym nic wspólnego, bo XYZ chyba na oczy nie widziałam. Nadawczyni rozpaczliwego SMS-a przeprosiła i dialog się urwał. Cóż… XYZ chyba w ogóle nie znam osobiście. To znaczy mam w swojej komórce taki kontakt, ale bez numeru telefonu, a jedynie z e-mailem. Konto pocztowe zostało przez niego założone na serwerze pewnego uniwersytetu w Wielkiej Brytanii, więc należy do kogoś pracującego lub tam studiującego. Gdy potem za namową Ulubionego zajrzałam na stronę uczelni odkryłam, że ktoś taki robił tam doktorat, ale 9 lat temu… Nie wiem, więc jak facet wygląda. Nie kojarzę skąd ta znajomość. Może to jakiś mój czytelnik? Może znajomość z jakiegoś zlotu vel Zjazdu? Może po prostu do mnie napisał i adres zapisał się w pamięci telefonu i kontaktach? Nie jest to ważne. Istotne jest to, że ktoś nawet nie zadzwonił, a przysłał SMS. W intymnej sprawie, tak drażliwej i bolesnej uznał, że najlepiej jest coś takiego wysłać. Właściwie to dobrze, że wysłany został tylko SMS, a nie był to wpis na Facebooku. Niemniej jednak dziewczyna mogła zadzwonić. Głupota nie zostawiłaby w moim umyśle i telefonie takiego śladu. A tak… SMS tkwi. Jeszcze go nie wykasowałam. Patrzę na niego i dziwuję się do czego pcha ludzi rozpacz i… nowe technologie. Możliwość wysłania wiadomości natychmiast odbiera rozum. Nie daje czasu na refleksje. Bo gdybym była tą, która jedzie z XYZ na wiosenny wyjazd? Też mogłabym bez refleksji odpisać coś, co zraniłoby do żywego. A jak wiadomo od SMS do SMS i dalej… prosta droga do komórkowego piekła.

PS Znajomi znów twierdzą, że takie rzeczy przytrafiają się tylko mnie…

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...