Nie patrz w górę, czyli świat lajków

Spread the love

Rozmawiałam ostatnio ze znajomą, która jest wykładowcą akademickim, o autorytetach i kulturze. Obie bardzo ubolewałyśmy nad tym, że większość społeczeństwa bardziej liczy się ze zdaniem celebryty bez wykształcenia (lub z wykształceniem podstawowym) niż naukowca. I chodziło nam o zdanie tegoż celebryty na temat, na którym zna się naukowiec. Cóż… Obie często się z tym spotykamy. Ze mną, że nie mam racji i nie znam się na dziennikarstwie, próbował wiele miesięcy temu dyskutować jedenastolatek. prowadziłam warsztaty dziennikarskie, a rzecz dotyczyła prostej sprawy: Czy do wywiadu trzeba się przygotowywać? Jedenastolatek powiedział, że nie trzeba. Ja mu na to odpowiedziałam, że zdarzają się rozmówcy, którzy gdy przyjdziemy do nich nieprzygotowani i oni to zobaczą, są dla nas niemili lub z tegoż wywiadu rezygnują. Opowiedziałam historię o tym, jak koleżanka z pewnego pisma poszła na wywiad do pewnej znanej pisarki i przyznała, że nie czytała żadnej z jej książek. W odpowiedzi usłyszała: „To wywiadu nie będzie”. Tymczasem ten przykład nie przekonał jedenastolatka. Jego zdaniem można się do wywiadów nie przygotowywać i tyle. Podawałam więc jeszcze przykłady wpadek w programach na żywo, które zawsze wynikały z braku przygotowania (znajoma prezenterka rozmawiała z Hanną Bakułą o jej książce i wyraziła zdumienie: „to pani również maluje?”), ale jedenastolatek był nieugięty. On miał inne zdanie, „bo ma do tego prawo”, a ja mam „obowiązek szanować to, że ona ma inne zdanie, do którego ma prawo”. Dyskusja została ucięta. Żaden rozsądny argument nie został przez niego przyjęty.

Podobnie było, gdy toczyłam w jednej z redakcji spór, że „kolorysta” nie jest synonimem słowa „malarz”. Żadne moje argumenty, że „kolorysta” to przedstawiciel „koloryzmu” nie zostały przyjęte. Pan, który podjął decyzję o użyciu tego słowa w nieprawidłowym znaczeniu stał w hierarchii redakcyjnej wyżej ode mnie i tyle. Twierdził, że ja się nie znam. A nawet jeśli znam (wspomniałam wtedy o ukończonych studiach z historii sztuki) to on tu rządzi i cisza. Wtedy położyłam się na stole i powiedziałam, że po moim trupie słowo „kolorysta” zostanie uznane za synonim. Wprawdzie rozmówca nie chciał zaglądać do żadnej encyklopedii itd., ale w końcu mi uległ. Użyłam argumentu, że nie zlezę ze stołu, dopóki nie usunie tego wadliwego synonimu. Było to ponad 20 lat temu. Czy dziś by mi się to udało? Czy w świecie, w którym co druga osoba mówi o tym, że coś się „zadziało” w znaczeniu „wydarzyło” i nie można jej zwrócić uwagi, że to nieprawidłowe, bo „wszyscy tak mówią” zostałabym wysłuchana?

Wspomniana koleżanka wykładowczyni akademicka opowiedziała mi kilka historii ze swojej dziedziny. Nie przytoczę tylko dlatego, że nie chcę jej zdekonspirować. Nadmienię jednak, że włos się na głowie jeży. Film „Nie patrz w gorę”, który tak zachwycał wszystkich, a który dla mnie jest obrazem oczywistym, z którego nie dowiedziałam się niczego, czego bym nie wiedziała, wbrew pozorom nie spowodował globalnego przebudzenia. Dlatego wniosek jest bardzo smutny. Wkroczyliśmy w epokę, w której autorytetów nie ma. Dlaczego? Liczą się „lajki”, czyli polubienia w mediach społecznościowych. Kto ma ich więcej ten jest autorytetem. I nie ważne, że za tym nie idzie wiedza.

Pisałam kiedyś o tym, w kontekście polubienia oficjalnej strony Czesława Miłosza (generowanej automatycznie) i morderczyni z Rakowisk, która pod pseudonimem Maria Goniewicz opublikowała tomik poezji, zyskując po morderstwie ponad 8 tysięcy fanów. Dziś nadal ma ponad 5 tysięcy obserwujących, czyli wciąż więcej niż… Czesław Miłosz.

Z koleżanką wykładowczynią akademicką bardzo utyskiwałyśmy, że nawet nasza noblistka Olga Tokarczuk ma mniej polubień niż… Dagmara Kaźmierska – celebrytka z programu Królowe Życia. Pomijam już, że program jest z tych obniżających poziom intelektualny widzów to jeszcze bohaterką jest kobieta, która „Od 2005 roku (…) prowadziła (…) agencję towarzyską. W procesie sądowym udowodniono jej, że werbowała kobiety i zmuszała je do prostytucji. Dwukrotnie dopuściła się przestępstwa handlu ludźmi. Została skazana prawomocnym wyrokiem na 14 miesięcy więzienia za działanie w zorganizowanej grupie przestępczej, stręczycielstwo i sutenerstwo.” – to wyczytałam na stronie życiorysy.pl[1]. Jestem za tym, by wybaczać ludziom błędy, poza tym karę w postaci odsiadki już odbyła, ale… kreowanie tego typu postaci na autorytety i gwiazdy mediów uważam za cywilizacyjny upadek tychże mediów, a także przykładanie się do dalszego obniżania intelektualnego poziomu społeczeństwa. Niech pani Dagmara pozostanie w domu. Niestety… okazało się, że robienie z niej gwiazdy to chyba preludium tego co nas czeka. Oto przeczytałam w sieci artykuł kobiecie uczestniczącej niegdyś w programie Projekt Lady, która przeżywa dramat i prosi internautów o wpłaty, bo chce wyjść z… prostytucji! Tak! Na Facebooku profil tej pani obserwuje 10 tys. internautów. I ta pani również „pochodzi” z programu telewizyjnego. Na szczęście jego bohaterką była, a sprawa prostytuowania się wypłynęła już po jej udziale. Kobieta „w 2019 w rozmowie z Faktem przyznała, że oddała swoją córkę pod opiekę ojca, mówiła także o swoim leczeniu psychiatrycznym i wyznała, że trudni się prostytucją.
– Na początku pracowałam w Niemczech. Poznałam tam koleżankę i ona mnie do tego namówiła. Opowiadała, że szybko zarobię pieniądze, a wtedy bardzo ich potrzebowałam, żeby się utrzymać. Myślałam, że chwilę popracuję i wrócę do normalnego życia. Nikt mi wtedy nie powiedział, że wejście do świata prostytucji, jest jak bilet w jedną stronę. To jest jak narkotyk. Nie da się samemu o własnych siłach z tego wyjść – mówiła kobieta.[2]

Dlaczego o tym piszę? Bo tak się złożyło, że od wielu miesięcy związana jestem z dwiema instytucjami kultury takimi jak Biblioteka Publiczna i Muzeum. Obie te instytucje mają swoje strony w mediach społecznościowych. Stronę biblioteki lubi niecałe 1500 osób, a Muzeum niespełna 5000. Posty na tych stronach mają góra 10 „lajków” i wtedy (zwłaszcza w Muzeum) wielu się cieszy. Przeważnie jednak są to 2-3 polubienia. Choć zdarzają się momenty, gdy jest ich kilkadziesiąt. To jednak ogromna rzadkość.

Co jakiś czas w rozmowach w obu firmach powraca dyskusja co zrobić, by więcej ludzi polubiło zamieszczane przez nie treści. Biblioteka publikuje recenzje książek, informacje o nowościach, organizowanych czytelniczych imprezach, spotkaniach z pisarzami itd. Muzeum publikuje informacje o wystawach, konferencjach naukowych, kolegiach naukowych, publikacjach itp. I niestety spotyka się to z niewielką reakcją społeczeństwa. Nie dlatego, że są to rzeczy nieciekawe. Po prostu to co zyskuje najwięcej polubień to… głupoty. I z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, a już najbardziej z roku na rok coraz lepiej to widać. Naprawdę nie ma takiej treści, która przyciągnęłaby tłumy do strony bibliotecznej lub muzealnej. By stało się inaczej musiałoby społeczeństwo dążyć do doskonałości poprzez chęć pogłębiania wiedzy. Tymczasem dąży do zgłupienia łaknąc tylko rozrywki i to najlepiej niewymagającej myślenia. Publikujący takie proste treści mają najwięcej „lajków”.

Przyznam, że ja też czasem tej lajkofobii ulegam, a potem… jak Barbara Niechcic z Nocy i dni myślę „Po co to wszystko?” Przecież staram się. Piszę. Sprawdzam wszystko po dziesięć razy i w swoim pojęciu daję czytelnikowi produkt na poziomie. A odzew? Jakbym pisała dla siebie. Dlatego tylko ja wiem, ile razy zastanawiałam się, czy nie zamknąć, a nawet nie skasować bloga. W końcu od czasu, gdy Onet zlikwidował swoją blogosferę, czyli stronę blog.pl, bo życie przeniosło się do mediów społecznościowych, a ja (jak i wielu innych) musiałam wszystko przenieść „do siebie” mój blog ma o wiele mniejszy zasięg. Ale po tych pierwszych myślach, by swoje przeszło 10 lat pisania wyrzucić do kosza, zawsze nachodzi mnie refleksja, że piszę to wszystko dla wybranych. Dla czytelników, którzy nigdy nie będą w masie. Nie będą chmarą jeleni ani rojem pszczół czy mrówek. Będą tymi, którzy patrzą w górę.

[1] https://zyciorysy.pl/biografia/dagmara-kazmierska/ dostęp z dn. 3 lutego 2022

[2] https://www.fakt.pl/kobieta/plotki/karolina-plachimowicz-z-projekt-lady-jest-w-bardzo-trudnej-sytuacji-blaga-o-pomoc/kz6edx9?fbclid=IwAR3LL8kBdLrwO0jmqbmvlebvJMNs4zmMm2lblv271W8443hrs9MrPBQ3K18 – dostęp z dn. 3 lutego 2022

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...