Po moim wpisie „Wyznania gorszycielki” napisał do mnie znajomy: „Po co piszesz o sikaniu i kupie? To jest glupie to nie niesie żadnego przeslania, to nie jest kultowe. Takie tam ploteczki, no wiesz dzieciaki lubią takie głupotki i nabijają bemyslnie licznik bloga, ale ty jestes stworzona do rzeczy WIELKICH. Pisz o rzeczach ważnych , nie rozpraszaj się na takie ploteczki niegodne Ciebie. Tej książki o Sisiorku nie wydawaj .Popsujesz swoj wizerunek , kobiety inteligentnej piszacej ze znawstwem o historii sztuki, Warszawy, Powstaniu Warszawskim, Lalce Boleslawa Prusa. Nie ignoruj negatywnych opinii nauczycielek o tej nowej książce.”
Nienawidzę hipokryzji i cenzury. Nikt nie będzie mnie cenzurował i mówił, co jest dla mojego wizerunku dobre a co nie jest, bo nie mam dwunastu lat! Zawsze podkreślam, że jeśli kogoś któryś z moich wpisów szokuje, brzydzi, denerwuje, zniesmacza niech czyta sobie, co innego! Dla czytelników mogę być (jak dla jednego kuzyna) Damą Fekaliową. Będę pisała o tym, o czym mam ochotę pisać, a nie o tym, co ktoś sobie życzy. Zwłaszcza, że blog jest pisany nie za pieniądze, nie na zamówienie, ale ot tak dla czystej przyjemności. A jeśli idzie o siusianie i kupę to chcę zauważyć, że zarówno Jezus jak i Maria też robili kupę i oddawali mocz! To, że nie ma o tym słowa w Nowym Testamencie niczego nie dowodzi. Nie ma też tam wzmianek, by się śmiali. Podejrzewam, że mogli też cierpieć na wzdęcia, bo nie było w ich czasach tych wszystkich wspaniałych leków, które nas straszą z reklam telewizyjnych, a jedli różne potrawy, które mogą powodować takie a nie inne reakcje organizmu. Fizjologia jest częścią naszego życia. Zepchnęliśmy ją jednak wstydliwie pod dywan tak, jak od wielu lat spychamy tam śmierć. Wysyłamy ludzi do szpitali, by broń Boże nie umarli przy nas tylko w samotności, z daleka. Prawie jak pod płotem. Piszę „prawie”, bo umieranie w szpitalu wśród obcych ludzi jest dla mnie jak zdychanie pod płotem. To płot symboliczny, ale jednak płot.
Historia człowieka to także historia radzenia sobie z fizjologią. Opowiadał mi znajomy o eksperymencie amerykańskich naukowców polegającym na tym, że zamknięto w pojedynczych, ciasnych pokojach ludzi ubranych w specjalne kombinezony i kazano im rozwiązywać test na komputerze. Test był na czas. W pokoikach mieli kontakt słowny z kimś, kto przekazywał im instrukcje. Nie wiedzieli jednak, że test na komputerze nie jest tym właściwym testem. Ten prawdziwy polegał bowiem na czymś innym. Chodziło o badanie czy trzymanie moczu jest cechą nabytą cywilizacyjnie czy nie. Otóż tym ludziom zamkniętym w pokojach z komputerami przed wejściem do pokoiku podano moczopędny płyn. Potem obserwowano, co ludzie zrobią z tym fantem, że chce im się siusiu. Głos w słuchawkach mówił, aby robili w majtki, bo test komputerowy jest ważny i nie mogą go przerwać, a o zrobieniu w majtki nikt się nie dowie. Przerwanie testu jest zaś karane finansowo. Tymczasem 80% badanych wolało ponieść finansową karę niż zrobić w majtki.
Nauczyliśmy się, jako ludzie, nie robić pod siebie. Uważamy to za wielkie osiągnięcie. Nie jesteśmy w tym sami. Pod siebie nie robią również krety, które w kretowisku mają latryny i to oddalone od sypialń czy spiżarni. Ptaki też nigdy nie robią we własne gniazdo. Stąd zresztą powiedzenie „zły to ptak, co własne gniazdo kala”. Mało tego, gdy mają młode łapią ich odchody w dziób i wywożą z dala od gniazda, by potencjalny drapieżnik nie odnalazł ich siedziby i nie pożarł.
Świat składa się zresztą z kupy! To, że nie jest za przeproszeniem „zasrany” zawdzięczamy masie zwierzątek, które są koprofagami i to po prostu zjadają. Tylko dlatego jeszcze nie utonęliśmy w fekaliach. Czytałam w jednej z książek o żuku gnojarzu i pomniku, jaki mu wystawili Australijczycy. Otóż, gdy sprowadzono do Australii krowy okazało się, że tamtejszym żukom gnojarzom ich kał nie smakuje. By Australia nie utonęła w krowich plackach sprowadzono żuka gnojarza a Europy. Nastąpiło to w latach 60-tych XX wieku. Populacja żuków uporała się z problemem, a żuk – stworzonko … zyskał pomnik.
Kupa jest pożyteczna. To odchody kurze były używane w średniowieczu, jako zaprawa. Na „guano peruwiano” niejeden zrobił majątek. W starożytnym Rzymie były naczynia na urynę. Ludzkiego moczu używano do utrwalania farb na tkaninach.
Kupa – wbrew pozorom – potrafi być wychowawcza. Wiedziała o tym brytyjska pisarka tworząc książkę „Kupa. Przyrodnicza wycieczka na stronę.” Pisząc całe dzieło o kupie, z którego duzi i mali dowiadywali się mnóstwa pożytecznych rzeczy o świecie przyrody.
Kiedy pisałam różne rzeczy o Powstaniu Warszawskim napisała do mnie czytelniczka. „Pani Małgosiu, niech pani napisze choć raz, co robiły te łączniczki z powstania, kiedy miały okres. Przecież to były 63 dni. Niech pani napisze, jak ludzie załatwiali swoje potrzeby jadąc z transportem do Oświęcimia! Mnie to interesuje!” Ciekawe prawda? Kupa jest dla wielu hipokrytów czymś tak wstydliwym, że zapominają, że nagle w życiu człowieka nadchodzi moment, gdy musi się z nią zmierzyć, bo inaczej najzwyczajniej w świecie narobi w majtki.
Czytałam kiedyś książkę „Arystokracja”, w której opisywane były losy wojenne polskiej arystokracji i bodajże Branicka spytana o to jak sobie poradzi z przejściem przez rów odpowiedziała: „chyba dostatecznie dobrze mnie wychowano, by poradzić sobie z tym problemem”. Mnie też dostatecznie dobrze wychowano, bym poradziła sobie w swoich publikacjach z problemem siusiania, kupkania i sisiorka, z którym najwyraźniej nie radzi sobie mój znajomy, bo się oburza podobnie, jak tamte nauczycielki-stare panny.
Ciekawe, że akurat te teksty nie zgorszyły obecnego na jednym ze spotkań autorskich księdza, a wręcz przeciwnie. Śmiał się z wymiany wiedzy – choroby weneryczne za ryngraf. To opowieść o tym, jak wyglądał mój dziecięcy świat. Inny był od obecnego? Dzieci mają prawo to wiedzieć, że są rzeczy niezmienne. Jedną z nich jest kupa, siusiu i zainteresowanie sisiorkiem.
A wracając do tej kupy, menstruacji, Powstania, wojny i transportów. Ciotka mojego ojca, która dwa lata spędziła w więzieniu w Fordonie opowiadała, że w czasie miesiączki wkładały w majtki stare koszule rwane na strzępy, jak szarpie podczas Powstania Styczniowego. O! Wiedziałam, o co chodzi, bo pamiętam dobrze, jak wielkie wrażenie zrobiła na mnie „Wierna rzeka” Stefana Żeromskiego, którą przeczytałam, jako dwunastoletnia dziewczynka. Główna bohaterka Salomea, przyznała się do krwi Powstańca, jako do własnej, by uratować mu życie, a Moskale śmiali się z niej pod wąsem.
Znajomy, który siedział na Pawiaku opowiadał, że wydłubywali w ścianach cel dziury do cel sąsiednich – tych, w których siedziały kobiety i tymi dziurami przekazywali im swoje własne koszule porwane na strzępy, by też powstały z nich szarpie, które ich koleżanki będą mogły wykorzystać, jako podpaski.
Transport do Oświęcimia, czy innego obozu? Co dzieje się, gdy w bydlęcym wagonie tygodniami jedzie kilkadziesiąt osób stłoczonych jak śledzie w beczce? Chyba nie przypuszcza, że robią w majtki? Problem do przemilczenia? Bynajmniej! Ci, którzy przeżyli taki transport opowiadali o wyrywanych w rogu wagonu deskach. I o powstałej w ten sposób dziurze, na której stawiano wiadro z wybitym dnem, by służyło za prymitywny sedes. O tym, że załatwiająca swoje potrzeby osoba była przez inne zasłaniana. Wielokrotnie opowiadano mi o ludziach, którzy padli w ręce gestapo przez fizjologię. Oto bąka puścił i… odkryto jego kryjówkę w komórce itd. Opowiadano mi, jak załatwiano się w piwnicach, w których ukrywano się przed Niemcami w czasie Powstania Warszawskiego. To wszystko naprawdę część naszego życia i historii. A że śmierdząca część to już zupełnie inna sprawa. Dlatego niech nikt mi tu nie mówi, o czym mam pisać lub nie i co jest lub nie jest wychowawcze. Jeśli fizjologia i kupa go brzydzi niech nie czyta nawet książki ogrodniczej. Tam też może natrafić na kupę. Wprawdzie, jako nawóz, ale jednak!
P.S. A teraz z innej beczki, jakby to powiedział Monty Python. Pojechałam dziś z kamerą na Powązki wojskowe. Kwatera smoleńska – dziki tłum. Kwatera żołnierzy wojny polsko-bolszewickiej – martwa cisza.
Przy kwaterze smoleńskiej usłyszałam, że tu leżą ludzie, którzy zginęli jak bohaterowie. Byli to ludzie wielcy i ważni dla Polski. Nie kwestionuję. Spacerując między grobami ochotników na wojnę polsko-bolszewicką stawiałam sobie pytanie retorycznie. Ci tutaj nie byli wielcy i ważni dla Polski? Nie zginęli jak bohaterowie? Znicze zapalano im z litości. Jedna pani powiedziała mi, że zapala, bo ma wrażenie, że jak nie zapali to nikt tego nie zrobi…