Czarno widzę, czyli fazy księżyca

Spread the love

Kiedyś już pisałam, że uwielbiają mnie typy spod ciemnej gwiazdy, wariaci, żule, narkomani, alkoholicy itd. W sumie z wzajemnością. Ja też ich lubię, bo nadają światu kolorytu, choć… nie lubię ich w nadmiarze. Dawno jednak już doszłam do wniosku, że jeżeli zostałabym kiedykolwiek królową czy Miss to wśród wszelkiego rodzaju fricków.
Od kilku dni wokół mnie rozrasta się spore „wariatkowo”. Pomijam fałszywy alarm bombowy i ewakuację z budynku redakcyjnego, bo choć to zwariowane, to sprawca raczej nie jest frickiem, a niebezpiecznym psycholem. Chodzi mi o inne zdarzenia…
Na przykład…. reklamacja pieczątki. Kilka dni temu zgubiłam pieczątkę. Musiałam więc zrobić nową. Dwa dni później, jak to zazwyczaj w moim życiu bywa (kupiałm niezliczoną liczbę zepsutych przedmiotów), ta pieczątka się rozpadła, więc pojechałam reklamować do zakładu działającego 24 h na dobę. Podeszłam do lady, położyłam pieczątkę i poprosiłam o naprawę. Pani zawołała kolegę z zaplecza, który pieczątkę ode mnie wziął i wtedy… nakrzyczała na mnie jakaś klientka, że ona tu stoi w kolejce, a ja wepchnęłam się bez. Powiedziałam, ze przepraszam, ale myślałam, że skoro w swoim czasie wystałam się w kolejce, by tę pieczątkę zrobić, to do reklamacji stać nie muszę. 
– My tu wszyscy do reklamacji – wykrzyczała pani. 
– No przepraszam panią – powtórzyłam. 
– Tu kolejka jest! – Wrzasnęła znów kobieta, a to mnie zirytowało. No bo ile można przepraszać?  Dlatego stając za nią w kolejce powiedziałam:
– Już przeprosiłam panią. Poczuła się pani lepiej?
– Nie! Najlepiej się poczuję, jak pani stąd wyjdzie, bo nie mogę na panią patrzeć – wrzasnęła kobieta, a ja… wyszłam. Bo podobnie, jak Stefek Burczymucha „Brysia mijam zaś z daleka, bo nie lubię, gdy ktoś szczeka”. Przy czym dla mnie „Brysiem” jest tego typu agresywny wariat. Już zza drzwi zadzwoniłam do zakładu, w którym została moja pieczątka i powiedziałam, że przyjadę po nią w nocy, bo tam jest jakaś chamska pani i nie chcę na nią patrzeć. 
– Świetnie panią rozumiem, bo ja bym też chętnie na nią nie patrzył – odparł pan wzdychając ciężko i z tonu jego głosu wywnioskowałam, że z wrzeszcząca kobietą użera się nie pierwszy raz. Na szczęście gdy w nocy odbierałam pieczątkę z naprawy rozwrzeszczanej kobiety już nie było.  
Dziś na mojej drodze fricków było zatrzęsienie. Pojechałam na zdjęcia z kamerą na Chmielną. Filmowałam „Festiwal antygraffiti na Chmielnej”, a tu… podchodzi facet i mówi, że jest jasnowidzem i się pyta, czy mam dla niego pracę. 
– Co z pana za jasnowidz? – odpowiadam pytaniem. – Jakby pan był jasnowidz, to by pan wiedział, że ja pracy dla pana nie mam.
– Że pani nie ma, to ja wiem – odpowiada.
– Ale jako jasnowidz wie pan, że się panu ta rozmowa opłaci?
– Tak! – twierdzi facet z niezwykłą mocą w głosie i pokazuje mi swoje dokumenty. – To mój syn – mówi, a po chwili pokazuje jakieś zdjęcie w gazecie. – A to ja? – pyta i zaraz jakby samemu sobie odpowiada. – Nie ja, ale podobny do mnie. Ja jestem jedynka! Numer jeden! – wykrzykuje pisząc mi na kartce swoją datę urodzenia. 
– Numerologicznie? – dopytuję się zaciekawiona i informuję go, że jestem dziewiątką czekając co on, jako słynny jasnowidz na to mi powie. 
– Ja też – mówi, choć przed chwilą przecież był jedynką. I… znów wysłuchuję historii, że jest dyplomowanym jasnowidzem, tylko gabinetu jeszcze nie ma. Potem mówi, że u niego na lodówce mieszka ufo i jest z nim na zdjęciu. W domu mieszkają demony i wywala je egzorcyzmami. Miał objawienie od Jana Pawła II-go i ogłosił też nowe wersety do Tory i Koranu. (Trzy religie w jednym, jak torebka nescafe z mlekiem i cukrem). Na odchodne dostaję od jasnowidza numer telefonu.  Jakbym chciała poznać swoją przyszłość to mam dzwonić. 
Dosłownie minutę później dzwoni… pani Wiktoria. Znamy się kilka lat. Poznałam ją, gdy jeszcze była panem Jackiem. Robiłam o niej reportaż od „Telekuriera”. Rodzina nie mogła się pogodzić z tym, że syn chce być kobietą. Do końca życia nie zapomnę jak pozbawiony krtani ojciec pani Wiktorii wykrzykiwał szeptem, by sobie w pornosach zarobiła na operacje plastyczną, bo tam „mówię pani, pani redaktor, przyjmą takich co mają chuja i cyce”! Ksiądz apelował o spokój w rodzinie. O to samo apelował lekarz, który prowadził panią Wiktorię przez kurację hormonalną, porady psychologiczne itd. Po pół roku od emisji reportażu pani Wiktoria zadzwoniła, by powiedzieć dziękuję i że jest szczęśliwa. Sądownie zmieniła płeć. Rodzice wreszcie zaakceptowali, że jest kobietą. Teraz Wiktoria znów ma problem. Ojciec nie żyje. Ona sama ma za małą rentę socjalną. Takich, jak ona, co to zmienili płeć, a w ogóle są od urodzenia po porażeniu mózgowym nikt w Polsce nie szanuje i im nie pomaga, bo jest ich mało. Pani Wiktoria błaga o pomoc. Umawiamy się na telefon na piątek. Wtedy to pani Wiktoria ma badania przed komisją lekarską ZUS. Mam nadzieję, że jednak jej ta renta zostanie przyznana. 
Kończę rozmowę i mijam jasnowidza, który sam nie wie czy jest numerologiczną jedynką czy, jak ja, dziewiątką. Siedzi przy stoliku i wypełnia ankietę, by zrobić sobie bezpłatny pomiar ciśnienia. Na wprost mnie idzie zakonnica, a wokół niej podskakuje jakiś dziwnie ubrany na czarno człowiek w kapeluszu i z kubkiem po kawie w ręku. Wygląda trochę, jak artysta cyrkowy. Zakonnica opędza się od niego jak od komara. Też ubrana jest na czarno. Chyba to normalne. Pewna jednak nie jestem. Mimo rozmowy z jasnowidzem otoczenie widzę ostatnio trochę czarno. Pani w zakładzie z pieczątkami, Wiktoria (z domu Jacek), jasnowidz… Dziwne. Przecież księżyc jest w nowiu… A przecież kiedyś wyczytałam, że dziwne sytuacje nasilają się podczas pełni.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...