Proszę opuścić moje sny

Spread the love

Na wiele rzeczy w życiu mamy wpływ, ale jest masa takich, na które wpływu nie mamy. Mogłabym wymienić setki. Na przykład nie mamy wpływu na to, w jakiej rodzinie przychodzimy na świat, kim są nasi rodzice, rodzeństwo, z kim będziemy w jednej klasie (stąd zresztą tytuł mojej powieści 'LO-teria’). Nie mamy też wpływu na to, kto będzie naszym sąsiadem. Na to, że moja sąsiadka jest, jaka jest, kompletnie nie mam wpływu. A ona coraz bardziej wyprowadza mnie z równowagi. Ponieważ w ciągu 24 godzin dwukrotnie wezwała na mnie policję, więc ostatnio wnerwiona zachowałam się wyjątkowo nieelegancko. (A do tej pory to była jej domena!) Mianowicie powiedziałam głośno to, co jest tajemnicą poliszynela, czyli, że kobieta śmierdzi i ma obrzydliwe wąsy. A ona mi na to z uśmiechem, spokojniutko odparła: „Bo lubię!”. No niestety…, że lubi śmierdzieć, to pewne. Ostatni patrol policji, który przyjechał na jej wezwanie (Ulubiony wyrwał chwasta – ona twierdziła, że to cenna roślina), wyszedł od niej na wdechu oznajmiając, że następnym razem ona dostanie mandat za nieuzasadnione wzywanie policji. Nam zaś powiedział, że mamy straszny kłopot. Ale to wiemy i bez tego.

I tak, jak nie mamy wpływu na wszystkie wcześniej wymienione przeze mnie rzeczy, tak nie mamy też wpływu na nasze… marzenia senne, czyli wyśnione obrazy, których znaczenie treści, niektórzy chętnie sprawdzają w sennikach. Podobno marzenia senne są wynikiem podświadomości, lęków, ukrytych obaw, przeżyć, a także błędnej interpretacji tego (zwłaszcza odgłosów, zapachów itd.), co dzieje się wokół nas, kiedy jesteśmy pogrążeni w sennym letargu. Bez względu na to, co dokładnie sprawia, że śnimy o tym czy owym, jedno jest pewne. Nie jesteśmy w stanie zaplanować treści swego snu. Wielokrotnie obiecywałam sobie, że zacznę swoje sny zapisywać. Na przestrzeni całego życia zdarzało mi się bowiem mieć sny i fantastyczne i straszne i dziwne i głupie. Śniła mi się praca, podróże, ludzie, których znałam kiedyś i tacy, których nie znam, ale w śnie zdawali się być częścią mnie. Bywały sny, które mnie bawiły, jak ten, kiedy kolega z redakcji przyszedł pożyczyć rower, a ja dałam mu trzykołowy, bo tylko taki miałam. On zaś przyjął trzykołowca, jakby był to co najmniej motocykl Kawasaki i odjechał na nim z kamerą na plecach, by kręcić jakieś zdarzenie. Jakiś czas temu śnił mi się brat Ulubionego, zwany Szwagroszczakiem, który chwalił się, że już świetnie opanował język polski. W ramach dowodu na prawdziwość tych słów wyrecytował „najbardziej znany polski wiersz”, który był o dwóch braciach. Koniec tego jednego z największych dzieł literatury polskiej (a we śnie chyba nawet największego) brzmiał:
„jeden poszedł w góry drugi w cwiety,
bo obaj byli Yeti”.
Wyłam ze śmiechu ze 20 minut po przebudzeniu i nie byłam w stanie wyrecytować tego wierszyka, więc Ulubiony kompletnie nie mógł zrozumieć, czemu tak się śmieję. Gdy wreszcie wystękałam – ubawił się też do łez. Szczególnie z bardzo polskiego słowa „cwiety”.
Były i takie sny, które dawały do myślenia. Na przykład, gdy przyśnił mi się Ojciec. Kiedyś pewien człowiek zrobił mi potworną krzywdę, której skutki cała moja najbliższa rodzina odczuwa zresztą do dziś. Wtedy, gdy się to działo, w nocy, niemal w całości przepłakanej, przyśnił mi się Ojciec, który powiedział: „Przecież mówiłem ci, że to pętak”. Dopiero, gdy się obudziłam przypomniałam sobie, że rzeczywiście coś takiego mój ojciec powiedział o nim jeszcze za swojego życia. Ja jednak wyparłam te słowa. Powróciły do mnie dopiero we śnie.
Bywały sny przerażające, gdy uciekałam, płonęłam, tonęłam, dusiłam się i mnie torturowano. Często śniło mi się, że w domu były zerwane schody, miałam odciętą drogę ucieczki, była dziura w podłodze, uciekałam przez okno i po balkonach.
Pamiętam też sen, który był typowym pomieszaniem myśli, pragnień i błędnej interpretacji rzeczywistości. Zawsze chciałam pójść z pielgrzymką do Częstochowy. Po to, by zobaczyć na własne oczy, czy prawdą jest, że najpierw wszyscy są rozmodleni, a w drodze powrotnej mówiąc eufemistycznie „mniej pobożni”? No, ale do dziś nie poszłam i nie wiem, czy kiedyś pójdę, bo to jednak trzeba ze dwa tygodnie nie pracować. A na to na razie nie mogę sobie pozwolić. W każdym razie śniło mi się kiedyś, że poszłam z tą pielgrzymką do Częstochowy. W trakcie wędrówki nocowałam w rowie w śpiworze wraz z innymi pielgrzymami. Koło mnie położono bardzo grubego mężczyznę. Miałam problem z zaśnięciem, bo facet tak strasznie chrapał, że nie byłam w stanie zmrużyć oka. Nagle… obudziłam się… w swoim łóżku. Nie było rowu, pielgrzymki, śpiwora ani żadnego grubego faceta, tylko leżący obok, na wznak jak człowiek, mój osobisty, prywatny pies, który miał rozwarty pysk i chrapał jakby nie był jamnikiem, a co najmniej brunatnym niedźwiedziem…
Bywa, że śnią mi się zmarli. Nie tylko Ojciec, o czym wspomniałam, ale czasem Mama, Babcia, a ostatnio, tuż przed świętami Wielkanocnymi, Eksio. Był zrozpaczony i płakał. W odpowiedzi na ten sen natychmiast po przebudzeniu zarządziłam wyjazd na cmentarz. Ale piszę o tym nie z powodu snów z Eksiem, który w snach zawsze jest samotny i potrzebuje wsparcia. Przez co mi go bardziej szkoda niż w rzeczywistości. Powodem są ostatnie sny z sąsiadką pieniaczką w roli głównej. W snach wchodzi coraz bardziej w moje życie. Albo mieszka w moim mieszkaniu, albo siedzi u mnie w łazience i ją demoluje, albo coś mi niszczy. I tak zastanawiam się, czy…. Nie wyrzucić z siebie tego? Nie opisać tych wszystkich nie sennych, ale rzeczywistych koszmarów, na które los skazał mnie, stawiając ją na mej drodze? Przyznam, że gdybym miała gwarancję, że to zlikwiduje moje sny z sąsiadką w roli głównej, to bym to zrobiła. Nawet za cenę kolejnego procesu. Bo skoro muszę męczyć się z nią na jawie, to chciałabym, by zostawiła w świętym spokoju moje sny. Wystarczy, że czasem odwiedzają mnie w nich ludzie, których już nie znam i chciałabym zapomnieć, że kiedykolwiek znałam. Na szczęście znajomości z nimi kontynuować nie muszę. Niestety na sąsiadkę, przynajmniej na razie, jestem skazana, choć ostatnio nawet we śnie mówiłam do niej: „Proszę opuścić moje sny!” A ona odpowiadała: „Nie opuszczę.” A na pytanie „Dlaczego?” odpowiedziała, tak jak na jawie: „Bo lubię!”

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...