Jako redakcja mamy dziś urodziny. Telewizyjny Kurier Warszawski obchodzi swoje 53-lecie. Ponieważ rocznica nieokrągła, a ja o Kurierze i rocznicach pisałam sporo przy okazji 50-tki, więc… chciałam o czym innym. Dziś nie tylko urodziny Kuriera, ale też… Światowy dzień gry wstępnej. Gdy złożyłam stosowne życzenia na facebooku otrzymałam parę znaczków „lubię to” i jedną informację prywatnie, że jak zwykle jestem „zboczona”. Gdy z tej okazji złożyłam życzenia koleżeństwu z redakcji uśmiano się (niektórzy nawet serdecznie) i skomentowano, że… ja zawsze o jednym. Cóż… jestem świntuch-żartowniś i tego nie ukrywam. Zresztą u mnie rodzinne. Mój świętej pamięci kuzyn namiętnie mówił do swojej równie świętej pamięci żony, że co wieczór stwierdza, że jest kłamczuchą, bo mówi, że jest z Radomia, a on wieczorami zdobywa dowody, że raczej z podradomskiej miejscowości Przysucha. Żona oczywiście śmiała się i pukała w czoło, bo znała jego głupie kawały. Dowcipny był mój ojciec, który kiedyś powiesił na żyrandolu stanik matki i wsadził weń jabłka. Dowcipny był i dziadek (ze strony mamy), który czasem na złość babci wsadzał pod poduszkę wycięte z przedwojennego numeru „National Geographic” zdjęcie nagiej murzynki i śpiewał: „wyświetlają filmy niczem to Afryka chodzą tam kobity całkiem bez stanika”, by trochę się z babcią podroczyć. Tak więc kontynuując tradycje rodzinne i zainteresowanie stanikiem sama z nastoletnim synem namiętnie bawię się w sklepach w grę: „Nie kupię ci stanika! Uspokój się! Jesteś chłopcem!”. On chętnie bierze w tym udział i udając, że płacze z rozpaczy woła na cały regulator w Carrefourze czy innym markecie: „Błagam kup mi stanik! Obiecałaś!”. Spojrzenia przechodniów – bezcenne! Kopiowanie pomysłu wzbronione, bo opatentowałam!
Jakiś czas temu z Ulubionym w sklepie Simply dokonaliśmy publicznego zakupu majtek damskich rozmiar XXXXL (drobne kwiatki na niebieskim tle, bawełna, cena 2,99 PLN) , które po założeniu przeze mnie na spodnie i tak spadały z czterech liter. Chodziło jednak o performance. Ulubiony pytał kasjerkę czy będą twarzowe, a ona zarumieniona chichotała, choć diabli wiedzą czemu. Przecież te gacie były typowymi antygwałtami. Odziałam się w nie (rzecz jasna na spodnie), gdy miała przyjść para znajomych w gości. Popłakali się ze śmiechu na mój widok. Teraz, gdy do nich dzwonię to w komórce wyświetla im się zdjęcie mojego tyłka odzianego w czerwone spodnie, z których spadają gigantyczne figi. W każdym razie ja lubię wygłupy, a wielu… tym się gorszy.
Dość często nasuwa mi się pytanie, czy w większości przypadków nie jesteśmy jednak na pokaz pruderyjni, a rozwiąźli gdy nikt nie widzi? Znam przypadek faceta, który wstydził się kupić swojej kobiecie podpaski, uważał rozmowy o potrzebach seksualnych za krępujące, życie bez ślubu za bardzo grzeszne, a plażę nudystów za siedlisko zła. Tenże sam facet miał w domu kolekcję pornosów, które namiętnie oglądał dbając, by nie zostać na tym przyłapanym. Przykłady mogłabym zresztą mnożyć. Jeden z seksuologów, z którym miałam przyjemność przeprowadzać kiedyś wywiad, powiedział, że seks to „kawał życia, a co za tym idzie kawał szczęścia”. Tymczasem nie chcemy się do tego przyznać. Nie przyznawać się do szczęścia? Co za absurd!
Pruderię i zakłamanie świata świetnie pokazał kiedyś Lenny Bruce w jednym ze swoich skeczy. W knajpie, w której miał występy pytał siedzących na sali ludzi, kto lubi seks. Podchodził do nich bezpośrednio. Zwłaszcza do tych przytulonych par. Oczywiście z nieśmiałością odwracali oczy i chichotali w zakłopotaniu. A przecież można było odpowiedzieć „lubię” bez zbędnego wdawania się w szczegóły. Podobnie było, gdy lider zespołu „Bayer full” pytał na jakimś koncercie, kto lubi „Bara Bara” (widziałam to bodajże w reportażu Marii Zmarz-Koczanowicz pod tymże tytułem). Oczywiście też nikt nie chciał się przyznać. A przecież gdyby świat nie lubił seksu nie zaludniałby się w takim tempie. Niedawno wyczytałam, że jest nas już na świecie siedem miliardów. Owszem, na pewno są wśród tych siedmiu miliardów ludzie, którzy zostali poczęci w wyniku gwałtu, ale większość powstała dlatego, że ich rodzicom seks sprawiał przyjemność. Jakie to głupie i absurdalne, że ochoczo rozprawiamy o nienawiści i animozjach. Rewelacyjnie atakujemy jeden drugiego – zwłaszcza w anonimowych komentarzach w sieci. Ale powiedzieć głośno, że lubi się seks? O jakie to nieprzyzwoite! Możliwe, że zrobił to katolicyzm, ale… i w krajach niechrześcijańskich to temat tabu. I jak tu oficjalnie świętować światowy dzień gry wstępnej? Ja sobie poświntuję…, poświntuszę, tfu… poświętuję. Jak? Nie zdradzę, bo ten tekst to oczywiście charakterystyczna dla mnie świńska prowokacja. Ale mając siedem miliardów dowodów na to, że seks to wielka radość życzę czytelnikom, by się nim raz na jakiś czas zajęli.
PS. Jak ktoś nie ma z kim, niech zajmie się w samotności. Specjaliści twierdzą, że to najbezpieczniejsza forma. No bo do kogo można mieć w czasach HIV zaufanie, jak nie do najbliższej osoby, czyli… siebie? No tak… znów odezwal się we mnie prowokator-świntuch. Ale cóż… Margaret Astor twierdzi, że „każda kobieta ma wiele twarzy”. Patriotka odezwie się za dwa dni w Święto Niepodległości.
PS.2. Czy to nie fajnie, że jako redakcja obchodzimy urodziny w światowym dniu gry wstępnej? Ja tam uważam, że super. Ale jak ktoś woli holocaust…