14 -Krymska wyprawa peugeotem z plusem

Spread the love

W niedzielę rano wyruszamy z powrotem do Polski. Jeszcze tylko krótki postój przed polskim kościołem św. Antoniego. Potem odbieramy Janusza, który ostatnie noce spędził u rodziny Oleny i w pierwotnej konfiguracji wyruszamy w stronę granicy. Konfiguracja pierwotna oznacza, że w peugeocie 3008, czyli w „gwieździe” jadą Jędrzej, Krzysztof i Marzena, a w „rosomaku”, czyli peugeocie 807 Janusz, Włodek i ja. Przed granicą zatrzymujemy się jeszcze w małym sklepiku w jakiejś wiosce. Musimy wydać ostatnie hrywny. Kupuję czekolady i kwas chlebowy. Sprzedawczyni liczy wszystko na liczydłach. Wielkich, drewnianych, jakie pamiętam z dzieciństwa. 



Nasza  p0odróż przez Krym: C. Eupatoria, D. Kacza, E. Sewastopol, F. Bakczysaraj, G. Symferopol, H. Ałuszta, I. jałta, J. Ałupka, K. Partenit, L. Sudal, M. Kercz, N. Teodozja, O. Soliane, P. Strilkove.

Na granicy spędzamy godzinę z hakiem. Kolejki zbyt wielkiej nie ma, ale ta, która jest wystarcza mi za wszystkie. By nie siedzieć po próżnicy wyciągam laptopa i piszę. Czas płynie na tyle szybko, że przekraczamy granicę. Postój robimy jeden dłuższy na stacji Statoil w Jarosławiu. Wszystko po to, by zatankować. Peugeot 3008 okazuje się autem niezwykle ekonomicznym. Nasi specjaliści od motoryzacji francuskiej, czyli Krzysztof i Jędrzej z francuskie.pl wielokrotnie robili obliczenia ile pali na setkę. Nie pamiętam tych obliczeń. Pamiętam jedynie zachwyt nad osiągami i silnikiem diesla, w który wyposażona jest „gwiazda”. 


Przeszklony dach „gwiazdy” –  przez niego widać jeden z jałtańskich wieżowców.

Czas na moje podsumowanie auta. Nie będę udawać fachowca. Do motoryzacji podchodzę jak kolega Bigos z „Niesamowitego dworu” Zbigniewa Nienackiego. Na widok każdego z samochodów mówię jak i on: „zabawny wozik, byle się toczył”. Czy „gwiazda” jest zabawna? Chyba tak, bo to przecież crossover, który trochę wygląda jak limuzyna. A jak się toczy? Jako pasażer stwierdzam, że jest cicha i wygodna. Z jej tylnego siedzenia zrobiłam wspaniałe zdjęcia (lepsze niż te z przedniego). Mogłam też pisać, a dzięki przeszklonemu dachowi w aucie długo jest widno. Wygodnie jest w nim na każdym z czterech miejsc. A także na miejscu kierowcy, co stwierdzam ostatniego dnia. Jak prowadzi się „gwiazda”? 


„Gwiazda” na tle Aj Petri

Za kierownicą siadam tuż przed Warszawą. Jestem zdenerwowana, co zapewne wynika z mojego wieku (już oleju się mi do głowy nalało) i czucia ciężaru odpowiedzialności za nie swój samochód; z tego, że od 20 lat mam prawo jazdy i na swoim koncie kilka stłuczek, a także zaliczony rów z dachowaniem; oraz z faktu, że codziennie jeżdżę… fiatem 600, czyli seicento, a więc małym pierdzidełkiem, które na warszawskich parkingach można wcisnąć w każdą szparę. Dlatego prowadzenie takiego crossovera, jak „gwiazda” początkowo mnie stresuje. 

„Gwiazda”  na brzegu morza czarnego w Sudaku.

Właściwie zaczynam go wyczuwać dopiero w Warszawie, gdy wjeżdżam w znajome ulice, korki, galimatias skrzyżowań i objazdów wynikających z prac na trasie siekierkowskiej i żałuję, że nie mam już czasu, ani siły, by dłużej pojeździć i to w trasie. „Gwiazda” ma kilka „bajerów”. Poza czujnikami parkowania, do których nie jestem przyzwyczajona, ma szybkę z poliwęglanu, która wyświetla informacje o tym, z jaka prędkością jadę, a także distance alert. To taki system ostrzegawczy, który pomaga zachować bezpieczną odległość od pojazdu jadącego przede mną. Kolejnym bajerem jest grip control. Z tego nie korzystam, bo pogoda w Polsce jest akurat zupełnie sympatyczna. Nie ma ani deszczu, ani śniegu, no i jadę po asfalcie, a nie piachu. Grip control, z tego co jako zupełny laik zrozumiałam, ma polepszyć motoryczność przednich kół poprzez ulepszony system antypoślizgowy. Na konsoli centralnej ma pięć przycisków: standard, każda droga, piasek, śnieg, ESP off. Konsola i kokpit są zresztą tak wygodne, że dochodzę do wniosku, że gdybym siedziała w wersji z automatyczną skrzynia biegów byłoby to auto dla lenia. A dupsko kierowcy rosłoby wprost proporcjonalnie do pokonanych kilometrów. 


„Gwiazda”w kamieniołomach w Kerczu

Kilku czytelników bloga napisało do mnie, że nie możliwe jest, by peugeot przejechał Krym i się nie zepsuł. Cóż.. niemożliwa to była piżama Stanleya Ipkisa, czyli bohatera filmu „Maska”. Nasza „gwiazda” – peugeot 3008 nas nie zawiódł. Przejechał 4500 kilometrów po różnych drogach. Często nie najlepszych. I tylko raz, we Lwowie w sobotni ranek zgłosił niskie ciśnienie w lewej tylnej oponie. Usuniecie „usterki” czyli wizyta w zakładzie wulkanizacji, kosztowało nas 4 hrywny. 
Wyprawa na Krym to także testy roamingu i internetu na Ukrainie. Z tym jest trochę gorzej. U naszych wschodnich sąsiadów znacznie trudniej znaleźć sieci bezprzewodowe. W hotelach 3 gwiazdkowych z reguły są. W kawiarenkach również. Jednak z tych kawiarenek nie można zrobić w internecie wielu rzeczy, które by się chciało. Polskie portale wprowadziły blokadę ukraińskich adresów, bo Ukraina to cały czas obok Rosji i Chin spamerskie centrum świata. Dlatego karty Plusa bardzo się przydały. Dzięki nim wielokrotnie można było zrobić to, czego nie udawało się za pomocą ukraińskich stałych łączy. 



Nasza podróż przez Ukrainę. W obie strony to 4500 kilometrów.

Dziś dzień rozstań. Po dwunastej (wcześniej nie miałam siły się zwlec z łóżka – odsypiałam Krym) odstawiłam „gwiazdę” do firmy Peugeot Polska, do ich myjni. Potem rozpoczęłam kolejne rozstania, czyli… wręczania prezentów, które przywiozłam z Ukrainy. Pierwsze odbyło się jeszcze w niedziele wieczorem. Najpierw dałam prezenty synowi, a potem moim Ukraińcom opowiadałam wrażenia z ich kraju. Dziś… przemierzałam korytarze redakcji z ukraińskimi fantami w garści. To chałwy, czekolady i małe buteleczki win lub wódek. Tylko piercowki nikomu nie oddaję. Miodową wódkę Niemirov z piercom mam zamiar sączyć całą zimę w postaci drinków z sokiem grejpfrutowym i wspominać wyprawę na Krym.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...