Czy tylko złoto robi wrażenie?

Spread the love
Zastanawiałam się nad tym, bo tak się złożyło, że przez ostatnie dwa dni dla Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego robiłam materiały o dwóch niesłychanie wielkich i drogich rzeczach. Pierwszą była największa na świecie złota moneta. Drugą samolot E-3A AWACS. Na większości znajomych, którym to opowiadałam, wrażenie zrobiła moneta. Na mnie… samolot. Jeden kumpel powiedział, że to głupie i bez sensu, bo samolotu, choć droższy, sprzedać nie można. Monetę prędzej, a jak nie sprzedać, to przetopić i wtedy sprzedać jako złoto, by sobie kupić… (i tu wymienił). Westchnęłam ciężko.  Największa złota moneta świata waży 100 kilogramów, ma średnicę 50 centymetrów i grubość 3. Wykonano ja w królewskiej mennicy kanadyjskiej. Jej nominał to 1 milion dolarów kanadyjskich, ale wartość to 2,5 miliona euro, czyli 11 milionów złotych. Moneta jest niestety brzydka. Jako były pracownik gabinetu numizmatycznego Muzeum Narodowego w Warszawie oznajmiam, że interesowałaby mnie jedynie jako kruszec. Ale jak z nią iść na zakupy? Monetę na raz dźwigają trzy osoby. By nią manewrować potrzeba pięciu. Przyznam jednak, że wizja kupienia za nią czegoś w sklepie i rzucenia przy tym na ladę z tekstem: „reszty nie trzeba” wydała mi się niezwykle kusząca. Gdybym była miliarderką może bym zrobiła taki happening, choć jak znam życie miliarderzy tego właśnie nie robią. Nie dzielą się forsą z innymi, a jeśli już to nie w ten sposób. W słynnej warszawskiej Legendzie o Złotej Kaczce (fabuła podobna do baśni o kwiecie paproci) prawdziwe bogactwo ma zdobyć ten, kto wszystkie pieniądze wyda na siebie. Z tym zawsze miałam kłopot, więc bogactwo nie jest mi pisane, a tym samym nie będzie mi dane rzucenie miliondolarówką na jakąś sklepową ladę. Miliondolarówka ma zresztą tę wadę, że poza zachwycaniem się zawartością złota w złocie, która jest większa niż cukru w cukrze, bo milionówka wykonana została ze złota próby 999,99, to niczym więcej zachwycać się tu nie można. Jak wspomniałam moneta jest brzydka, a poza tym… jako moneta lana, czyli nie bita sprzeniewierza się podstawowej zasadzie mennicy, której zadaniem jest bicie. Jest więc podróbą prawdziwej monety. I na nic zda się tłumaczenie, że w języku polskim lanie i bicie czasem oznacza to samo, bo owszem w przemocy domowej tak, ale nie w pracy mennicy. A z pieniędzmi jest tak, że w każdej chwili możemy je stracić. Tego co nam sprawia frajdę nie odbierze nam nikt. Fajnie jest obejrzeć wielką monetę, nawet jeśli jest ona tak brzydka jak owa kanadyjska miliondolarówka.  Jednak o wiele fajniej jest obejrzeć AWACSa. Dlaczego?  O! Takie rzeczy zawsze mnie kręciły. Samoloty, statki, czołgi itd. To jest to, czego oglądanie i zwiedzanie zawsze sprawiało mi przyjemność. Niedawno przy okazji zdjęć do programu „Oblicza armii” jechałam czołgiem PT91 Twardy i transporterem opancerzonym typu Rosomak. Teraz przyszła kolej na AWACS, czyli samolot dalekiego wykrywania i śledzenia. E-3/A AWACS to zmodyfikowana wersją Boeinga 707-320B. Charakteryzuje go ważąca 5200 kg, obrotowa antena radarowa zamontowana na grzbiecie maszyny. Samolot ma urządzenie identyfikujące przeciwnika IFF (Identification Friend Or Foe). Dzięki temu jest wstanie wykryć nisko lecące cele już z odległości 400 km i śledzić cele poza linią horyzontu nawet do 520 km. Systemy pokładowe oraz radar główny maszyny są zasilane w energię elektryczną jednocześnie przez siedem prądnic, z których każda posiada moc 75 kW i jest napędzana przez pracujące silniki samolotu. Samoloty E3A z reguły operują na wysokości 8 000 – 10 000 m. i zapewniają przy tym pokrycie radarowe terenu o powierzchni 312 000 km²,a więc równego obszarowi Polski. Trzy samoloty E-3A są w stanie kontrolować sytuację powietrzną nad całą Europą Środkową.
Samoloty E-3A są jednocześnie latającymi stanowiskami dowodzenia.Wykorzystując system JTIDS (Joint Tactical Information Distribution System – Połączony System Dystrybucji Informacji Taktycznej) w czasie rzeczywistym, bezprzewodowo przesyłają dane do jednostek operacyjnych na morzu, lądzie i w powietrzu.
I właśnie jeden z takich samolotów oglądałam. Wprawdzie lecieć – nie leciałam (godzina lotu kosztuje ponad 70 tysięcy dolarów), ale weszłam do środka.
Monetę obejrzałam w kilka minut i się znudziłam. Samolot oglądałam półtorej godziny i cały czas czuję niedosyt. Fakt, że wpuszczano nas do środka w dwudziestoosobowych grupkach i kazano dość szybko przemieszczać się powodował, że nie mogliśmy w środku być tyle, ile chcieliśmy i zadać takiej liczby pytań jaką zadać chcieliśmy oraz uzyskać takich odpowiedzi, jakie w pełni by nas satysfakcjonowały. Z samolotem czuję więc niedosyt. Z monetą przesyt, bo choć złota, to poza mało skomplikowanymi wzorkami na awersie i rewersie, to jako przedmiot nie niesie ze sobą nic. Poza tym, że co chwila ktoś zastanawia się, co by sobie za nią kupił. Moneta pokazuje jeszcze bardziej, że wynalazek Fenicjan pcha nas w jakieś dziwne otchłanie materialistycznego złotego piekła. To ja już wolę samolot. I nie dlatego, że jest droższy od monety. I nie dlatego, że lata po niebie, bo w końcu zwiedzałam go, gdy stał na ziemi. Wolę go, bo niesie w sobie więcej treści. Jest to i trochę duma z faktu, iż człowiek na chwilę ujarzmił jeden z czterech żywiołów – powietrze. Bardziej jednak duma z tego, że w liczącej 17 członków załodze NATO trzech stanowią nasi, a jeden z nich jest nawet dowódcą. Poza tym wolę oglądać cudze miejsca pracy niż coś, co omamia ludzi. Samolot rodzi w moim umyśle wiele historii. Moneta, poza historią z rzucaniem nią na ladę ze słowami „reszty nie trzeba”, jeszcze jedną. O wielkiej kradzieży godnej wpisania do Księgi Rekordów Guinessa, w której jest owa moneta. Nuda. A na zastanawianie się, co bym zrobiła, gdybym nagle wygrała milion, zawsze było mi szkoda czasu.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...