Obwisłe Wargi

Spread the love

Nie mam zwyczaju śmiać się z czyjegoś wyglądu. Piszę o tym, bo nie chcę, by poniższy tekst był odebrany jako nabijanie się z kogoś. Ja jestem tylko w zwyczajnym szoku, że ktoś może mieć taką twarz! Jaką? Ano po kolei…
Postanowiliśmy wywieźć z domu makulaturę. Nazbierało się tego trochę. Zwłaszcza kartonów. Odkładane na strych stworzyły zbiór, który do wywiezienia trzeba było podzielić na dwie partie. „Jubiś”, jak nazywam mój samochód (jubileuszowa wersja fiata 600) został przerobiony na ciężarówkę i rozpoczęła się jazda po skupach. W kilku nie przyjmowali kartonów. Wreszcie dostaliśmy cynk, że w jednym przyjmują. Podjeżdżamy. Przyjmują. Ulubiony mówi, bym nie wysiadała, bo on to wyjmie i postawi na wadze, ale po chwili szepnął:
– Jednak wysiądź! Musisz to zobaczyć.
Przy wadze stała kobieta z zasuniętym na oczy kapturem, spod którego wystawały długie włosy. Miała około dwudziestu lat, mętne oczy zdradzające, że lubi wypić i nie tylko wypić oraz niezwykle wiszące wargi. To one sprawiły, że Ulubiony namówił mnie, bym wysiadła. Czegoś takiego jeszcze nie widział. Ja też nie, a przecież jako dziennikarka widziałam naprawdę nie jedno i podobnie jak Roman Polański co jakiś czas powtarzam, że „nic nie jest dla mnie zbyt szokujące”. Obwisłym Wargom – jak ją w myślach nazwałam – towarzyszyła koleżanka. Ponieważ te wargi wprawiły mnie w bezbrzeżne zdumienie i sprawiły, że chciało mi się naraz i krzyczeć z przerażenia i histerycznie śmiać, więc rozejrzałam się wokół. Ujrzawszy tony papieru, zardzewiałych kaloryferów i wyprutych pralek powiedziałam pół głosem, że pierwszy raz jestem w takim miejscu. Wtedy Obwisłe Wargi i jej koleżanka przytaknęły skwapliwie, że… one też. Wraz z Ulubionym wiedzieliśmy, że to kłamstwo. Gdy za swój „złom” dostały niecałe trzy złote stwierdziły, że nawet na jedno nie starczy. Co? Hm. Strach się domyślać.
W drodze powrotnej ze skupu zastanawialiśmy się ja to się stało, że kobieta ma takie wargi. Na pewno się z nimi nie urodziła. To ewidentnie jakiś uraz. Jaki? Niby trochę żartowaliśmy, że to wynik seksu oralnego z koniem, ale… z naszej strony był to śmiech mający na celu ukrycie własnego przerażenia. W moim pojęciu wyglądało to, jakby uszkodzono jej mięśnie ust. Może butelką? Może w czasie libacji ktoś jej wepchnął „Sovietskoje Igristoje”? Straszne.
To wszystko miało miejsce kilka tygodni temu. Oboje zapomnieliśmy o Obwisłych Wargach. Aż… do dziś. Została nam do wywiezienia ostatnia partia makulatury. Akurat dziś oboje znaleźliśmy czas. Znów przerobiłam „Jubisia” na ciężarówkę i pomknęliśmy w kierunku skupu. Wjeżdżamy na podwórko, a tu w kierunku wagi idzie jakaś postać. Ulubiony powiedział:
– Ale facet ma twarz! Tu wszyscy takie mają?
Ale to nie był facet. To była Pani Obwisłe Wargi. Teraz obcięta na krzywego jeża, niemal łysa na czubku głowy i odziana w spodnie tylko odznaczającymi się pod brudną bluzą piersiami i paznokciami pomalowanymi na jaskrawy różowy kolor informowała świat, że jest przedstawicielką tzw. płci pięknej. Dość szybko poszła sobie ze skupu, a ja zagadnęłam obsługującą skup panią:
– Jesteśmy tu drugi raz i znów widzimy tę osobliwą postać…
– A! To pijaczka Ewa! Straszna krętaczka i złodziejka. Codziennie tu przychodzi, by zarobić na alkohol. Potrafi do miedzi żelazo wrzucić, by dostać więcej forsy… Miała chyba z czternaście lat jak zaczęła pić. 
Wszystko rozumiem. Nałóg też. No… może nie do końca rozumiem, ale przyjmuję do wiadomości. Ale tych Obwisłych Warg nadal nie rozumiem. Boję się, że będą mi się śnić. Jak też ta Ewa musiała się upić, że do czegoś takiego dopuściła. No i kto jej to zrobił? Nie wiem czy na te pytania chcę znać odpowiedź.

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...