Kto kocha maszeruje?

Spread the love

 

Zadzwonił do mnie kolega z pytaniem, czy jako dziennikarka nie słyszałam o jakimś marszu w czasie Święta Niepodległości. Powiedziałam, że coś tam jest, ale się nie interesowałam. „Jak to?” zdziwił się kolega i gdzieś tam między wierszami dał mi do zrozumienia, że jeśli się kocha swój kraj to się maszeruje! Czyżby? Miłość do Ojczyzny to maszerowanie? Straszne! Mnie z marszami i paradami kojarzy się fragment z „Rozmów z katem”, kiedy Strop opowiada o marszach w hitlerowskich Niemczech w latach trzydziestych wybijając przy tym rytm bodajże łyżką na kaloryferze. W przeciwieństwie do Marcina Kydryńskiego lubię orkiestry dęte, ale… niech w rytm granej przez nie melodii w takiej paradzie idzie wojsko w Dzień Wojska Polskiego, a nie nieskładna grupa ludzi, często z chorymi emocjami. Ja zresztą nie lubię marszy. Nie poszłabym ani w paradzie równości ani normalności, ani w marszu przeciwników ani zwolenników aborcji, ani w manifie ani w antymanifie itd. Interesuje mnie jedynie marsz jamników, ale niestety odbywa się w Krakowie i zawsze dowiaduję się, jak już jest po. (A mój jamnik coraz starszy…)

Atmosfera w Polsce staje się coraz bardziej nie do zniesienia. Ludziom myli się patriotyzm z nacjonalizmem. Już pisałam tu o tym, jak byłam przez znajomych odsądzana od czci i wiary, bo wychodzę za mąż za kogoś, kto jest obywatelem Ukrainy! Nagle okazuje się, że dla wielu jego polskie korzenie nie są przepustką do Ojczyzny przodków. Do dziś w uszach brzmi mi tekst mojego bliskiego kolegi, że „pewnie jego dziadek spadł z wieżyczki strażniczej w Ostaszkowie”. Ludzie mylą miłość do Ojczyzny z ksenofobią. Paradoksalnie gardząc biedniejszym wschodem, padają plackiem na kolana przed bogatszym zachodem. Wtedy Ojczyzna nie jawi im się już wielka i wspaniała, ale beznadziejna w porównaniu z Wielką Brytanią czy Niemcami. Od wielu miesięcy śledzę w Angorze wyznania czytelników o polskiej emigracji. Czasem aż słabo się robi, jak nienawidzą tego kraju, a jednak odciąć się nie potrafią.

Psioczymy na Polskę. Psioczymy na rodaków. Iluż ludzi z dumą opowiada, że gdy mieszkają za granicą nie kontaktują się z innymi rodakami, bo to wstyd. Wstydzimy się siebie. Czasem słusznie, ale z drugiej strony… Jak odzywamy się do siebie? Jakie komentarze zamieszczamy w internecie o swoich rodakach? I to tylko dlatego, że mają inne niż my poglądy? Jak nienawidzimy jeden drugiego? Jak wiele zadajemy sobie trudu, żeby opluć, zranić i… uciec! Po jednym z moich wpisów na blogu, którego przecież nie można komentować, ktoś miał tak wielką chęć oplucia mnie, że aż zadał sobie trud i założył fikcyjne konto na Facebooku, by na moim oficjalnym profilu napisać coś przykrego. Trochę śmieszne, ale i trochę żałosne. Listy, które czasem dostaję od ludzi, którzy nie zgadzają się z moim zdaniem są tak pełne agresji, a nawet nienawiści, że zastanawiam się, jak w katolickim kraju jest to w ogóle możliwe? A jednak! Dziś czytałam w sieci o rankingu najbardziej znienawidzonych celebrytów. Co to jest? Jak można kogoś nienawidzić za to, że jest jaki jest? Owszem, podśmiewuję się czasem np. z Joli Rutowicz czy Natalii Siwiec, ale pomiędzy ironicznym uśmieszkiem a życzeniem śmierci, nawet jeśli chodzi o śmierć medialną, jest zasadnicza różnica!

Seneka powiedział, że Ojczyznę kocha się nie dlatego, że wielka, ale dlatego, że własna. Trzeba mieć jednak świadomość jej wad. I kochać mimo ich istnienia. To trudne, ale nie niemożliwe. I to jest właśnie patriotyzm. Kochanie wbrew rozsądkowi, a nawet na przekór jemu i mimo całej małości tego zakompleksionego społeczeństwa. Dla mnie patriotyzm to nie rzucanie śmieci na ulicę, to płacenie podatków, to ustępowanie miejsca w tramwaju najbardziej beznadziejnej starej i zrzędliwej babie, bo to moja, polska zrzędliwa baba. To także poranne rozmowy z moim strażnikiem w TVP, bo to mój strażnik i pilnuje mojej redakcji, która choć mimo 15 lat „służby w warszawskim archeo” nie daje mi etatu i zarabiam w niej żałośnie mało, pozwala mi robić materiały, które sprawiają mi frajdę. To rozmowy z panią Wacią, która sprząta nasze telewizyjne kible, bo czasem i po mnie sprząta. To także pogaduszka z saskokępskim listonoszem Panem Pawłem, bo to mój listonosz. To pochylanie się nad wszystkim co mnie otacza z szacunkiem dla jego zwykłości. Maszerowanie z flagą w tłumie nie jest dla mnie jest wyrazem tej miłości. W końcu tłum łatwo zamienia się w motłoch, ale o tym już tu w swoim czasie też pisałam.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...