Dawno się nad tym nie zastanawiałam. Ostatni raz kilka lat temu. Pytanie wróciło w ubiegłym tygodniu, kiedy siedząc nad powieścią postanowiłam zrobić sobie przerwę i coś sfotografować. Dość miałam autoportretów, które mogę robić dzięki pilotowi do aparatu, dość martwych natur i widoków z okna. Aż tyle czasu, by pójść na spacer nie miałam. Stąd prosty pomysł. Zrobię zdjęcie swojego misia. Zrobiłam i… dopiero wtedy na nowo zobaczyłam jego niezwykłość. Stary, wyliniały, ślepy, pocerowany, a jednak… ma w sobie coś nieuchwytnego. Zwłaszcza, gdy patrzy się na niego w czerni i bieli. Wtedy ma w sobie to coś, co trudno nazwać.
Zdjęcie pokazałam znajomym. Reakcje były różne. Pytali: „Co to za misio?”, „To twój?” „Jak się ten misio uchował?” i… „Po co go trzymasz?”. Każdy mówił, że też miał swoją ulubioną przytulankę. Jednak dziś… nie ma. Cóż… może jej utrzymanie przy sobie i życiu, nie było dla tego kogoś tak ważne, jak dla mnie? Odrzucenie zabawek jest pierwszą oznaką dorosłości. Jednak nie zawsze wyzbycie się ich oznacza, że ktoś dorósł. Znam wiele osób, które zabawek nie mają, a jednak dorosłe nie są, choć dane w dowodzie zdają się mojego zdania nie potwierdzać. Zabawka to tylko symbol dzieciństwa, a jej odrzucenie jest symbolem wejścia w dorosłe życie. W dzieciństwie zabawka jest powiernikiem tajemnic, wycieramy w nią łzy, rozmawiamy z nią, zwierzamy się. Jest najbliższym i najlepszym przyjacielem, bo uosabia wszystko to, o czym marzymy. Idealną koleżankę lub kolegę, choć przecież żadnym z nich nie jest, bo nie mówi. Poradzić więc nam nie może.
Mój misio nazywa się „Miamol Pacan”. Jest ode mnie młodszy o 2 (słownie dwa) miesiące (dostałam go od ukochanej babci „Koci”). Z racji, że wiele w swoim misiowym życiu przeszedł (co chyba widać – przeżył np. kilka paszczy psich) osobom młodszym od nas każę mówić do niego per „Proszę pana Miamola i Pacana”. Miamol jest piękny i rozczulający. Ze starości oczy zaszły mu bielmem jak panu Zagłobie, ale jest od niego o całe Miamolowe niebo waleczniejszy. W końcu te psie paszcze przeżył.
Czemu zachowałam Miamola? Trochę z miłości do babci, która zmarła, gdy miałam 16 lat. Trochę z tej racji, że gdy wychowywałam się na Żoliborzu moja sąsiadka pokazywała mi swojego pluszowego pieska. Był wyliniały, ale siedział dumnie w gablotce obok kryształowych kieliszków i srebrnej cukiernicy. Chciałam też, jako dorosła osoba, móc gościom z dumą prezentować swojego misia. (O ironio robię to po raz pierwszy! Z reguły podziwianie Miamola przez gości jest wynikiem przypadku.) Trochę jednak stało sie tak dlatego, że chyba nigdy nie pogodziłam się ze swoją dorosłością. Nie. Nie oznacza to, że znów chciałabym być dzieckiem. Broń Boże! Po prostu nie zgodziłam się z tą jej częścią, która każe nam wyrzucać z pamięci nasze dziecinne uczucia. Pielęgnuję je w sobie, by lepiej rozumieć czytelników moich książek i czytelniczki Magazynu 13-tka, którym odpowiadam na listy. Myślę, że w swoich odpowiedziach byłabym nieprawdziwa, gdybym starała się za wszelka cenę zabić w sobie to dziecko, które w dzieciństwie zasypiało z Miamolem w objęciach. Myślę, że gdyby nie stan zdrowia Miamola pewnie spałabym z nim nadal. Może nadal zabierałabym go ze sobą w każdą podróż? Jednak wiele lat temu (po ostatnim ataku psich zębów) zaczęłam bać się o niego do tego stopnia, że postanowiłam nigdy nie wynosić go z domu i trzymać w miejscu niedostępnym dla niepowołanych rąk i zębisk. Dziś to Miamol jest dla mnie najcenniejszym przedmiotem. Kilka lat temu przyjaciel rozejrzał się po moim mieszkaniu i spytał: „Gdyby płonęło to co byś ratowała najpierw?” Nie zastanawiałam się. Odpowiedź była przecież jasna – Miamola. Mój misio na pewno nie pobił rekordu długowieczności pluszaka. Przecież cały czas „żyje” pierwowzór książkowego Kubusia Puchatka. Ile w ogóle żyje pluszowy miś? Myślę, że tak długo, jak długo żyje dziecko w duszy jego właściciela-przyjaciela. I wierzę, że jak w filmie „Toy Story” cierpi, gdy staje się niepotrzebny. Gdy jako jedenastolatka wyrzucałam śmieci i na śmietniku siedział wielki miś z urwanym uchem, wróciłam do domu spłakana tak, jakbym w owym śmietniku zobaczyła trupa. To absurdalne, ale przedmiot, który przez część życia jest najważniejszy – kończy w śmietniku. Nie chciałam, by to spotkało Miamola. To był kolejny powód, dla którego Miamol nie podzielił losu innych zabawek. Pewnie też i dlatego, gdy mój syn był mały, a jego tata zobaczył na śmietniku Kruczka (psa z Misia Uszatka) natychmiast przyniósł go do nas do domu. Kruczek do dziś siedzi na szafie i obserwuje pokój Macka i jego samego. Nie jest sam. Wraz z nim siedzi cała banda pluszaków. Nie są już najważniejsze, ale jeszcze są i żyją. Prym wiedzie jednak kupiony w Fabryce Miśków Albert Ryczek – misio z wszytym sercem i własnym paszportem. Jak będzie wyglądał, gdy osiągnie wiek Miamola? Czy w ogóle dożyje tego wieku? Oto jest pytanie. O to, czy będzie miał paszport nie pytam. Miamol żyje bez niego. Sądząc z wyrazu twarzy jest szczęśliwy.
Mój misio nazywa się „Miamol Pacan”. Jest ode mnie młodszy o 2 (słownie dwa) miesiące (dostałam go od ukochanej babci „Koci”). Z racji, że wiele w swoim misiowym życiu przeszedł (co chyba widać – przeżył np. kilka paszczy psich) osobom młodszym od nas każę mówić do niego per „Proszę pana Miamola i Pacana”. Miamol jest piękny i rozczulający. Ze starości oczy zaszły mu bielmem jak panu Zagłobie, ale jest od niego o całe Miamolowe niebo waleczniejszy. W końcu te psie paszcze przeżył.
Czemu zachowałam Miamola? Trochę z miłości do babci, która zmarła, gdy miałam 16 lat. Trochę z tej racji, że gdy wychowywałam się na Żoliborzu moja sąsiadka pokazywała mi swojego pluszowego pieska. Był wyliniały, ale siedział dumnie w gablotce obok kryształowych kieliszków i srebrnej cukiernicy. Chciałam też, jako dorosła osoba, móc gościom z dumą prezentować swojego misia. (O ironio robię to po raz pierwszy! Z reguły podziwianie Miamola przez gości jest wynikiem przypadku.) Trochę jednak stało sie tak dlatego, że chyba nigdy nie pogodziłam się ze swoją dorosłością. Nie. Nie oznacza to, że znów chciałabym być dzieckiem. Broń Boże! Po prostu nie zgodziłam się z tą jej częścią, która każe nam wyrzucać z pamięci nasze dziecinne uczucia. Pielęgnuję je w sobie, by lepiej rozumieć czytelników moich książek i czytelniczki Magazynu 13-tka, którym odpowiadam na listy. Myślę, że w swoich odpowiedziach byłabym nieprawdziwa, gdybym starała się za wszelka cenę zabić w sobie to dziecko, które w dzieciństwie zasypiało z Miamolem w objęciach. Myślę, że gdyby nie stan zdrowia Miamola pewnie spałabym z nim nadal. Może nadal zabierałabym go ze sobą w każdą podróż? Jednak wiele lat temu (po ostatnim ataku psich zębów) zaczęłam bać się o niego do tego stopnia, że postanowiłam nigdy nie wynosić go z domu i trzymać w miejscu niedostępnym dla niepowołanych rąk i zębisk. Dziś to Miamol jest dla mnie najcenniejszym przedmiotem. Kilka lat temu przyjaciel rozejrzał się po moim mieszkaniu i spytał: „Gdyby płonęło to co byś ratowała najpierw?” Nie zastanawiałam się. Odpowiedź była przecież jasna – Miamola. Mój misio na pewno nie pobił rekordu długowieczności pluszaka. Przecież cały czas „żyje” pierwowzór książkowego Kubusia Puchatka. Ile w ogóle żyje pluszowy miś? Myślę, że tak długo, jak długo żyje dziecko w duszy jego właściciela-przyjaciela. I wierzę, że jak w filmie „Toy Story” cierpi, gdy staje się niepotrzebny. Gdy jako jedenastolatka wyrzucałam śmieci i na śmietniku siedział wielki miś z urwanym uchem, wróciłam do domu spłakana tak, jakbym w owym śmietniku zobaczyła trupa. To absurdalne, ale przedmiot, który przez część życia jest najważniejszy – kończy w śmietniku. Nie chciałam, by to spotkało Miamola. To był kolejny powód, dla którego Miamol nie podzielił losu innych zabawek. Pewnie też i dlatego, gdy mój syn był mały, a jego tata zobaczył na śmietniku Kruczka (psa z Misia Uszatka) natychmiast przyniósł go do nas do domu. Kruczek do dziś siedzi na szafie i obserwuje pokój Macka i jego samego. Nie jest sam. Wraz z nim siedzi cała banda pluszaków. Nie są już najważniejsze, ale jeszcze są i żyją. Prym wiedzie jednak kupiony w Fabryce Miśków Albert Ryczek – misio z wszytym sercem i własnym paszportem. Jak będzie wyglądał, gdy osiągnie wiek Miamola? Czy w ogóle dożyje tego wieku? Oto jest pytanie. O to, czy będzie miał paszport nie pytam. Miamol żyje bez niego. Sądząc z wyrazu twarzy jest szczęśliwy.