Każdy ma swój stolik

Spread the love

Na ostatnich, 55 Międzynarodowych Targach Książki kupiłam „Stolik” Jerzego Gruzy. Uwielbiam anegdoty, plotki i donosy, a taki książka ma podtytuł. Zaczytywałam się nią z lubością, dawkując lekturę, choć chętnie przeczytałabym za jednym posiedzeniem. Trochę przeszkadzały mi licznie rzucane kurwy i chuje. W życiu mi nie przeszkadzają, bo sama czasem nimi rzucam, ale w literaturze tak. Pod tym względem jestem jak Jan Himilsbach. Moim zdaniem literatura to nie literaturwa i tu niech się nie panoszy kurwa. Moją zgodę mają tylko wyrazy dupa i gówno. Pierwszy, bo pojemny, a drugi, bo naprawdę śmierdzi, choć… jedną kurwę do książki raz wsadziłam, ale była ona głęboko uzasadniona. (A zrymuję sobie! Co tam!) A jak już o Himilsbachu mowa, to zawsze mnie rozczulało to, że wyżej od swojej twórczości literackiej cenił swoje nagrobne kamieniarstwo twierdząc, że nagrobkiem nikt sobie dupy nie podetrze… Faktem jest, że literaturą niektórzy mogą. Z reguły ci, którzy nie mają uczulenia na farbę drukarską.
A u Gruzy… Czego tu nie ma… Przeważa seks i stare baby, utyte, zmalowane i wnerwiające autora. Koledzy, znani i mniej znani… Gustaw Holoubek, który przez całą książkę choruje i umiera. Nie zapominajmy, że został uśmiercony przeze mnie, bom przed jego zejściem ciągle oglądała na Youtube, jak go parodiował Maciek Stuhr. I stare kawały – cytowane w książce znam wszystkie, ale jak powiedział kiedyś o mnie jeden kumpel: „Jak powiem ci jakiś kawał, a ty go znać nie będziesz, to będzie oznaczać, że jestem już na tamtym świecie”. A propos tamtego świata… Gruza zmaga się z własnym wiekiem i tym, że większość znajomych już na cmentarzu. Już się boję siebie, jak osiągnę jego lata. Przede wszystkim boję się sklerozy. Gruza chyba już ma… Jak zobaczyłam go na targach z tą książką, to najpierw podałam forsę panu przy stoisku, a potem zasiadłam obok autora przy stoliku. Pogadaliśmy o „Czterdziestolatku” i „Tygrysach Europy”. Pytał mnie czy jest sens kręcić Czterdziestolatka czterdzieści lat później… Moim zdaniem jest… Ja tam lubię historie o starości, zwłaszcza, gdy ta starość jest zgryźliwa, jak u tetryka. Gruza jest zgryźliwy jak tetryk i chyba ma sklerozę lub jej początki. Na jego oczach pan ze stoiska dał mi 5 złotych reszty. Wrzuciłam na dno torebki, bo przecież od 1 stycznia zbieram pięciozłotówki – w domyśle na Egipt. W każdym razie wstałam od stolika, bo może jeszcze ktoś siądzie koło uroczego teryka, a Gruza spytał, czy zapłaciłam. Gdyby nie to, że już nie miałam kasy zapłaciłabym drugi raz, by nie myślał, że go okradam. A tak… musziałam mu powiedzieć, że to już się stało i potem pewnie mu było przykro, bo wyszło na jaw, że już nie wie, co się wokół dzieje…
Gdy czytałam książkę w pociągu, wracając z jednego ze spotkań autorskich to ryczałam ze śmiechu tak, że musiałam przerwać lekturę, bo mi było głupio przed współpasażerami. Nie pamiętam już, co mnie tak bawiło, ale było mi naprawdę tak głupio, że nie mogłam tego śmiechu opanować, że wróciłam do pisania. Własne głupoty mnie tak nie bawią, jak te cudze.
Czytałam fragmenty synowi podczas obiadu. Wył! Stwierdził, że musi to przeczytać. Tak. Są tu głupoty podobne do tych, jakie czyta ślepy myjąc tarkę do jarzyn. Ale jakie to urocze!
„Dzwoni telefon.
– Hallo! Tu badanie prostaty przez telefon. Ma pan życzenie?
– Tak.
– Proszę włożyć słuchawkę w dupę.
Poznaję Henia.”
O! To mi się podoba! Postanawiłam zastosować w praktyce. Zadzowniłam do mojego przyjaciela Rafała. Też zgodził się na badanie. I nie miał nic przeciwko wsadzaniu słuchawki w dupę. Chyba miał nadzieję na wibracje. Nic z tego. Czułam niedosyt. Dziś z redakcji postanawiłam zadzwonić do jednego z moich ulubionych operatorów. Od kiedy pracuje dla „Wiadomości” nie możemy sobie seksistowsko dogryzać. To boli. Wykręciłam numer. Trochę głos zmieniłam i mówię, jak u Gruzy:
-Tu badanie prostaty przez telefon…
– Ojej! To ty Piekareczko! – odpowiada stęskniony.
– Czy jest pan gotów? – pytam nie zrażona faktem, że zostałam rozpoznana.
– Tak.
– Proszę włożyć słuchawkę w dupę.
– Ojej! A ja jadę autobusem i nic nie mogę odpowiedzieć, ale jakbym ci powiedział… ojej!
Tak mi go żal. Był naprawdę zrozpaczony. A ja wiem, że jakby zaczął mówić, to dopiero bym sobie robiła badania! Ho ho! Aż po migdałki. I całym telefonem i słuchawką i tą bluetooth też…
I pomyśleć, że te wszystkie głupoty to Gruza spisał przy stoliku Czytelnika…
„Witam się głośno z jakąs wysoką blondynką.
– Założe się, że nie wiesz , jak mam na imię.
– Nie wiem – odpowiadam.
– I nie poznajesz mnie?
– Nie.
– Skleroza?
– Nie.
– A co?
– Przytyłaś.”
No czyż to nie piękne? Ja też przytyłam od czasu, gdy miałam lat 18, 20, a nawet 30. Nadal jednak mój wskaźnik BMI pokazuje, że wszystko jest w normie i że to nie nadwaga. I cholesterol mam w porządku… I arytmii nie mam. A taki Gruza… Ileż to szpitali zaliczył…
Panie Gruza! Gdyby pan był młodszy, to ja bym się nawet do tego stolika dosiadła pokłócić się z panem i podogryzać, a tak… pan stary i jęczący i kamienie pan rodzi. A ja też niestety w wieku, który, jak wynika z książki, uważa pan za straszny. Ja zresztą podobnie jak jedna długowieczna, którą pan cytuje: „młodych się wstydzę, starych się brzydzę.” A pan… kupuje bilety do kina na Harry’ego Pottera jakimś studentkom. (Chyba dętkom, ale nie kłóćmy się o szczegóły.) W każdym razie dosiadać się do pana nie będę. Ale jakby pan chciał, żebyśmy sobie grzecznie podogryzali jak Polak Polakowi i baba z jajami chłopu ze zwisem, to zapraszam do swojego stolika. Ostatnio najczęściej siedzę we Fregacie na Międzynarodowej, bo tu się bardzo dobrze pisze, a pan Henio ma super polskie żarcie. Jak się wchodzi do knajpy – to po lewej stronie pod ścianą. Śmiało niech pan siada. Psem nie poszczuję, bo nie zawsze biorę go ze sobą. Jakby mnie nie było to jest jeszcze kilka adresów… Pikanteria na Walecznych, Dominium na Francuskiej… Cafe Espresso na Rondzie Waszyngtona. Skoro mieszka pan na Ursynowie, a do knajpy jeździ do Śródmieścia to może pan zajechać i na Saską Kępę. Swoją drogą łazić do knajp do innej dzielnicy? To chyba rozrywka dla emerytów. Aaa! Gruza to przecież emeryt, ale bilety ZTM ma za darmochę, co doprowadza go do szewskiej pasji. Współczuję! Ale niech się cieszy, że nie ma stolca w postaci ołówka! To musi być groza. Przepraszam. Gruza.
P.S. Instrukcja dla czytelnika idioty – książkę polecam.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...