Muzealne impresje

Spread the love

Od dawna każdy 11 listopada, to dla mnie dzień pracy. Dlatego gdy Warszawę opanowywało szaleństwo ja z telewizyjną kamerą zanurzałam się w muzeach. Dziś wraz z Muzeum Historii Polski byłam na Przystanku Niepodległość. Cóż to za fajny pomysł gra miejska, która jednych uczy historii, a u drugich sprawdza ich wiedzę na ten temat. Jak to cudownie, że muzeum mogło wydać gazetę z informacjami o Warszawie sprzed ponad stu lat. Jak to fajnie, że tyle osób wzięło w tym wszystkim udział. Aż ciekawi mnie co będzie dalej, kiedy muzeum, które dziś ma tylko biura i zero sal wystawienniczych, zyska wreszcie siedzibę i przestrzeń dla ekspozycji.

https://www.youtube.com/watch?v=PzailM6Wj-0

Po Muzeum Historii Polski nastał czas Muzeum Narodowego. Bardzo mnie wzruszyło. Najpierw tym, że Filharmonia im. Romualda Traugutta przeprowadzała tam lekcje śpiewania pieśni patriotycznych dla najmłodszych. Do nauki wybrano cztery: „Ułan i dziewczyna”, którą to pieśń w dzieciństwie śpiewałam ze słowami „Tam na błoniu błyszczy kwiecie / stoi ułan na bidecie”, bo nie wiedziałam co to „wideta”, ale wiedziałam co to „bidet” i uważałam, że skoro mnie sedes pozwala być kimś wyższym to może ułanowi na to pozwala bidet. Oprócz tej pieśni dzieci uczyły się „Przybyli ułani”, „My pierwsza brygada” oraz „Szara piechota”. Do tego ostatniego utworu wielki sentyment miał mój Ojciec, bo w dzieciństwie mieszkał w tym samym bloku, co jej autor major Leon Łuskino. Do dziś u mnie gabinecie wisi fotografia majora, powieszona tu przez Ojca, jako wyraz szacunku do dawnego sąsiada. Ale Muzeum Narodowe to nie były tylko pieśni. To także malarstwo polskie i obce, przed którym ślęczałam jako studentka historii sztuki, ale to także… numizmaty. Mój Boże! Minęło już prawie ćwierć wieku, kiedy tam pracowałam. Byłam jeszcze przed studiami, ale po maturze, kiedy wylądowałam w Muzeum w Gabinecie Numizmatycznym i tworzyłam katalog książek o numizmatach. Sporo się wtedy nauczyłam i o książkach i o monetach i medalach. Dziś przed oczami stanęła mi wielka feta, kiedy to gabinet dostał prezent od firmy Mitsubishi. Oto producent samochodów kupił dla Muzeum Narodowego na jakiejś zagranicznej aukcji czterotalarówkę Władysława IV. Mam gdzieś w albumie zdjęcie ze świętowania tego faktu. Wtedy, gdy pracowałam w Muzeum numizmaty nie były wystawiane. Można je było oglądać jedynie w magazynie. Oczywiście pod warunkiem, że było się osobą uprawnioną. Dziś jest wystawa najciekawszych numizmatycznych obiektów. Ależ mnie to ucieszyło. Dodatkowo z okazji odzyskania niepodległości pokazano drogę do… złotówki. Głównie banknoty z okresu wojen zanim ukształtowały się granice II RP. Dokucza komuś inflacja? Polecam banknot zwany „dwudziestomiliardówką”. Nawet nie wiem ile to zer, bo napisano na nim słownie „zwanzig miliarden”. Przyznam, że myślałam, że nigdy nie dożyję momentu, kiedy cokolwiek z numizmatycznych zbiorów zostanie wystawione na publiczny pokaz.

Jednak dziś nie skończyła się moja niepodległościowa muzealna przygoda. Pojutrze w Muzeum Niepodległości wraz z Ulubionym pokażemy „Listy do Skręcipitki”. Spektaklowi będzie towarzyszyć wystawa pamiątek po bohaterach monodramu, czyli Skręcipitce i Antoleńku. Muzea to dobry wynalazek. Pozwalają nam przenieść się do lepszego świata. Z dala od petard, zadym, wrzasków, przekleństw i chamstwa tego świata. Dziękuję starożytnym, że kiedyś wymyślili świątynie dla muz. To wynalazek, który bardzo łagodzi obyczaje.

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...