Konik uciekł

Spread the love

Pojechałam wczoraj z kamerą do pałacu w Królikarni. Temat moim zdaniem ciekawy, bo oto można wydzierżawić w Królikarni grządkę pod uprawę kwiatów, ziół czy warzyw. Bydgoska artystka – Katarzyna Jabłońska – wymyśliła coś, co ma integrować ludzi ze sztuką i miejscem, jakim jest muzeum. Integrować w sposób naturalny, poprzez uprawę grządek. Specjalnie dla potrzeb projektu zrobione zostaną grządki na drewnianych podwyższeniach. Zaopatrzone zostaną w specjalną ziemie uprawną. Dzierżawiący, po podpisaniu stosownych dokumentów dzierżawy, dostaną narzędzia, nasiona itd. Ciekawe? Otóż, o ile dla mnie to ciekawe, fajne, sympatyczne, pożyteczne, ładne itd., o tyle dla ludzi, wśród których przeprowadzałam wczoraj sondę – wcale a wcale. Choć projekt przeznaczony jest też dla ludzi starszych i schorowanych, nawet dla niepełnosprawnych, a także dla rodzin z małymi dziećmi – to jednak pytanym przeze mnie przechodniom nie podobał się. Konkretnych argumentów nie mieli, bo wszystkie można było zbić, ale… w większości krytykowali i byli na nie. Mówili, że jak będą grządki, to dzieci nie będą mogły się bawić. Nie bardzo rozumiałam, co ma piernik do wiatraka. Podkreślałam, że grządki będą nie tam, gdzie rodzice z dziećmi leżą na kocykach, czy graja w piłkę, ale w specjalnych wydzielonych miejscach. Na nic! Mówiono, że pewnie grządki będą zaniedbane, bo zapału starczy na uruchomienie projektu, a dzierżawcy na pewno nie doprowadzą go do końca. Mówiono, że przyjdą inni, obowiązkowo wandale, i poniszczą. Uświadamiałam, że teren ogrodzony i ze strażnikami, ale daremnie. I tak pomyślałam sobie: może rzeczywiście ktoś przyjdzie i zniszczy, może rzeczywiście ktoś nie zadba tak, jak powinien, na pewno znajdą się rodziny z dziećmi, które nie będą chciały tak się bawić, ale… ta sonda pokazała mi kompletny brak optymizmu w narodzie. A przecież wiosna! Przyroda budzi się do życia. I dlatego stwierdziłam, że już nic nie dzieli mnie od tego, by zacytować stary wierszyk Jana Brzechwy, a właściwie bajkę. Znacie? To, jak mawiał fredrowski Pan Jowialski, posłuchajcie…

Konik uciekł

1. Bajka

Żyli sobie dwaj chłopcy gdzieś za siódmą rzeką.
(W kategoriach dzisiejszych to nie jest daleko.)
Jeden stale narzekał, drugi raźnie świstał,
Jeden był pesymista, drugi optymista.

Jeden dostał od wróżki (był to czas metafor)
Kolej, do tego szyny, stację i semafor.
Drugi chłopczyk otrzymał, choć miał zalet szereg,
G. końskie zawinięte w różowy papierek.

Pesymista powiedział:  „Też zabawka śliczna!
Rozumiem, że jak kolej, to już elektryczna!
I co to za parowóz? Wnet popsuje to się.
Ja mam taką zabawkę, proszę wróżki, w nosie!”

Optymista zaś skakał ze szczęścia i fikał:
„Ja dostałem od wróżki pięknego konika!
Ileż z takim konikiem radości i uciech!
Ja dostałem konika… tylko konik uciekł.”

2. Satyra

Wyświetlano film polski. Szedłem nań z zapałem.
Zapał poszedł na marne. Ledwie wysiedziałem.
Pokazano w tym filmie wieś spółdzielczą w skrócie…
Ba, konik uciekł.

Kupiłem chleb. Wczorajszy, czerstwy, lecz z zakalcem.
Przypominał mi glinę, gdy go gniotłem palcem.
I pomyślałem sobie w tej samej minucie:
Tak, konik uciekł.

Z architekturą naszą dość dobrze byłoby,
Gdyby nie karmelkowe, nieładne ozdoby.
To one wywołują żałosne uczucie,
Że koni uciekł.

Słuchałem wykonania piosenki masowej,
Dostałem niestrawności oraz bólu głowy,
Tyle nudy bezdennej brzmiało w każdej nucie.
Ha, konik uciekł.

Chciałem kłuć satyrycznie. Wziąłem się do dzieła,
Kupiłem paczkę szpilek, lecz każda się gięła,
A że łebków nie miały, więc w łeb wzięło kłucie.
Cóż, konik uciekł.

3. Morał

Z całej historii tej najoczywiściej
Głęboki morał wynika:
Chociaż jesteśmy wszyscy optymiści,
Jednak wolimy konika.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...