Na tropie pro unijnego filozofa i… pewnej dziennikarki

Spread the love

„Szanowny Panie Ministrze
Nazwisko moje brzmi Anna von Dobeneck, z domu Gottlieb; Mieszkam we Frankfurcie nad Menem przy ulicy Zygfryda 7. Przed kilkoma dniami przeczytałam w niemieckiej gazecie artykuł o tym, jak wygląda obecnie życie na terenie dawnych Prus Wschodnich, należących do Polski. Dowiedziałam się, że w moim rodzinnym mieście, Morągu, istnieje Muzeum imienia Johanna Gottfrieda Herdera, wielkiego filozofa niemieckiego. Przez wiele lat wmawiano nam, że Polacy niszczą na terenie dawnych Prus wszelkie ślady po Niemcach, nawet takich, którzy w dawnych czasach wnieśli wkład do ogólnoludzkiej myśli. Teraz dowiedziałam się, że to nieprawda. Właśnie w Morągu, w starym ratuszu znajduje się Muzeum Herdera, który się Urodził w tym mieście. A to znaczy, że ocala się od zapomnienia i otacza Opieką miejsca związane z życiem i działalnością naprawdę wielkich synów narodu niemieckiego. Ten właśnie fakt skłonił mnie bezpośrednio do napisania tego listu.
Dowiedziałam się z gazety, że Muzeum Herdera jest ubogie w eksponaty. Czy mogłabym umrzeć w spokoju wiedząc, że zabieram z sobą do grobu tajemnicę, której wyjaśnienie może przyczynić się do wzbogacenia zbiorów tego muzeum?
(…) Anna von Dobeneck”
To fikcyjny list wymyślony przez Zbigniewa Nienackiego dla potrzeb powieści „Pan samochodzik i Niewidzialni”. Cała seria zawsze rozpalała moją wyobraźnię. W ubiegłym roku to Pan samochodzik prowadził mnie i mała grupę Nienackofanów śladami Hindenburga. W tym roku zawiódł do Pragi czeskiej, gdzie wprawdzie zostałam okradziona, ale… zdążyłam poprosić rabina Liwa o niezwykle ważne dla mnie „małe conieco”, składając karteczkę w jego grobie tak, jak na łamach książki „Pan Samochodzik i tajemnica tajemnic” zrobił to Zdenek Blacha.
W tym roku na VII zlot Fan Klubu Zbigniewa Nienackiego przyjechałam spóźniona. Niestety ominęło mnie spotkanie ze Stanisławem Mikulskim, najbardziej kultowym ekranowym „Panem Samochodzikiem”, którego w letniej rezydencji dorwało koleżeństwo. Na dodatek podczas wieczornej emisji serialu, który puściliśmy z płyt VCD na sufit letniej kuchni jerzwałdzkiego domu Zbigniewa Nienackiego, zasnęłam. Jedynie mój syn wysiedział wszystkie pięć docinków, choć cały serial mamy w domu i już go przecież widział. Jednak fajnie było oglądać wspólnie, bo każdy coś tam ciekawego zaobserwował lub wiedział o serialu. (Ja teraz nadrabiam zaległości sama w domu. Właśnie Milski w roli kościelnego dobiera się do wina na plebanii w Kortumowie.). Nie pojechałam też do Boreczna szukać „złotej rękawicy”, ale i tam w swoim czasie byłam. Na dodatek pogoda nie bardzo nam dopisała. Było po prostu brzydko. Postanowiłam jednak nie poddać się i wyruszyć w malutką podróż tropem Pana Samochodzika i wraz z grupką Nienackofanów w niedzielę pojechać do Morąga do muzeum Herdera. I cóż się okazało? Nie było jak w książce. W powieści “Pan Samochodzik i Niewidzialni” Nienacki napisał:
„(…) przyjechaliśmy do Morąga, bardzo starego miasta, które w czasie minionej wojny uległo niemal całkowitej zagładzie, dwa razy bowiem przechodziło z rąk do rąk, nim na ruinach ratusza zawieszono biało-czerwoną flagę. Ale od tamtego czasu minęło już ponad trzydzieści lat, odbudowano domy i ulice, odrestaurowano stary piętnastowieczny ratusz, gdzie znalazło swe miejsce Muzeum Herdera. Jedyne ruiny w Morągu to resztki dawnego krzyżackiego zamku. Ale o przeszłości mówią również resztki murów obronnych. Tu, we wschodniej części tych murów, znajdowała się słynna wieża czarownic, gdzie poddawano torturom ofiary zabobonu i ciemnoty.
Na prostokątnym starym rynku odrestaurowanego ratusza strzegą dwie ogromne armaty. Zaparkowałem wehikuł na rynku i zaproponowałem Monice zwiedzenie Muzeum Herdera. Wielki filozof, uczeń Kanta I przyjaciel Goethego, przyszedł na świat w ubogiej rodzinie, jego ojciec był początkowo zwykłym tkaczem, potem nauczycielem, a dodatkowo dzwonnikiem w ewangelickim kościele i przez pewien czas kantorem polskiej gminy. Bieda nie jeden raz gościła w domu Herderów i nie pozostało to potem bez wpływu na społeczne zainteresowania wielkiego myśliciela.”
Dziś Muzeum Herdera nie znajduje się w Ratuszu Morąga, ale w zameczku Von Dohnów. W XVI w. burgrabia Achacy Dohna wzniósł, wykorzystując fragment gotyckiego muru miejskiego z basztami obronnymi, niewielki zameczek. Budowla po pożarze w 1697 r. została odbudowana i następnie rozbudowana w latach 1717-1719 przez architekta Johanna Caspara Hindersina (1677-1738), który nadał mu charakter reprezentacyjnej rezydencji pałacowej. Pałac został zniszczony w 1945 r., oczywiście przez wojska radzieckie, które niszczyły wszystko, co uznały za niemieckie. Dlatego, gdy po wojnie w Morągu powstało Muzeum Herdera, umieszczono w miejskim ratuszu. Teraz jednak zajechaliśmy nie do ratusza, a do pałacu Von Dohnów, bo w latach 1975-1985 staraniem Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Olsztynie pałac odbudowano… Tak więc trafiliśmy do całkiem sporego muzeum, w którym dwie sale poświęcone są Herderowi.
– A czy przynajmniej wie pani, kto to był Johann Gottfried Herder? – Zadrwiłem przed drzwiami muzeum.
– Pamiętam z lekcji literatury. “Sturm und Drang“, początki Romantyzmu.
Odetchnąłem z ulgą.
– To świetnie, panno Moniko – powiedziałem – i radzę poduczyć się literatury. Mam przeczucie, że w przygodach, które nas teraz czekają, nie odegrają roli szybkostrzelne pistolety z filmów o Bondzie, ale ten zwycięży, kto się wykaże lepszą znajomością historii literatury. Uroda i posiadanie nawet dwudziestu peruk nie pomoże w wyjaśnieniu zagadki, dlaczego pewna stara pani w dalekim kraju dowiedziawszy się, że tutaj oto istnieje Muzeum Herdera, napisała do ministra kultury bardzo długi list.”
Kim był Johann Gottfried Herder? Nienacki ustami Pana Samochodzika powiedziałby, że filozofem, ale… to nie wszystko. Gdy czyta się jego myśli i tym samym poznaje jego poglądy, można dojść do wniosku, że… zwolennikiem Unii Europejskiej. To odkrycie trochę mnie ubawiło, bo zwiedzaliśmy Muzeum Herdera w dniu wyborów do Parlamentu Europejskiego.
Herder darzył wielkim szacunkiem ludy słowiańskie. Nauczył się tego pracując, jako kaznodzieja w latach 1764-1769 w Rydze, stolicy Inflant. Miasto od 1710 roku należało do rosyjskiego imperium carskiego. Herder obserwował jak zgodnie żyją tu ludzie różnych narodowości, odrębni sobie kulturowo i zapewne to rozpalało jego umysł. Był wielkim wrogiem wojny, którą uważał za całe zło ludzkości. I choć sympatyzował z Rewolucją Francuską to przewroty i zamieszki polityczne uważał „za oznaki barbarzyństwa, arogancji władzy i dzikiej samowoli.” Pewnie przyczynił się do tego jakobiński przewrót. W każdym razie Herder wzywał wszystkich rządzących do zapobieganiu rewolucjom poprzez wprowadzanie reform. Twierdził też, że narody powinny współpracować ze sobą ponieważ „pokój jest naturalnym stanem nieuciemiężonego rodzaju ludzkiego”. Był zwolennikiem prawa narodów do samostanowienia.
„I weszliśmy do muzeum, gdzie przedstawiłem się kustoszce, jako pracownik Centralnego Zarządu Muzeów i Ochrony Zabytków. W jej towarzystwie obejrzeliśmy wszystkie eksponaty. Długą chwilę stałem przed zawieszonym na ścianie medalem z podobizną Jana Herdera, wpatrując się w szlachetny profil myśliciela.
– Z pytań, które mi pan zadał – odezwała się kustoszka – zorientowałam się, że interesują pana przede wszystkim pamiątki po Herderze. Czyżby zbliżała się nieznana mi rocznica, dotycząca Herdera? Wczoraj przyjechał tutaj także pewien pan z Warszawy i bardzo interesował się naszymi eksponatami. O tej porze roku rzadko mamy takie odwiedziny. Co innego w sezonie…
Znieruchomiałem.
– A jak wyglądał ten człowiek?
– Dość młody, przystojny blondyn. Miał w ręku czarny kapelusz i przybył samochodem marki „Fiat”.
– Tajemniczy Blondyn w czarnym kapeluszu – szepnęła Monika.
– Czy może mi pani powiedzieć, na co szczególną uwagę zwracał ten człowiek? – zapytałem.
– To trudno powiedzieć. Po prostu oglądał eksponaty i pytał o każdy dość szczegółowo. Wreszcie dziwnie zażartował. Powiedział, że mamy tak niewiele pamiątek po Herderze, że nawet chyba nie byłoby co tu ukraść. Rzeczywiście, nasze muzeum jest pod tym względem dość ubogie. Ale żart był. Niestosowny, prawda?
– To chyba nie był żart – rzekłem po pewnym namyśle. – Być może przyjechał tutaj, aby sprawdzić, czy nie dałoby się czegoś ukraść. Do Warszawy przybył bowiem cudzoziemiec, który być może kupiłby chętnie jakiś stary manuskrypt związany z dziejami kultury niemieckiej, nie pytając o pochodzenie przedmiotu. Na międzynarodowych aukcjach stale zwyżkują stare manuskrypty i listy wielkich ludzi.
– Więc to był złodziej?! – Przeraziła się kustosz. – A tak sympatycznie wyglądał…
Pożegnałem kustoszkę i znowu wraz z Moniką zasiadłem w wehikule, który skierowałem na szosę do Małdyt.”
My ruszyliśmy zwiedzać ruiny pruskich pałaców. W głowie kołatały się cytaty z Herdera, których próżno szukałam po powrocie do domu w Internecie. Znalazłam ich wiele, ale nie te prounijne. Niestety w Muzeum nie wolno było robić zdjęć. Pamiętam więc ogólny sens herderowskich myśli, nie zaś treść jego publikacji, których cytaty wisiały na muzealnych ścianach. Pamiętam też swoją myśl, że Hitler to musiał tego Herdera nienawidzić. Żeby Niemiec z taką sympatią pisał o Słowianach?! O! Gloryfikacja tych „podludzi” musiała być Fuehrerowi nie w smak.
A pruskie pałace? Nienacki wielokrotnie opisywał ich losy, gdy przez teren Prus przetoczyła się wojna. Armia Czerwona nie zostawiała na tych budowlach suchej nitki. Chętnie zrównałaby je z ziemią, ale… że było to zbyt pracochłonne to zostawiała to zadanie ogniowi, za pomocą którego rozprawiała się z tym, co w jej pojęciu było szwabskie. W ten sposób zniszczono zamek w Szymbarku, który był niemal tak wielki jak Malbork. Niestety miał to nieszczęście, że należał do rodu von Finckensteinów. Podobnie było z pałacem w Słobitach, przed ktorym nad stawem siedzą dziś wędkarze. Ocalały nieliczne zabytki. Miedzy innymi pałac w Kwitajnach, którego właścicielką była hrabina Marion Dönhoff, dziennikarka niemiecka, rzeczniczka pojednania polsko-niemieckiego, autorka książek, których tematem były Prusy Wschodnie. Na rok przed śmiercią w 2002 roku otrzymała nagrodę Kapituły im. Biskupa Ignacego Krasickiego „za światłą działalność dziennikarską, pisarską i społeczną na rzecz zrozumienia, pojednania oraz przyjaźni narodów sąsiedzkich Europy”. Czyż nie nieodrodna córa swojej ziemi, która wydala Herdera i przygarnęła Nienackiego? Podczas II wojny światowej Marion była działaczką opozycji antyhitlerowskiej i współuczestniczyła w nieudanym zamachu na życie Adolfa Hitlera. W styczniu 1945 opuściła Prusy Wschodnie, uciekając konno przed nadciągającą Armią Czerwoną. Swoją siedmiotygodniową ucieczkę opisała w książce “Nazwy, których nikt już nie wymienia“. Cóż… dla nas jej posiadłość to nie Quittainen, ale Kwitajny. Zaś miejsce gdzie mieści się muzeum Herdera i gdzie 23 września 1994 roku zmarł Zbigniew Nienacki to Morąg, a nie Mohrungen.
PS. W tym roku mija 265 rocznica urodzin Johanna Gottfrieda Herdera, 100 rocznica urodzin Marion Dönhoff i… 15 rocznica śmierci Zbigniewa Nienackiego. Całą trójkę łączy ziemia morąska.
PS.2. Fragmenty powieści „Pan Samochodzik i Niewidzialni” na podstawie I wydania książki z 1977 roku, które ukazało się nakładem wydawnictwa Pojezierze.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...