Kompletnie nie nadaję się na agentkę, szpiega, czy tajniaka. Niestety twarz moja, to nie tabula rasa, ale wszystko na niej widać. Kiedyś, na pewnym zebraniu redakcyjnym, koleżanka powiedziała mi, bym zrobiła coś z tą swoją twarzą, bo widać na niej, co myślę o moich szefach. A nie myślałam niestety najlepiej. Nie umiem ukrywać uczuć i emocji. Nie umiem ukrywać ani radości, ani pogardy, ani rozczarowania ani wzruszenia. Gdy kilka dni temu pisałam o Siostrze Janie nie myślałam, że dostanę jej wspomnienia w prezencie. Tak się jednak stało. Okazało się, ze wśród moich czytelników jest Pani Agnieszka z wydawnictwa Święty Paweł. Wspomnienia dostałam i…. nie od razu odpisałam z podziękowaniami. Nie dlatego, że jestem niewdzięczna. Chciałam po prostu też się czymś zrewanżować. Pomyślałam, ze może byłoby jej miło, gdyby przesłała zeskanowanych kilka rzeczy, które mamy od Siostry Jany. Jest tego sporo. W dużej teczce z napisem „Pamiętnik siostry Jany”, oprócz pamiętnika, kilku zdjęć, które są zresztą w publikacji, listu z sekretariatu Episkopatu, który dziękuje Tacie za przesłany pamiętnik i zawiadamia, że przekazał go na ręce Papieża Jana Pawła II-go, jest też dość gruba koperta. Nie zaglądałam do niej 15 lat, a i wtedy, gdy patrzyłam ostatnio, to zajrzałam pobieżnie. Wiedziałam, ze kryje po prostu listy i święte obrazki. Teraz całą zawartość koperty, czyli wszystkie listy i obrazki wyrzuciłam na biurko i…. Rozpłakałam się. W kopercie bowiem oprócz listów były…. Opłatki, którymi dzieliła się z nami na we wszystkie święta. Niektóre pokruszone, inne całe. Matko! Jak to mnie rozczuliło!
Listy są pisane przeważnie na maszynie. Niewidoma staruszka pisała sama, ręcznie tez dopisywała sama, ale czasem różnymi charakterami pisma ktoś za nią cos dopisywał. I tak siedzę teraz po nocy nad tymi listami i czytam jeden po drugim. Myślałam, ze zeskanuje to szast prast, ale nie idzie to tak łatwo. Dlaczego? Oto w jednym z listów staruszka napisała: „Z miłością i troską myślę o tobie Macieju Drogi i o wielkim krzyżu, jaki z pogodą męstwem i wiarą dźwigasz. Smucę się chorobą Haliny (to o mojej mamie, która była ciężko chora na gościec zniekształcający, a ojciec się nią bardzo troskliwie opiekował), bo to też krzyż i trzeba wielkiej mocy ducha, żeby go cierpliwie i z pogodą znosić. Ale najwięcej ucieszyłam się Małgosią, że z zapałem studiuje. Boli mnie tylko, żer na mój serdeczny list nie odpowiedziała. Wcale niech się mnie nie obawia i nie wstydzi ja ją doskonale potrafię zrozumieć, bo właśnie skończyłam 15 lat i młodzież doskonale rozumiem choć w metryce mam 91.”
Och tak mi głupio, bo listu od niej nie pamiętam. Człowiek, gdy ma naście lat, ma w głowie takie pstro, jest tak skupiony na sobie, że często nie przywiązuje wagi do takich rzeczy, jak odpowiedzenie na list. Czasem w ogóle nie zwraca uwagi na otoczenie. Zaczyna się nad nim pochylać z empatią dopiero po jakimś czasie. Myślę, że często pewne rzeczy doceniamy wtedy, kiedy nam po prostu uciekną i ich nie ma. Podróż przez lekturę listów siostry Jany do Ojca i naszej rodziny była…. No właśnie. Napisałam najpierw pouczająca, ale to takie banalne słowo. Wzruszająca? Dająca do myślenia?
Dzielny wojak Szwejk zwykł był mawiać: „melduję posłusznie, że życie ludzkie jest tak skomplikowane, że w porównaniu z nim człowiek jest szmata”. Szwejk zawsze nazywał wszystko dosadnie, ale po imieniu.
A ja czasem żałuję, że nie jestem z kamienia. Zeskanowałabym wszystko szybciej i dawno poszła spać. Ale z drugiej strony… wzruszyć się… też jest czasem przyjemnie.
A na zdjęciu siostra Jana, czyli Zofia Brudzińska z ciotką Ludwiką świderską w Samarze w 1917 roku. Ludwika Świderska, siostra jej ojca wychowała ją, gdy jej mama Maria z Piekarskich zmarła osierocając Zosię, kilkumiesięczną wówczas dziewczynkę
.