Stałe-niestałe

Spread the love

W PRL wiele rzeczy było niezmiennych. Na przykład cena chleba. Pamiętam, że latami kosztował cztery złote, więc kiedy na podwórku bawiliśmy się np. w chowanego i ktoś miał złotówkę, to biegł po ćwiartkę chleba, którą zżerali wszyscy. Stałe były też adresy sklepów i knajp. Na moim osiedlu pod schodami był spożywczy. To w nim kiedyś mama dostała przed 13-tą alkohol, bo zauważyła, jak wcześniej z tego właśnie sklepu wyniósł go osiedlowy pijak. Zdumionej kasjerce powiedziała: „skoro pijakowi, który nigdzie nie pracuje wolno, to i ja wyjdę stąd z Ciociosanem, bo pracują na drugą zmianę, więc gdy wrócę, już wina w sklepie nie będzie”. Kiedyś się na ten sklep obraziłam. Miałam naście lat, gdy inny klient mnie w tym sklepie uderzył. Panie sprzedawczynie stanęły po jego stronie, bo w PRL dziecko nigdy nie miało racji, a dorosły zawsze. To przeważyło szalę. Nigdy więcej do tego sklepu nie weszłam. Nieco dalej w pawilonach był warzywniczy, a potem gospodarczy, kiosk ruchu i po zejściu kilkoma schodkami na dół IZIS z fryzjerami, kosmetyczkami i manicure, dalej pralnia, materiały z ubraniami, wreszcie księgarnia. Na górze Lecznica „Zdrowie” i jakiś zakład produkcyjny – chyba krawiecki.

Nie inaczej było w centrum Warszawy. Pamiętam, ze latami w Alejach Jerozolimskich koło Hotelu Forum były sklepy „Chinka” z ekskluzywnymi towarami z Chin, wśród których królowała tak modna w PRL porcelana z ryżem. Dalej była „Natasza” z równie ekskluzywnymi towarami z ZSRR zwłaszcza mebelkami z laki. W postpeerelowaskim świecie oba sklepy zniknęły. Zauważyłam to dopiero wczoraj, bo miałam przyjemności iść pieszo Jerozolimskimi z ronda De Gaulle’a do Fotoplastykonu. Z kolei jakieś 3 tygodnie temu byłam na swoim osiedlu z dzieciństwa. Poza kioskiem, przychodnią Zdrowie i IZISem wszystkie sklepy zmieniły swoje miejsca, ze spożywczakiem, na który się niegdyś obraziłam, włącznie. Bo dziś nic nie jest stałe. Jest to czasem niesympatyczne, bo i nie wiadomo czy umawiać się gdzieś tam czy nie, skoro tego czegoś może nie być. Latami umawiałam się w knajpie „Nowy Świat”, aż zniknęła. Teraz niby jest, ale… jakoś nie zachęca… Są jednak sytuacje, gdy ta tymczasowość krzepi.

Oto w maju na ulicy Francuskiej otwarto knajpkę „Ukraińskie smaki” z potrawami kuchni ukraińskiej. Bardzo nas z ulubionym ta knajpka ucieszyła. Przede wszystkim dlatego, że wreszcie zniknęła poprzednia o mylącej nazwie „Wstęp wolny”, która to z kolei powstała w miejscu przyjaznego i tkwiącego tam kilka lat „Sorrento”, szczycącego się świetną kaczką z jabłkami. „Wstęp wolny” już tak miły nie był. Po pierwsze miał niemiłe i wysokie ceny. Po drugie kiedyś trafiliśmy tam w 5 osób na kawę i tequilę. Okazało się, że gdy jest osób więcej niż cztery do rachunku doliczane jest 10% za obsługę. Dzięki temu rachunek za 5 tequili i bodajże 3 kawy espresso wyniósł prawie 180 złotych. O owych 10% zwyżki nikt nas nie uprzedził. To przeważyło szalę. Obiecałam sobie, że moja noga tam nie postanie, bo są jakieś granice zdzierstwa i pazerności. Ze mną tak jest, że nie daj Boże bym obraziła się na sklep lub knajpę. Nie wejdę tam dopóki to coś nie zniknie. Przeważnie… znika. „Klątwa” rzucona dawno temu na spożywczak też w końcu zadziałała. Zadziałała tez ta rzucona na „Wstęp wolny”. „Dominium” na Francuskiej jeszcze się trzyma, ale po ostatniej historii, jak tam zostałam potraktowana, a o której nie chce mi się już pisać, by się nie powtarzać, moja noga tam już na pewno nie postanie. Z utęsknieniem czekam na pojawienie się w tym miejscu innego lokalu. Może być też z pizzą.

„Ukraińskie smaki” powitaliśmy z radością. Ceny były niezwykle przystępne, no i potrawy naprawdę ukraińskie, a więc coś innego od wszędzie obecnych kebabów, pizz i spaghetti. Byliśmy tam kilka razy, a ja znów zaczęłam knajpie naganiać klientów proponując umawianie się na spotkania biznesowe i inne właśnie tam. Do wczoraj, kiedy to okazało się, że ceny wzrosły niemal dwukrotnie. Oto za 8 pierogów (bez surówki) trzeba zapłacić od 18 do 21 złotych. Tymczasem na pobliskim rondzie Waszyngtona w przyjaznym „Cafe Espresso” tyleż samo pierogów wraz z surówką kosztuje tylko 12 zł. Na dodatek w „Ukraińskich Smakach” cena litra kwasu chlebowego wzrosła do 19 złotych, a talerzyk pieczonych ziemniaków (tylko ziemniaków, samych ziemniaków!!!) kosztuje złotych 12!!!  Na razie właścicieli przybytku zachęcam, by wzięli sobie moje zdanie do serca i obniżyli ceny, bo pazerność nie popłaca. Lepiej więcej klientów przy mniejszych cenach niż kilku przy wysokich. Jak tych cen nie zmienią zacznę błogosławić zmienność postpeerelowskiego świata. Będzie bowiem szansa, ze „Ukraińskie smaki” wzorem „Wstępu wolnego” i kilku innych knajp, które padły przez swoją pazerność i wyśrubowane ceny, staną się przeszłością, a w tym miejscu wreszcie powstanie knajpa dla ludzi z cenami na każdą kieszeń.

PS Na zdjęciu blok, w którym kiedyś był ten spożywczy, na który się obraziłam…

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...