Dla mnie kilkanaście minut, dla nich codzienność

Spread the love

Zawsze zastanawiałam się jak to było, gdy 65 lat temu mój stryj przechodził kanałami ze Starówki do Śródmieścia. Jak to było w tym kanale? Teraz już trochę wiem. Wprawdzie trochę, ale cokolwiek. Dziś MPWiK zorganizowało dla dziennikarzy specjalne przejście kanałami burzowymi. Przy okazji pan Zbigniew Osiński z Muzeum Powstania Warszawskiego opowiadał dziennikarzom, jak wyglądał transport kanałami. Mówił, że Niemcy wiedzieli, że Powstańcy używają ich do komunikacji między dzielnicami. Dlatego albo wrzucali do środka granaty albo wlewali benzynę i podpalali albo wrzucali karbid, który w zetknięciu z wo
dą zmieniał się w parujący gaz, a w ostateczności puszczali ścieki.
Dla nas, dziennikarzy, kanały były wyczyszczone. Oczywiście nie znaczy to, ze były zupełnie czyste i sterylne. Ale nie było w nich nieczystości i ścieków, a jedynie resztki wody i piach.

Punktualnie o 11-tej wraz z grupką fotoreporterów ubrana w kombinezon Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji, kask i kalosze aż do ud nr 42, bo mniejszych nie było zeszłam do kanału. W garści ściskałam aparat fotograficzny. Operator z kamerą został na górze i filmował moje zejście a potem wyjście z kanału. To co działo się w środku widziałam, a raczej czułam tylko ja. Bo tak naprawdę nie widziałam nic. Na nosie miałam przecież okulary, a na głowie kask, który tam na dole, w kanale spadł mi na oczy zrzucając okulary poniżej nosa. Nie mogłam ich poprawić, bo miałam zajęte ręce. W lewej ściskałam zatyczkę od obiektywu aparatu, a w prawej trzymałam sam aparat i próbowałam robić nim zdjęcia.

Nie było łatwo. Przede mną sam kanał. A gdy pana idącego za mną prosiłam, by spojrzał w obiektyw – będzie miał pamiątkę – odparł, że to nie takie proste. Odcinek, który mieliśmy do pokonania miał nie więcej niż 150 metrów. Jednak kanał w tym miejscu miał najwyżej 60 centymetrów wysokości. Pokonanie go zajęło mi kwadrans. W pewnym momencie myślałam, że to się nigdy nie skończy. Bałam się, że utytłam obiektyw w piachu lub zgubię zatyczkę. Potem jednak pomyślałam: cóż tam zatyczka. Można kupić na allegro drugą. Może trochę gorzej z aparatem, ale… zawsze będzie można go wyczyścić. W serwisie Nikona za okazaniem legitymacji prasowej zrobią mi to w ciągu 24 godzin.
A wtedy? 65 lat temu? Gdy nad głową płonął świat? Mojemu stryjowi i jego kolegom co chwila wrzucano jak nie granaty to karbid… Co to była za rzeczywistość! Koszmar! I pomyśleć, że tuż przed zejściem do kanału jeden z powstańców (ps. Tygrys” ze zgrupowania „Róg”) powiedział mi, że wędrówka kanałami była normalną sprawą. Trzeba było się dostać w inne miejsce – to się szlo. To był mus – powiedział i podkreślił to słowo – MUS. Dobrze, że dziś nie jest.

PS. Koleżanka z redakcji (z tych, co to mogłyby być moimi córkami, gdybym w liceum zajęła się rozmnażaniem) powiedziała, że w życiu by do kanału dla potrzeb programu nie zeszła. Bez przesady…

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...