Między sądem a sadem

Spread the love

W 2009 roku podniosłam czynsz lokatorowi, którego w rodzinnej kamienicy miałam jeszcze z kwaterunku. Ów czynsz wynosił trzysta złotych. Gdy znajomi dowiadywali się, ile ów lokator mi płaci, łapali się za głowę. Sami płacili bajońskie sumy. Lokatorowi podwyżka się nie spodobała – co zresztą gdzieś tam rozumiem, bo nikt podwyżek nie lubi – więc… poszedł do sądu, choć prawdę mówiąc mógł przyjść do mnie i próbować negocjować. No, ale… taki miał styl. W sądzie dowodził, że podwyżka jest za wysoka o kilka złotych. Już nie pamiętam dokładnie, czy chodziło o sześć, siedem czy osiem złotych, ale po dokładnych wyliczeniach wykonanych przez niego w oparciu o przepisy, tabele etc. była to kwota tego rzędu. Nie pamiętam decyzji sądu pierwszej instancji ani kto wniósł od niej odwołanie. Wiem, że ok. 10 lat temu ów lokator się wyprowadził – przyjął mieszkanie od gminy. Potem zresztą dość szybko zmarł. Tymczasem dwa miesiące temu dostałam pismo, bym ustosunkowała się do apelacji dotyczącej tej podwyżki, a także podała dane spadkobierców zmarłego lokatora oraz innego pana (już naprawdę mniejsza o to kim w tej sprawie był). Napisałam krótki list, w którym w punktach wyjaśniłam m.in., że: „nie znam treści apelacji”, pan X „wyprowadził się ok. 10 lat temu, a następnie zmarł”. Spadkobiercy p. Y „są mi nieznani”.

Zwróciłam też uwagę, że ponad 10 lat temu oficjalnie wróciłam do panieńskiego nazwiska, skreślając drugi człon, czyli nazwisko Eksia, z którym rozwiodłam się jeszcze w latach 90. Naprawdę odebranie pisma z sądu zaadresowanego na podwójne nazwisko, którym przestałam się posługiwać ponad 10 lat temu, niemal zwaliło mnie z nóg. Na koniec stwierdziłam, iż uważam, że cała sprawa powinna zostać umorzona, gdyż: „nie żyje powód, a na dodatek przedmiot sporu się zdezaktualizował, gdyż powód przed śmiercią wyprowadził się, gdyż przyjął lokal komunalny od miasta.” Dodałam jeszcze, że „jestem zszokowana, że po tylu latach i to w chwili, gdy większość osób nie żyje, sprawa wraca na wokandę. Uważam, że świadczy to jak najgorzej o polskim wymiarze sprawiedliwości.”

Dziś odebrałam decyzję sądu o umorzeniu postępowania apelacyjnego. Umorzeniu po… 13 latach. Nie pisałabym pewnie o tym, gdyby nie uzasadnienie decyzji sądu: bełkotliwe, pełne literówek, w których Sąd nazywa samego siebie „Sadem” i pisze o „postępwoaniu”. Nie rozumiem z niego nic poza tym, że sprawa została umorzona i zapewne uprawomocniło się zaskarżone orzeczenie pierwszej instancji. Jakie ono jest? Nie pamiętam, choć mogę sprawdzić w dokumentach. Jednak w tej chwili nie ma ono już żadnego znaczenia. Jeśli w 2009 roku sąd uznał, że podwyżka była niesłuszna, to jakie to ma znaczenie skoro lokator nigdy nie zapłacił wyższego czynszu? A jeśli sąd uznał, że słuszna, to jakie to ma znaczenie skoro ów lokator ponad 10 lat temu się wyprowadził i na dodatek zmarł? Płacić już nie będzie, ja zaś i tak nie będę domagać się zapłacenia ewentualnej zaległości, bo musiałabym ścigać jego spadkobierców, a nie mam na to ani czasu ani ochoty. Zresztą uważam, że w świetle śmierci człowieka byłoby to po prostu nieludzkie. Pomijam już, że i tak w całej sprawie chodziło o jakieś grosze.

Jest na FB taka strona „Pisma procesowe napisane na odpierdol”. Powinna być jeszcze „sprawy sądowe wyciągnięte z dupy”… Może jakiś prawnik założy? Ja się już nie dziwię, że Tomasz Komenda siedział niesłusznie w więzieniu 18 lat. No, ale to nie sąd. To sad! Czas na wsad w zad.

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...