Sądzę według siebie

Spread the love

Po raz kolejny przekonałam się o tym kilka dni temu, kiedy pewna czytelniczka napisała do mnie list: „Witam przeczytałam Pani blog z Krymskiej wyprawy i muszę przyznać, że jestem przerażona. Z tego czym podzieliła się Pani na Blogu czytelnik raczej więcej doiwie się o Pani indolencji informatycznej niż o Krymie, a co więcej może tylko nabrać mylnego przkonania, że na Krymie nie ma nic interesującego, zaś w Bakczysaraju mieszkają Turcy, którzy prowadzą knajpy z klatkami. Jeśli Pani była w Bakczysaraju wypadałoby wiedzieć, iż zamieszkują tam TATARZY a nie TURCY, to nie jest takie skomplikowane, zwłaszcza dla osoby, zdawałoby się, wykształconej.”
Ponieważ pracowałam nad ukończeniem książki, więc w tym zaganianiu wyczytałam tylko, że pomyliłam Turków z Tatarami, dlatego odpisałam błyskawicznie:
Dziękuję bardzo. Zaraz to poprawię 🙂 Tak to bywa jak się śpi po 5 godzin na dobę 🙂 Proszę sobie wyobrazić, że tyle osób to czytało i nikt nie zwrócił  na to uwagi. Jeszcze raz dziękuję za życzliwą pomoc 🙂
I po odpisaniu natychmiast „pobiegłam” do dawnego, bo z 2009 roku wpisu poprawiać merytoryczny błąd. I tu nastąpiło zderzenie z rzeczywistością. Przeczytałam cały wpis i… nie znalazłam fragmentu, który by wskazywał, że pomyliłam Turków z Tatarami. Jest nawet gorzej. Turcy pojawili się raz w stwierdzeniu, że zasiedliśmy w tureckiej knajpie. Niestety tatarska ona nie była, a właśnie turecka. Zerknęłam już spokojnie na list i dopiero wtedy doznałam olśnienia. Wybite wersalikami słowa Tatarzy i Turcy odwróciły moją uwagę nie tylko od właściwego tonu listu, ale jego merytorycznej treści. Patrzyłam teraz na maila szeroko rozwartymi oczami i śmiać mi się chciało. Ponieważ autorka się podpisała, ja i tak zrobiłam sobie przerwę w pracy, a googlanie nic nie kosztuje, więc poszperałam w sieci. W ciągu dosłownie trzech minut znalazłam, że tak samo nazywają się prawniczka, lekarka i osoba, które kilka razy zrecenzowała coś w Merlinie. Prawniczki i lekarki nie podejrzewam, bo to tak ciężkie zawody, że człowiek nie ma czasu na bzdury. Dlatego wzięłam głęboki oddech i mówiąc pod nosem: „założę się, że recenzje są negatywne” kliknęłam. Moim oczom ukazały się tak „życzliwe” słowa pod adresem twórców omówionych przez nią dzieł, że aż do pójścia spać śmiałam się sama do siebie.
I tak sobie myślę, że co jakiś czas się przekonuję, że istnieją na świecie ludzie, którym orgiastyczną wprost przyjemność sprawia bezinteresowne wbijanie innym szpilek. A mnie jakoś nigdy nie chce się takich rzeczy robić.  Kiedyś przy okazji poszukiwania w sieci informacji o hip-hopie trafiłam na portal o tym gatunku muzyki. Była tam masa artykułów, których autor miał sporą wiedzę, ale zupełnie nie potrafił pisać. Teksty nie były bowiem zbudowane ze zdań, ale z luźno wypluwanych wyrazów, których znaczenie rozumiało się wtedy, gdy czytało się to wszystko na głos, bo znaków interpunkcyjnych ten ktoś w ogóle nie znał. W pierwszym odruchu chciałam napisać, żeby to poprawił,  bo to nie wygląda dobrze, ale spojrzałam na komentarze pod tekstami, z których wynikało, że ich autor jest w pojęciu czytelników „wykurwiście zajebisty” i „superancko mądry gość” i dałam sobie spokój. Skoro fanom tego gatunku muzycznego to wszystko nie przeszkadza, to nie ma sprawy. To prywatna strona, a te każdy może sobie prowadzić jak mu się żywnie podoba. A może gdybym napisała te wszystkie uwagi zrobiłoby mu się przykro i jeszcze by źle odebrał moje intencje?
Ja się oczywiście na czytelniczkę nie obraziłam. Nawet mi się nie zrobiło przykro. Przyznam, że cała historia mnie ubawiła mnie (zwłaszcza moja reakcja) i to chyba bardziej niż to w ogóle warte. Ale pewnie dlatego, że znów sądziłam kogoś według siebie. Myślałam, że naprawdę ktoś wyłapał błąd i chce mi pomóc go poprawić.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...