Mój ojciec mawiał, że za darmo to można dostać jedynie w mordę od dziada pod kościołem. Cóż… zmarł zanim przez miasto ruszyły Marsze Niepodległości. A tak poważnie… Od wielu lat obserwuję jak społeczeństwo i wielu znajomych żyje niemal na skraju nędzy. O sobie pisać nie będę, bo to też żenujące. Pisarka, dziennikarka, a taki brak życiowej stabilizacji. Od półtora roku nie płacę nawet ZUS. No, ale na szczęście jestem zdrowa. (Tfu, tfu odpukać w niemalowane drewno, czyli nóżkę Pinokia.) Dziś obejrzałam w telewizji informację o tym, że ludzie nie wykupują wszystkich leków, że proszą o sprzedaż głównych i zamianę na tańsze odpowiedniki. Znam to. Wiele razy zastanawiałam się z jakich leków zrezygnować. Ale ja… nie jestem chora. Ot, czasem coś mi dolega. A inni?
Wczoraj rozmawiałam z koleżanką z dzieciństwa, która ma schizofrenię. Ze znajomych ma już chyba tylko mnie. Pytałam wielokrotnie kto ją odwiedza. Odpowiedź zawsze brzmi tak samo: NIKT. Ja w miarę cierpliwie znoszę nudne opowieści o terapii, szpitalu i lekach oraz powroty rozmowami do dzieciństwa. Innymi słowy nie wrzeszczę, gdy po raz setny słyszę pytanie: „A pamiętasz?”. Pamiętam. Nic z tego nie wynika, ale myślę, że jeśli chce o tym mówić i jej to w czymś pomaga, to niech mówi. Koleżanka utrzymuje się z renty, która jest jej co roku od nowa przyznawana na 2 lata. Najwyraźniej ZUS myśli, że schizofrenia jej kiedyś przejdzie. Choć paradoksalnie wyleczenie nie następuje. I tak od lat 80tych. Koleżanka słyszy głosy. Kiedyś myślałam, że ktoś w czaszce coś do niej mówi, ale nie. To co słyszy to odgłosy koparki, piłowania itd. By nie czuła się samotna lekarz skierował do ośrodka dziennego pobytu. Niestety wtedy stan jej pogorszył się, bo inni chorzy ludzie ją denerwowali. W wakacje wylądowała w Tworkach i wyszła stamtąd dopiero teraz – jesienią. Nie czuje się jednak zdrowa. Boi się nawrotu choroby. Siedzi w domu i ogląda telewizję. Te same filmy w kółko. Nawet ostatni odcinek pewnego serialu z Ulubionym w roli bandyty obejrzała dwa razy co uznaliśmy za żywy dowód schizofrenii. Renta starcza jej na skromne życie, opłaty, czynsz i leki. Nie wiem czy wszystkie. Z ekstrawagancji koleżanka ma telewizor i komórkę. Za to ostatnie płaci jej ojciec. Na pewno najgorzej nie ma, bo ten ojciec jeszcze jest. I chociaż stary, to na chodzie, a więc pomaga. Co z innymi, którym nie ma kto pomóc? Co z tymi, których terapia przekracza ich możliwości finansowe?
Jeden mój kolega ma Stwardnienie Rozsiane, czyli Sclerosis Multiplex w skrócie SM. Niestety przepracował mniej niż trzy lata. Dla ZUS to za mało. Walka o głodową rentę dla niego trwa. Ale szanse są znikome. Pracować dalej na pewno nie może, bo jego SM jest dość zaawansowane. Chodzi bardzo źle i z balkonikiem lub z laską, ale i to chód niepewny. Jak szliśmy we dwójkę do knajpy na plotki to bezwładnie wisiał na mnie, a ja z trudem utrzymywałam jego i równowagę. Mówi bardzo źle (jak naćpany lub pijany, co na pewnym etapie schorzenia jest niestety smutną normą). Mam wrażenie, że nie do końca rozumie, co się wokół dzieje i nie do końca zdaje sobie sprawę ze swojej sytuacji. Żyje mrzonkami. Że ktoś go pokocha, ktoś zechce, ktoś z nim wyjedzie za granicę dbać, pielęgnować itd. Żyje mrzonkami o firmie, którą kiedyś prowadził. Że będzie wielka i przyniesie mu dostatek. Ma 31 lat… Z przyjaciółmi próbujemy mu pomóc. Czy się uda? Zobaczymy.
Takich ludzi jak moja koleżanka i kolega jest mnóstwo. Medycyna poszła naprzód, więc rzadko umieramy na grypę i długo żyjemy z różnymi schorzeniami. Niemal codziennie do mojej skrzynki pocztowej trafia list z prośbą o pomoc. Jak mam coś na koncie – ślę. Ale przeważnie nie mam co słać. Te listy są dla mnie wielkim wyrzutem sumienia. Nie wiem co z nimi robić. Najbardziej bym chciała, by nie przychodziły, bo podobnie jak inni nie lubię oglądać nieszczęścia zwłaszcza, gdy jestem wobec niego bezradna. Ci ludzie chcą konkretnej pomocy. Chcą pieniędzy. To jedyne czego nie mogę im dać. Co więc robić? W nocy doznałam olśnienia. Będę ich listy zamieszczać na blogu. W końcu mam czytelników. Może jest wśród nich ktoś, kto nie żyje od 1-go do 1-go tylko ma coś więcej i może pomóc. A może jest ktoś, kto może zorganizować zbiórkę? Koncert? Coś wyprodukować i sprzedać, a dochód z tego przeznaczyć, na pomoc którejś z tych osób? Tak powstała kategoria POMÓŻMY, o której napisałam w zakładce POMÓŻMY.
Różnice w społeczeństwie są ogromne. Wielu żyję w nędzy (to na szczęście nie ja), wielu z trudem wiąże koniec z końcem (to niestety ja), ale są tacy, którzy żyją ponad stan. Wielu z nich pomaga innym (szkoda, że nie wszyscy). Może są tacy wśród moich czytelników, którzy mogą i chcą wspomóc tych, których historie zawierają listy opublikowane przeze mnie na blogu w kategorii POMÓŻMY. Może ktoś ma te straszne pieniądze, bez których często życie lub godność człowieka wisi na włosku.