Prywatny czajnik daleko od szosy

Spread the love

Wybrałam się z kumplem w podróż pod Lublin do innego kumpla. By nie stać rano w korkach wyjechaliśmy z Warszawy tuż po piątej. W domu wypiłam tylko herbatę z sokiem malinowym na rozgrzanie, podejmując decyzję, że kawę na obudzenie wypijemy gdzieś po drodze. Wypiliśmy, ale na miejscu, czyli w podlubelskiej wsi. Dlaczego? Kumpel chciał jechać bocznymi drogami twierdząc, że tam są ładniejsze widoki i nie ma tirów itd. Widoki może i były, tiry też były, ale mniej, a co do kawy… nie natrafiliśmy na nawet jedną czynną restaurację lub bar. Gdy w spożywczaku „gdzieś w Polsce” spytałam gdzie tu można wypić kawę usłyszałam, że… w domu. W innym miejscu pokazano nam bar, ale czynny od 12-tej. Świetnie rozumiem, że miejscowi nie stołują się poza domem. Rozumiem więc, że w małych wioskach knajpa nie jest interesem opłacalnym. Mam jednak pewne ale. Gdy podróżowałam w swoim czasie po Stanach Zjednoczonych zauważyłam, że tam kawę można kupić w… zwykłym spożywczaku. Można też w nim poprosić o kanapkę i na miejscu sklepikarz zrobi nam co sobie zażyczymy. Nigdy nie chciałam i nadal nie chcę mieszkać w Stanach, ale to rozwiązanie bardzo mi się podobało. Mam jednak wrażenie, że u nas jest to zupełnie niemożliwe. My wszyscy chcemy od razu zarobić milion i zarobek 5 złotych raz na jakiś czas nie jest dla nas żadnym interesem. Owszem, może w małej wiosce kanapkę w spożywczaku zamawiano by raz na jakiś czas, ale skoro w sprzedaży jest kajzerka, serek topiony i ogórki kiszone czemu nie można sprzedać tego wędrowcowi jako gotową całość? Czemu nie można do tego dodać kubka kawy lub herbaty? Odpowiedź jest prosta. Bo nie ma tego w zwyczaju. Gdy miesiąc temu wylądowałam w małej mazowieckiej miejscowości w knajpie i zmarznięta poprosiłam o kawę usłyszałam, że tu jest tylko piwo i cola. Bufetowa miała czajnik, ale jak mnie poinformowała czajnik jest jej prywatny, a właścicielka knajpy nie zgodziła się na sprzedaż ani kawy ani herbaty. Zresztą miejscowi przychodzą tu głównie na piwo. Cola jest dla ich dzieci. Było to dla mnie co najmniej idiotyczne tłumaczenie. Gdybym ja była bufetową zrobiłabym wędrowcowi kawę za darmo, albo… zainkasowałabym do kieszeni 2 złote za skorzystanie z prądu, wody i łyżeczki prywatnej kawy i cukru. I nie ważne, że 2 złote to mały zarobek. W końcu „ziarnko do ziarnka i zbierze się miarka”. Jednak Polska, która jest daleko od szosy jest niezwykle bierna. Czeka. Diabli wiedzą na co. Na pewno nie na zarobek od wędrowca. Raczej na to, że zgubi on tam walizkę pełną dolarów. A że może je przynieść kawa z prywatnego czajnika – nie wierzy. Zresztą… za długo by czekać. A my wszystko lubimy mieć natychmiast.

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...