Wybory wyzwalają bestię

Spread the love
Niejako programowo nie zajmuję się na blogu polityką. Powód prosty. Nie chcę, by moje poglądy rzutowały w jakikolwiek sposób na odbiór tego, co piszę. Wiem, jak zmieniło się spojrzenie na Tytusa po zapisaniu go przez Papcia Chmiela do partii. Pamiętam komiks Wilhelma Sasnala, którego bohater przeprowadzał się i na pytanie tragarza, co zrobić z Tytusami odparł: „To do góry proszę zanieść. Albo nie. Niech pan na razie przed klatką postawi. Muszę się zastanowić. Papciu, kolego Jarka, Papciu kolego Lecha, Dlaczego wbiłeś klina między mną a Tytusem?”
Dlatego u mnie polityka jest tematem tabu. Bohaterowie moich książek też są apolityczni, choć przyznam, że czasem korci, by przenieść na karty książki scenę z moich imienin, gdy na dzień przed wyborami do parlamentu, w czasie ciszy wyborczej, moi kulturalni goście się pobili i wyzwali od ubeków, pokazując przy tym genitalia. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam jak wybory wyzwalają bestię. Myślałam wtedy, że wyzwalają ją jedynie wśród moich rozpolitykowanych przyjaciół i to dlatego, że na imieninach trochę wypili. Okazuje się jednak, że do wyzwolenia bestii nie potrzebny jest alkohol i nie potrzebne rozpolitykowanie. Bestia chyba drzemie w każdym, a jak dobra wódka działają ogłoszenia wyborcze.
Ostatnie trzy dni wydawałam Kurier Mazowiecki. Wspomniałam kiedyś na blogu, że są to dni, w których telefon redakcyjny przełączany jest na moją komórkę. Widzowie mogą wtedy dzwonić i zgłaszać: pożary, zaginięcia, problemy drogowe, konflikty z wójtami i tym podobne sprawy, które ich zdaniem powinny zainteresować telewizje. Przez te ostatnie trzy dni ani razu telefon nie zadzwonił w takiej sprawie. Nie oznacza to jednak, że nie dzwonił w ogóle. Dzwonił i to częściej niż zazwyczaj. Po co? Oczywiście w sprawie wyborów, a raczej wyborczych ogłoszeń. Ostatni telefon odebrany przeze mnie wczoraj tuż po emisji (przed rozpoczęciem dyżuru przez następną osobę) był najłagodniejszy.
– Czy ten debil musi do mnie pierdolić z ekranu? – Pytał pan mocno poirytowanym głosem.
– Po pierwsze dodzwonił się pan do redakcji Kuriera Mazowieckiego. Po drugie teraz emisji naszego programu nie ma. Więc jeśli jakiś, jak to pan nazwał, „debil” mówi do pana z ekranu to nie mam na to wpływu, bo to nie w naszym programie – odpowiedziałam.
– Ale, gdy był wasz program, to zaraz po programie i przed programem ten debil też do mnie gadał!
– W takim razie oglądał pan płatne ogłoszenie wyborcze.
– To ten debil za to zapłacił?
– Tak.
– I ja go muszę oglądać?
– Nie. Może pan wyłączyć telewizor.
– A jakbym chciał, żeby on mi dużej nad głowa nie pierdolił?
– To proszę wyłączyć telewizor.
– Ale ja nie chce wyłączać. To, co? Mam do niego zadzwonić, by nie wykupywał ogłoszeń?
– Tak. Ale może też pan poczekać do piątku. Będzie cisza wyborcza i ogłoszenia znikną.
Ta rozmowa była jedną z najkulturalniejszych. Tu pan tylko pytał, choć wyrazów niecenzuralnych nie brakowało. Inni nie pytali tylko wyzywali mnie od ostatnich i żądali zdjęcia ogłoszeń z anteny. Kandydatów określano nie mianem „debila”, ale: „chuja”, „skurwysyna”, „ćwoka”, „bydlaka”, „mendy” i najczęściej „złodzieja” itd. Ja byłam dla nich „kurwą”, która bierze kasę za wpuszczanie tego „śmiecia” na antenę itd.
Dyżur trwa od godziny 18:30 do 9:30, kiedy to rozpoczyna się poranne kolegium. Na szczęście najbliższy będę miała po wyborach, co jest bardzo pocieszające, bo wybory jednak naprawdę wyzwalają w ludziach bestię. A przyznam, że ostatniego dnia każdy telefon dyżurny budził we mnie coraz większy lęk. Nie żebym bała się tych wyzwisk. Bałam się, że to ja wreszcie nie wytrzymam i bestia wyjdzie i ze mnie. Przecież każda akcja w końcu budzi reakcję. A ile można wysłuchiwać wyzwisk?

PS. Dziewczyny z działu łączności z widzami pójdą żywcem do nieba. To co jest w raportach budzi najwyższą grozę. Gdyby widz mógł stanąć oko w oko z odbierającym telefony pracownikiem TVP mogłoby dojść do tragedii.

PS.2. Anglicy stworzyli jedną z podstawowych zasad wolności: „Nie zgadzam się z ani jednym twoim poglądem. Nie podzielam żadnej z twoich idei. Ale oddam życie za to, byś mógł swobodnie je głosić”. To zgodne z moimi przekonaniami i właśnie dlatego grzecznie wysłuchuje bluzgów widzów, choć większość z nich, jak wynika z rozmów, uważa mnie za osobę odpowiedzialną za treść ogłoszeń. Na dodatek nikt z widzów tych ogłoszeń wysłuchać nie chce. Cóż… najwyraźniej budząca się w nich wtedy bestia nie jest zainteresowana obroną wolności.

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...