Nie każdy misio jest pluszowy

Spread the love

Wczoraj  miałam coś w rodzaju powtórki z rozrywki. Mam na myśli historię z „Berkiem-Oberkiem„. Tym razem los Berka Joselewicza prawie podzielił pewien bohaterski miś. Piszę prawie, bo w przeciwieństwie do Berka, miś znalazł się jednak na antenie Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego. Ale do rzeczy.

Wiele tygodni temu zadzwoniła do mnie jakaś kobieta, która mój telefon dostała od jednego księgarza, że jest wydawcą arcyciekawej książki dla dzieci, opartej na prawdziwych wydarzeniach. Książka nosi tytuł: „Dziadek i niedźwiadek” i jest opowieścią o niedźwiedziu, który był w Armii Andersa. Historię pamiętałam jeszcze z podstawówki, choć dawno o niej czytałam. W domu sprawdziłam, czy dobrze kojarzę (okazało się, że jeszcze coś tam w głowie miałam). Nota bene teraz zafascynowało mnie, że jedną z książek o owym misiu napisał Janusz Przymanowski, a jak wiadomo żołnierzem Andersa to on nie był.
W każdym razie wczoraj, w dniu, na który zapowiedziano promocję książki o słynnym misiu, zgłosiłam rano na kolegium, że chcę robić ten temat. Pozwolono mi, ale… na poranek. Gdy wróciłam ze zdjęć i pokazałam książkę autorstwa Łukasza Wierzbickiego (pięknie ilustrowana i z fotografiami misia) okazało się, że prawie wszyscy przeżyli szok, bo wcześniej myśleli, że chodzi o misia pluszowego, a nie prawdziwego. Cóż… dla niektórych brzmi to jak bajka, że w 1942 roku żołnierze za kilka puszek konserw i paczek herbatników, kupili syryjskiego niedźwiedzia brunatnego od irańskiego chłopca. Misia, który był wtedy puszystą kulką, karmiono skondensowanym mlekiem, za pomocą butelki ze smoczkiem zrobionym ze szmaty. I tak… na oczach żołnierzy 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii w 2 Korpusie Polskim dowodzonym przez gen. Andersa ów misio rósł, by stać się wielkim i silnym niedźwiedziem. Otrzymał imię Wojtek i nawet dostał kartę zaopatrzeniową stwierdzającą, że szeregowy Wojciech Miś jest żołnierzem Wojska Polskiego i przysługuje mu takie samo jedzenie jak innym żołnierzom. Misio pił z butelki jak człowiek. Lubił owoce i sok malinowy. Podczas walk o Monte Cassino pomagał w noszeniu ciężkich skrzyń z amunicją artyleryjską i nigdy nie zdarzyło mu się żadnej upuścić. Od tamtej pory symbolem 22 Kompanii stał się niedźwiedź z pociskiem w łapach. Odznaka taka pojawiła się na samochodach wojskowych, proporczykach i mundurach żołnierzy. Misio dokonał żywota w ZOO w 1963 roku Edynburgu, gdzie oddano go na przechowanie. Żołnierze liczyli, ze wrócą wraz z nim do Polski po wyzwoleniu. Niestety… miś tej wolności nie doczekał. Doczekał się za to kilku książek, legend, pomników itd. Był niezwykle popularny wśród Polonii brytyjskiej. W redakcji, jak widać był nieznany… Cóż… rozumiem, że stwierdzenie, że „miś był maskotką kompanii” mogło być mylące, ale po pierwsze nie wyobrażam sobie kompanii żołnierzy z jednym pluszakiem wędrującym po wszystkich frontach i strzegących pluszaka jak oka w głowie, a po drugie… na zaproszeniu, które wiele tygodni temu włożyłam do teczki wydawcy, widniało zdjęcie żołnierza z prawdziwym niedźwiedziem w objęciach. Najwyraźniej nawet zaproszenia rzadko kto czyta uważnie. Nie każdy misio jest pluszowy. Jak trudno to w pracy wytłumaczyć…
PS. I tak trochę a propos zwierząt i pracy… przypomniał mi się  stary kawał, którym doprowadza się do szału zapalonych myśliwych. Opowiadał go jeden kolega dwóm innym, kłócącym się o okresy ochronne saren…
Czym się rożni daniel od jelenia?
Jeleń stawia. Daniel pije.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...