Miłe złego początki…

Spread the love

Tym się pocieszam siedząc nad swoim nowym programem. Wymyśliłam go dawno temu, ale dopiero teraz dano mi szansę wcielenia pomysłu w życie. Gdy w swoim czasie byłam na jakimś szkoleniu reportersko-prezenterskim w Akademii Telewizyjnej spytano mnie, czemu jeszcze nie oprowadzam po Warszawie. Wykładowca twierdził, że powinnam mieć swój warszawski program i opowiadać w nim anegdoty. I tak… 30-go października startuję na antenie TVP Warszawa z programem o… Warszawie oczywiście. (Tytułu jeszcze nie zdradzę.) A ponieważ pierwszy odcinek wypadł tuż przed Zaduszkami i Wszystkich Świętych, więc… automatycznie ten pierwszy odcinek będzie o cmentarzach.
Życie jednak już na wstępie mnie nie pieści. Zaczęło się od tego, że na raz nie mogłam nagrać wszystkiego, co sobie zamierzyłam. Powód? Mogłabym go określić słowem „czas”, ale byłoby to mało precyzyjne. Kamerę dostałam od 9:30… ale ponieważ wszystko, co nagrywam dzieje się na dworze, więc jestem ograniczona światłem dziennym. Zmierzch zapada w miarę szybko – i będzie jeszcze szybciej, więc właściwie godzina 17-ta to był już koniec zdjęć. Ktoś powie, że od 9.30 do 17-tej to kupa czasu. Niech ten ktoś spróbuje w godzinach szczytu przejechać ze Starówki na Bródno, a potem do Centrum w okolice Marriota. Można oszaleć! Na szczęście mogłam jeszcze raz wziąć kamerę i kontynuować zdjęcia. Jednak po nagraniu wszystkiego znów zaczęły się schody. Nazywały się montaż… Do pracy nad programem dobrałam sobie Agatę, którą moja propozycja bardzo ucieszyła. Montaż miałyśmy zacząć w niedzielę o 8-mej i mieć do 23-ej. Agata przyszła godzinę wcześniej, by zrzucić dyski, czyli wgrać materiały wyjściowe do komputera. I co? Najpierw okazało się, …że nie ma upoważnienia, by wziąć klucz od tej konkretnej montażowni. Potem okazało się, że nie może dysków zrzucić do komputera, bo… poprzedniego dnia robiono upgrade systemu i… gdzieś w diabły poszły sterowniki od maszyn. Przywracanie zestawu do stanu normalności potrwało do… 11-tej. Z kolei wrzucanie materiałów potrwało do 12 z minutami i tak… z wielogodzinnym opóźnienie zaczęłyśmy montaż. Gdy w najlepsze kleiłyśmy całość do kupy okazało się, że montaż, który miałyśmy mieć przecież do 23-ciej trzeba przerwać. Oto na tym zestawie od 18-tej ma być montowany cykliczny program informacyjny, który ma emisję o 7-mej rano. Jak to się stało, że ktoś wpisał nas na montaż do 23-ej na zestawie, który od 18-tej jest zajęty? Nie ma to już znaczenia, bo z niedokończonym programem musiałam zejść z montażu. Mamy kontynuować to wszystko w środę. Gdy wyjeżdżałam wieczorem z pracy to tak mi się ręce ze zdenerwowania trzęsły, że… na Marszałkowskiej zderzyłam się z volkswagenem. Co prawda nie moja wina, bo pan wyjechał z podporządkowanej ulicy Rysiej prosto na mnie, ale podejrzewam, że gdyby nie historia z montażem zdążyłabym zahamować. A tak… mój „Jubiś” ma rozbity przód i czeka przed warsztatem na oględziny rzeczoznawcy. Mam wielką nadzieję, że autko się z tego podniesie. Że to wszystko na szczęście, by program był fajny. Przecież mówi się, że „miłe złego początki, a koniec żałosny”. Może, jeśli zaczynam tak strasznie, to z programu wyjdzie mi coś fajnego?

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...