Tak pomyślałam po reakcji niektórych znajomych na fakt, że udostępniłam na YouTube swój film. Film, który przeleżał dwa lata u mnie na półce i który nazwałam „półkownikiem IV RP” zdecydowałam się pokazać ludziom. Do tej pory poza garstką znajomych i paroma telewizyjnymi dyrektorami, którzy zmieszali mnie z błotem, nikt go nie widział. Niech ludzie obejrzą. Za darmo. Należy się to moim bohaterom. A ponieważ, jak mówi moja kierowniczka produkcji, (zwana Basią od kotów) „każdy dobry uczynek musi być pomszczony”, więc zawrzało…
Historia filmu, któremu nadałam tytuł: „Kto ty jesteś?” ma swój początek w 2009 roku, kiedy testując Peugeota 3008 pojechałam na Krym. Po drodze był Lwów. Dzięki uprzejmości polskiego konsulatu dostałam namiary na polską rodzinę we Lwowie. Swoje spotkanie z nimi opisałam m.in. tu na blogu. Nakręcony w ciągu dwóch godzin mała kamerą przez operatora amatora wywiad miał być materiałem wyjściowym do reportażu. Chciałam wrócić do Lwowa z kamerą TVP. Niestety… Jak to powiedział Stanisław Tym w filmie „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz” – Zmiany, zmiany, zmiany! Nikt nie był zainteresowany moim wywiadem. Po kilku miesiącach usłyszałam, że przyjdzie jakiś asystent zobaczyć materiał wyjściowy czy jest w ogóle o czym rozmawiać. Najpierw opadły mi ręce, a potem uniosłam się honorem. Zabrałam swoje zabawki, czyli nagrania, bo i tak były zrobione prywatną kamerą i nie były własnością TVP, zabrałam na swoje podwórko. Po roku, dzięki życzliwości przyjaciół, rzecz zmontowałam z tego co miałam. Tym co powstało z tego co miałam, próbowałam zainteresować różne redakcje, ale… po uwagach, że zdjęcia są nie najlepsze i niezawodowe – zrezygnowałam. Do dziś w uszach mi brzmi: „Widzowi nie powiemy przed emisją jaką pani miała trudną sytuację. Film ma się bronić sam. Ten się nie broni, bo ma słabe zdjęcia. Telewizja, proszę pani koleżanki, (to wypowiedziane z wielkim przekąsem) to nie tylko słowo. To także obraz. Pisać może pani umie, bo to co pani napisała o filmie było ciekawe, ale to jak to jest nakręcone jest beznadziejne! To jest nieemisyjne!” Po takim wykładzie odpuściłam.
Położyłam „film”, który nie jest zdaniem panów dyrektorów filmem, a „filmem” na półce. Tylko czasem pokazywałam znajomym. Namawiali, bym się nie poddawała. Ale czas działał na moją niekorzyść. Ktoś tam radził pojechać do rodziny jeszcze raz. Za co? Tu sugestii nie było. Następowały więc uwagi typu: „Rzecz z 2010 roku, a w ogóle nakręcona w 2009? Toż to jest już stare! Już nie do uratowania! Można by było dokręcić, ale wstawiać do tego materiału nie ma co, bo teraz to byłby nowy wywiad.” I tak oderwano mi podcięte już przecież skrzydła. A może niepotrzebnie każdemu mówiłam, że ktoś to już skrytykował? Może niepotrzebnie piszę to także tu i teraz? Do swojego „filmu” mam mnóstwo uwag. Ale nic z nim zrobić nie mogę. Nie miałam szans na poprawienie czegokolwiek. Opuszczałam przyjazny dom ukraińskich Polaków (lub polskich Ukraińców) z myślą, że w ciągu dwóch tygodni tam wrócę z zawodową kamerą i operatorem. Owszem. Ktoś może powiedzieć, że wtedy, kiedy tam byłam mogłam zadać inne pytania. Gdyby ciotka miała wąsy… to by była np. Januszem Korwinem-Mikke albo Bronisławem Komorowskim. Zadałam takie, jakie zadałam! Takie, jakie przyszły mi do głowy tamtego dnia, o tamtej porze, kiedy dwie godziny wcześniej po raz pierwszy w życiu zwiedzałam lwowski cmentarz na Łyczakowie.
Gdy trzy dni temu z Ulubionym wrzucaliśmy na YouTube jego autorski film „Jahwe”, który dostał w swoim czasie nominację na Feliniadzie i zakwalifikował się do finału, postanowiłam wrzucić i swojego „półkownika”. Niech ludzie go zobaczą. Nic więcej. Niech pomyślą o jego bohaterach. Nic więcej. Niech spytają samych siebie – „Kto ty jesteś?” Nic więcej. Chyba jednak chciałam zbyt wiele. Dziś dowiedziałam się, że:
- Okradłam TVP z jej materiałów (sic!). Musiałam tłumaczyć „życzliwej” koleżance, że kamera nie była z TVP i do materiału mam prawo.
- Ponieważ film promowałam na Facebooku, więc zostałam oskarżona o wpuszczanie na Facebooka wirusa, spamu i wszystkich diabłów. Nawet na jakiś czas zablokowano mi możliwość pisania wiadomości itd.
- Na koniec kumpel napisał, że nakręciłam coś… sterowane przez premiera Jarosława! Boże! Gul mi skoczył, bo wszystkich polityków, a zwłaszcza wszystkich premierów, mam w czterech literach. Tego zaś szczególnie! Potem się okazało, że to żart, ale mnie już nie było do śmiechu.
Nie mam dziś siły. Uparcie myślę, że mogłam wtedy nie wyjmować kamery. Mogłam nic nie kręcić. Mogłam tylko napisać. Byłby spokój. A mnie się zachciało jeszcze ich pokazać, by ktoś usłyszał ich głos. Ich polską mowę jakże inną od naszej. O ja głupia cipa! Poza nerwami i przykrościami nie mam z tego nic. Miłe słowa od przyjaciół nie są w stanie zniwelować wszystkich przykrości, które mnie spotkały tylko dlatego, że chciałam, by ludzie wraz z moimi bohaterami zadali sobie pytanie: „Kto ty jesteś?
Gdyby ktoś był zainteresowany. Film można obejrzeć tutaj:
Ja zaś dziś jak Dulski idący na Wysoki Zamek krzyczę:
– A dajcie mi wszyscy święty spokój!
A jakby ktoś pytał, to autorka tych słów Gabriela Zapolska leży we Lwowie…