Różne miarki, czyli gdzie Sherlock Holmes wkładał swoją fajkę

Spread the love

Każdy z nas ma zwyczaj mierzyć wszystkich i wszystko jedną miarką – własną. Często wydaje nam się, że jak my byśmy czegoś nie zrobili, to znaczy, że inni również. Że jak nam coś nie smakuje, to jest to na pewno niedobre. Że jak nam się coś nie podoba, to jest to nieładne. Jak nas coś nie śmieszy, to jest to głupie lub po prostu nieśmieszne. W człowieku to jednak jest fascynujące, że choć podlega pewnym schematom, mimo wszystko jest niepowtarzalny. Można ludzi dzielić na typy, ale w zależności od tego, co weźmiemy za kryterium podziału inaczej ludzie zostaną rozdzieleni. Można przyjmować kryteria wyglądu zewnętrznego, a więc ras, kolorów włosów, oczu itd., a można cech charakteru, zamiłowań, zainteresowań. Wtedy się okaże, że niekoniecznie dwaj Murzyni znajdą się w tej samej grupie, bo jeden może kochać muzykę, a drugi malarstwo. Z kolei jedna blondynka może być uczuciowa i wrażliwa, a druga, jak z książek Jerome Salingera, czyli „delikatna, jak decha od klozetu”. Gdy jeszcze weźmiemy pod uwagę zmieniające się czasy i obyczaje okażą się, że mierzenie ludzi własną miarką z naszej epoki jest po prostu głupie.

Kiedyś pisałam tu o podejściu ludzi do śmierci. Wtedy Mieszko z Grupy Operacyjnej pisał, że Kaplica Czaszek w Kudowie jest głupia, że jak można było zrobić kaplicę z czaszek. Cóż… przyłożył miarkę człowieka z XXI wieku do mentalności ludzi z wieku XVII. Dziś jedna pani naukowiec przykłada miarkę XXI wieczną do historii sprzed lat 70. Mam na myśli wielki spór dotyczący bohaterów „Kamieni na szaniec”. Oto slawistka dr Elżbieta Janicka na podstawie analizy języka powieści zasugerowała prawdopodobny homoseksualizm pary głównych bohaterów, czyli Zośki i Rudego. Znawcy tematu twierdzą, że nie ma takich przekazów historycznych. Mnie jednak zastanowiło, co innego. Na jakiej podstawie Slawistka wysnuła taką teorię? Posłużę się cytatem z jednego z artykułów z Gazety Wyborczej:  Zośka tak pisze o dniach po uwolnieniu Rudego: “Wziął moją rękę w swoją dłoń i trzymał mocno. Mówił: ‘Tadeusz, ach Tadeusz, gdybyś wiedział…’. Skarżył się na ból i mówił: ‘Tadeusz, jak rozkosznie, jak przyjemnie…’. (…) Jęczał z bólu, jednocześnie mówiąc, jak jest szczęśliwy i jak jest rozkosznie. Na chwilę zasnął. Koło 12 Janek obudził się, zawołał mnie, kazał usiąść obok siebie i uścisnąć serdecznie. Te chwile wynagradzały nam wszystko. Potem opowiadaliśmy sobie nawzajem jeden przez drugiego, a bliskość nasza była dla nas prawdziwą rozkoszą. Wreszcie kazał mi się położyć obok siebie, objął mocno głowę i zasnął (…). Mówił, że już będziemy szczęśliwi, że będziemy wreszcie mieszkać razem, że pojedziemy na wieś, gdzie w lecie spędzaliśmy dwa niezapomniane, szczęśliwe dni. (…) Gdy byliśmy razem, przyjemność mu sprawiało, gdy trzymałem go za ręce lub gładziłem ręką po głowie. Rozmowa była wtedy była otwarta, szczera i żaden z nas nie krył wtedy swojej niewysłowionej radości i przyjaźni”. – Uważam, że to jeden z najpiękniejszych tekstów o miłości nieznającej granic, zaś cała wiedza na temat relacji bohaterów świadczy o niespotykanej sile i głębi tego uczucia – mówi Janicka.”

Gdy jako mała dziewczynka czytałam ten fragment zwróciłam na niego uwagę. Zwróciłam uwagę na to, że kolega trzyma kolegę za rękę. I mimo, że wiedziałam, co to jest homoseksualizm, jednak… nie miałam takich myśli. Dla mnie był to dowód przyjaźni. Byłam przekonana, że to wojna sprawiła, że ludzie byli sobie bliżsi. A codzienne ocieranie się o śmierć sprawiało, że przytulali się, głaskali po rękach i okazywali całą masę uczuć, o których my dziś zapominamy i kojarzą nam się wyłącznie z erotyką. Zagrożenie wyzwala w człowieku zarówno dobre, jak i złe emocje. Wyzwala agresję, ale wyzwala też czułość i miłość niekoniecznie powiązane z erotyzmem. Owszem, w jednym kawale zwierzęta z okazji zbliżającego się końca świata uprawiają seks. I pytany przez żyrafę słoń, czemu używa prezerwatyw odpowiada, że to nie prezerwatywa tylko wąż mu robi dobrze. Wątpię jednak, by w chwili zagrożenia ludzie mieli tylko seksualne myśli.

Również z dzieciństwa pamiętam zdjęcia z wykopalisk w Pompejach. Jedno mocno wryło mi się w pamięć. Oto zmumifikowane zwłoki trzech osób. Mężczyzna starał się przykryć swoim ciałem kobietę i dziecko. Prawdopodobnie był ojcem pragnącym ocalić rodzinę.

Myślę, że pani slawistka przykłada czasy pokoju do czasów wojny. Emocje z życia w czasach pokoju do tych, które towarzyszą ludziom w chwilach zagrożenia. Nie jest to dobry pomysł. Czas wojny i czas pokoju są nie do porównania.

Czy w ogóle czasy trzeba porównywać? One zmieniają się, a wraz z nimi zmienia się ludzkość. Pisałam niedawno o tym, jak schamieliśmy. Kiedyś nie do pomyślenia było, by osoba publiczna nazwała papieża chujem, bo jak pisałam, nawet Hitlera w podziemnej prasie nikt tak nie nazywał.

Dwa lata temu wspominałam tu na blogu książkę „Pamiętnik podlaskiego szlachcica” Juliana Borzyma. Jej autor, autentyczny polski szlachcic z połowy XIX wieku, opisuje swoje czasy szkolne, próby starania się o żonę i sprawy majątkowe. Dziś nawet prawo wygląda inaczej. Jest nie do pomyślenia, by po śmierci babki wpadali jedni krewni i pustoszyli sekretarzyki i szafy, by zanim przyjedzie notariusz spisać sprawę spadkową zagarnąć jak najwięcej dla siebie. Dziś byłyby pobrane odciski palców, a nawet badane dna, zaś pazerni krewni siedzieliby w pierdlu. Podejrzewam, że za 200 lat ktoś czytając pamiętnik Juliana Borzyma, spyta o to niepobrane DNA i odciski palców, bo jego wiedza historyczna będzie zerowa. Być może będą go dziwiły jeszcze inne rzeczy np. to, że mały Julian Borzym dopiero jako dziesięciolatek dowiedział się, że kobieta jest zbudowana inaczej niż mężczyzna, a dzieci to nie bocian przynosi.

Dziś, kiedy żyjemy w czasach walki homoseksualistów o prawo do zawierania związków małżeńskich, prawo do adopcji dzieci itd. wpadliśmy w sidła przykładania homoseksualnej miarki każdemu związkowi dwóch mężczyzn. Pamiętam, że przez lata w kuluarach świata mediów i kultury dywagowano czy Zygmunt Kałużyński nie jest homoseksualistą, bo przyjaźni się z Tomaszem Raczkiem. A to już gej z nie gejem przyjaźnić się nie może?

Dziś przyłożono homoseksualną miarkę do związku Rudego i Zośki. Za moment to samo stanie się z innymi bohaterami literackimi lub kultury masowej. Wystarczy pomierzyć ich miarką naszych czasów. I tak być może niedługo okaże się, że homoseksualistami byli na przykład… Bolek i Lolek. W końcu mieszkali we dwóch, bo rodziców w bajce nie ma. A ponieważ czasem odwiedzała ich Tola, więc zaraz znajdzie się ktoś, kto dopatrzy się w tym wszystkim zboczonego trójkąta. Idąc dalej tym tropem myślenia, być może ktoś okrzyknie parą gejów Sancho Pansę i Don Kichota, a co za tym idzie uzna Dulcyneę za przykrywkę homoseksualnych skłonności romantycznego kochanka wszech czasów. Ponieważ razem mieszkają tez Sherlock Holmes i Doktor Watson, więc być może to jednak byli ukryci geje. Jeden odurza się narkotykami, a drugi być może wykorzystuje odurzonego. Być może w ich wyuzdanym seksie dużą role odgrywa wkładana tam i ówdzie fajka, w końcu skoro Bill Clinton i Monika Lewiński korzystali z wsadzanego między nogi cygara, czemu sto lat wcześniej nie mógł Sherlock Holmes wsadzać doktorowi Watsonowi fajki w cztery litery. I tylko martwi mnie Ali Baba, który według tych, którzy lubią mierzyć coś sprzed lat a nawet epok współczesną miarką, może zostać uznany za wielkiego pederastę uprawiającego seks z czterdziestoma rozbójnikami. W końcu hasło „sezamie otwórz się” zdaniem wietrzących wszędzie zboczenie i degrengoladę może mieć zupełnie inny podtekst. Może nie o sezam tu chodzi, ale o całkiem inny otwór?

Nie jestem za ubrązowianiem bohaterów narodowych. Wkurza mnie, że niewiele piszemy o rozwiązłym życiu Adama Mickiewicza, ukrywamy związek Marii Konopnickiej z Marią Dulębianką, a fakt, że Maria Skłodowska-Curie miała młodego kochanka był latami skrzętnie pomijamy milczeniem. Przecież to samo życie! Myślę jednak, że trzeba czasem się zastanowić, czy to, co widzimy dziś, mierząc rzeczy sprzed lat nasza miarą – istnieje naprawdę, czy może jest wytworem naszej wyobraźni skażonej czasami, w których przyszło nam żyć. Zwłaszcza, że nie ma ku temu żadnych podstaw w postaci przekazów historycznych. A wnioski wyciągane są jedynie na podstawie opisu zawartego w utworze literackim.

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...