Do przejścia granicznego z Ukrainą przyjechaliśmy zgodnie z planem i wtedy zaczęła się nasza pierwsza absurdalna i niezwykle zabawna przygoda. Nazywała się poszukiwanie symbolu VIN w aucie. Ponieważ zarówno „gwiazda”, czyli peugeot 3008 crossover jak i „rosomak”, czyli peugeot 807 – są własnością peugeot Polska, więc na granicy oba auta trzeba było dokładnie sprawdzić, bo żadnym z nich nie jedzie właściciel. Sprawdzenie auta w takim przypadku polega m.in. na obejrzeniu silnika i odczytaniu numeru VIN, czyli Vehicle Idetification Number O ile w „gwieździe” numer znaleziono błyskawicznie, o tyle nasz poczciwy „rosomak”, którego pancerz chroni nas przed wszelkim złem tego świata, a luksusowe wnętrze łagodzi trudy podróży, swój numer VIN miał niestety głęboko ukryty. Śliczna i przesympatyczna młoda celniczka, przyświecając sobie oczywiście latarką, szukała numeru dobre dwadzieścia minut. Bezskutecznie. Nie bardzo wiedzieliśmy co robić, bo pora późna, więc do Peugeot Polska dzwonić nie ma co. Jesteśmy więc uziemieni na polsko-ukraińskiej granicy, na której świeci tylko jedna gwiazda – peugeot 3008 crossover z połową naszej niecierpliwiącej się załogi. Celniczka, którą zabawiałam naszą zagadką o powracającym z wojny krzyżowej rycerzu, nie znając oczywiście odpowiedzi, a sugerując, że może nielogiczne jest, że rycerz wrócił do żony, wpadła najpierw na pomysł, że poczeka na kolegę celnika, który jest wielkim fanem motoryzacji i może on widział kiedyś na oczy coś takiego, jak nasz „rosomak”. Kolega niestety obsługiwał jakichś innych turystów i jego przyjście do nas się opóźniało, dlatego kontynuowaliśmy poszukiwania kodu VIN. Włodek, jako pierwszy, znalazł w ramie przednich drzwi od strony pasażera naklejkę z kodem. Niestety to nie zadowoliło celniczki. Powiedziała, że kod VIN musi być wygrawerowany, a to jest nalepka i ona się nie liczy. Drugi kod, tym razem wygrawerowany, znalazł również Włodek. Tkwił on pod przednią szybą, a przykrywały go wycieraczka i maskownica. Niestety to również nie zaspokoiło żądań uroczej celniczki. Domagała się kodu i basta! Celniczka wpadła więc na drugi racjonalizatorski pomysł. Postanowiła bowiem zajrzeć do specjalnej bazy danych luksusowych aut i sprawdzić gdzie wg producenta powinien znajdować się numer VIN w naszym aucie. I cóż się okazało? Te numery, które znalazł Włodek są jedynymi i prawidłowymi numerami VIN, a naklejka nie jest taką zwykłą naklejką. Specjalne znaki są na niej ukryte, a ujrzeć je można jedynie po podświetleniu promieniami UV. Pożegnaliśmy celniczkę. Ja podałam jej rozwiązanie zagadki, sprawdzając, czy „moi panowie” nie podsłuchują (logika rozwiązania ją zamurowała i ubawiła), a potem udaliśmy się do ukraińskiego punktu kontrolnego. Tam bez większych przeszkód wypełniliśmy dokumenty i przekroczyliśmy granicę. Naszych bagaży nikt nie kontrolował. Może pomógł w tym dokument, który w języku ukraińskim informował, że o naszym wyjeździe wie ambasada Ukrainy, a co za tym idzie władze naszych wschodnich sąsiadów.
Do Lwowa dojechaliśmy po godzinie. Ponieważ pora była barbarzyńska i głupio było nam budzić gospodarzy, czyli zaprzyjaźnioną ukraińską rodzinę, zapadliśmy w sen w naszych wehikułach. Nasz „rosomak”, jako sypialnia sprawdził się, a i w „gwieździe” wypoczywa się podobno całkiem komfortowo – tak przynajmniej twierdzi druga część naszej ekspedycji.
Lwowska rodzina to Olena i Oleg oraz ich dzieci Olesia, a synek Andrzej. Gdy zaczęło świtać przygotowali nam wspaniały nocleg. Spaliśmy do jedenastej i teraz jesteśmy już po śniadaniu. Przed nami krótki spacer uliczkami Lwowa, a potem podróż na Krym. Kolejny nocleg planujemy w Humaniu.
Author: Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka.
Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka.
Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka.
Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...