Przez zupełny przypadek, zwany facebookiem, los pchnął mnie dziś na blog pewnego Autora. Dzień zaczynam od kawy pitej przy komputerze, gdzie najpierw czytam wiadomości, a potem zaglądam, co, u kogo słychać i co komu ze znajomych w duszy gra. A tu jeden z nich polecał wpis pewnego pisarza anonsując: „polecam na poprawę humoru; ale groteska chyba niezamierzona.” Dobry humor, zwłaszcza rano jest wskazany, więc zajrzałam. Wpis jest sprzed roku, ale przeczytałam i przyznaję, że trochę mnie najpierw zatkało, a potem się obśmiałam niczym moja koleżanka, gdy na zajęciach w czasie studiów w galerii Muzeum Narodowego ujrzała przyrodzenie pewnej greckiej rzeźby.
Generalnie wpis zatytułowany „Bezczelny Matras” jest o tym, że Autor wszedł do księgarni Matras i spytał, czy możliwe jest zorganizowanie w niej spotkania autorskiego, a pani odpowiedziała, że owszem, ale musi to być nazwisko. Autor spytał, czy jego NAZWISKO to nie jest nazwisko i w odpowiedzi usłyszał, że nie, bo to musi być ktoś znany. I tu zacytuję samego autora. „Wtedy odpuściłem zupełnie. Nikt mnie tak jeszcze nie obraził. Zadzwoniłem do centrali tejże firmy ale oczywiście nie było z kim rozmawiać, więc na przeprosiny nie ma co liczyć.”
Przyznam, że dawno się tak nie śmiałam. Wielokrotnie pisałam na blogu, że w świecie, gdzie żyje prawie 7 miliardów ludzi, z czego ponad polowa nie słyszała o Jezusie (i nie mam na myśli tego młodzieniaszka z wielkim ponoć penisem, którym ginekologicznie bada pewną piosenkarkę o imieniu Madonna), ponad połowa o Mahomecie, aż ponad połowa o dynastii Cadyków z Góry Kalwarii pojęcie znany jest względne. Każdy, kto oburza się, że o nim ktoś tam nie słyszał powinien wziąć to pod uwagę. A jeśli nadal to do niego nie dociera, to polecam młotek. Puknięcie w czerep pomaga. Gdybym miała obrażać się na każdego, kto o mnie nie słyszał to powinnam w ogóle nie odpowiadać na listy czytelników bloga, z których większość nie czytała ani jednej z moich książek i zapewne nawet nie widziała ich na oczy. Kiedyś jedna z szefowych telewizyjnych zdziwiła się dowiedziawszy, że piszę książki dla młodzieży. Pierwszą rzeczą, którą powiedziała było: „Mam córkę 14-letnią i ona takiej pisarki nie zna.” Miałam się obrazić? Odpowiedziałam, że się zdarza.
Kilka lat temu pewien bliski mi wówczas znajomy szedł w zaparte, że Wanda Chotomska nie jest osobą znaną. Oponowałam nie tylko ja i moja przyjaciółka, ale nawet mój kilkuletni wówczas syn. Tymczasem mój znajomy nie czytał ani jednej jej książki, ale cóż… w ogóle w swoim życiu przeczytał dwie.
Owszem, można powiedzieć, że księgarz powinien był słyszeć o Autorze. Może i słyszał, ale prawd jest tyle ilu ludzi. Może uważać innych pisarzy za bardziej znanych. Może chcieć u siebie gościć jedynie Joan K. Rowling i też ma do tego prawo. Pod wpisem Autora są i komentarze. W jednym z nich zarzucono mu megalomanię. Autor na ten zarzut odpowiedział, że „jedną z największych (o ile nie największą) przypadłością Polaków jest to, że nie potrafimy się szanować. I jeżeli ktoś wprost i otwarcie mówi, że właśnie został obrażony, to zarzuca mu się megalomanię.”
Cóż… mnie uczono, że obrażają się tylko głupcy. Łatwo jest mi zrobić przykrość, ale obrazić niesłychanie trudno. Jak mawiała moja ciocia – korona mocno siedzi na mojej głowie i byle dupek jej nie zrzuci. Dlatego gdybym usłyszała coś takiego, jak Autor nie darłabym szat, a pewnie się uśmiała. Dziś śmieję się z Autora. Inna sprawa, że dla własnej higieny psychicznej jakiś czas temu nie tylko zlikwidowałam możliwość komentowania bloga (podobno pojawiają się komentarze w wiadomościach na Onecie, gdzie blog jest cytowany, ale to i tak jest poza zasięgiem mojego wzroku). Zlikwidowałam też możliwość komentowania mojej strony. Uznając, że anonimowość rozbestwia ludzi, więc anonimowo pieprzą, co im ślina na język przyniesie, a to podobne do plucia na ulicę. Ale co najważniejsze podpisałam umowę z agencją autorską „Autograf”, która umawia mi spotkania i zajmuje się promowaniem mojej osoby w bibliotekach. Mam więc od spotkań agentkę, a wszystko po to, by nie prowadzić żadnych rozmów na temat spotkań autorskich. Radzę wszystkim twórcom, którzy myślą, jak ów Autor, a mój kolega po piórze, to samo. Nie czytać komentarzy na swój temat i nie być swoim agentem. Inaczej zawsze znajdzie się ktoś, kto czymś nas urazi. A swoją drogą… jeśli kiedyś zacznę się zachowywać, jak ów Autor zastrzelcie! Lepiej być martwym niż śmiesznym!
Author: Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka.
Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka.
Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka.
Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...