Jako przesądny pracoholik, który uważa, że jaki pierwszy dzień Nowego Roku taki cały rok postanowiłam pierwszy dzień stycznia grzecznie przebimbać oddając się rozrywce. Napisane w pierwszym zdaniu słowo pracoholik sprawiło oczywiście, że skrobnęłam kilka zdań książki, nad którą siedzę, by nie było, że zapeszę i przez cały rok nic nie napiszę. Starannie jednak unikałam pisania bloga, by nie spędzić całego roku na blogowaniu, choć to przecież zupełnie niedochodowe zajęcie, więc trudno nazwać je pracą. By nie było tak, że się w 2011 zaharuję na śmierć, bimbałam jak podły leń! Jakie rozrywki sobie zafundowałam? Ano podczytywałam na zmianę trzy książki:
- Maciej Mazur – „Czasoprzewodnik 33 lata na Ursynowie”.
- Wiesław Kot – „PRL – jak cudnie się żyło”
- Małgorzata Gutowska-Adamczyk – „Cukiernia pod Amorem. Zajezierscy”.
Wszystkie trzy książki są super i żałuję, że nie mogę czytać trzech naraz, choć paradoksalnie poniekąd to właśnie robię.
A poza tym w przerwach między pisaniem i czytaniem obrzydliwie bezczelnie gapiłam się w telewizor oglądając z lubością mój najukochańszy serial kryminalny, który uważam za tzw. „serial kryminalny wszech czasów”, a jest to… „Columbo”. Żaden ze współczesnych seriali kryminalnych (ani te z serii „CSI”, ani „Kości” ani „Agenci NCIS” i inne) nie ma tej magii, co kryminał z odwrotną fabułą. Niby przecież widz od początku wie, kto zabił, a jednak ogląda z zapartym tchem faceta ze szklanym okiem, w zniszczonym prochowcu i na pewno ze śmierdzącym cygarem w ręku, gadającego często o żonie. Całości dopełnia stary szaroniebieski peugeot 403, w którym czasem drzwi otwierają się tylko z zewnątrz, a także pies basset, którego porucznik w jednym z odcinków (z tego co pamiętam) chciał nawet poddać szkoleniu, by stał się agresywnym psem obronnym.
Jako, że często oglądam filmy z laptopem pod ręką, by sobie od razu coś tam sprawdzić, dlatego i teraz z radością sprawdzałam (jak zwykle zresztą) wszystkich aktorów pojawiających się na szklanym ekranie u boku upierdliwego porucznika. Któż tam nie grał! I Martin Sheen i niedawno zmarły Leslie Nielsen i Martin Landau (dla mnie niezapomniany Komandor Koenig z ulubionego serialu z dzieciństwa „Kosmos 1999”) i John Cassavetes. Któż tego serialowego kryminalnego cacka nie reżyserował! Nawet sam Spielberg! „Columbo” ma oczywiście też polski akcent, bo kilka odcinków stworzył Bernard L. Kowalski, czyli amerykański reżyser polskiego pochodzenia.
Mam swój ulubiony odcinek, który oglądałam kilkanaście razy, a jednak zawsze z lubością gapię się nań w ekran po raz kolejny. I tak rok 2011 uraczył mnie tym moim ulubionym odcinkiem, czyli… „Short Fuse”, którego tytuł po polsku brzmi „Cygara dla szefa”. A dzięki temu w błogim bimbaniu spędziłam Nowy Rok, mrucząc co chwilę pod nosem niczym Porucznik Columbo „Just one more thing” i włączając laptopa, by napisać kolejne, minimum jedno zdanie książki. Niestety… czas błogiego lenistwa był tylko wczoraj. Dziś bimbanie się skończyło. Aha. Just one more thing… Dziś też jest w telewizji „Columbo”. Może jeszcze trochę pobimbać?