Zwariowany świat komórki III

Spread the love

„Można?” – Spytał kiedyś mój kolega na widok idącej ulicą starej i niewyobrażalnie grubej baby z wielkim celulitisem, odzianej w krótkie spodenki i bluzkę z dekoltem prawie do pępka. Od razu też odpowiedział sam sobie: „Można!” Dowód szedł właśnie ulicą Nowogrodzką wzbudzając sensację wśród przechodniów. Podobną sensację wzbudziła moja deklaracja złożona dziewięć dni temu w pokoju wydania Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego, kiedy to powiedziałam, że w niedzielę 1 lutego po zrealizowaniu materiału o 65. rocznicy Akcji na Kutscherę wyłączam telefon i włączę go dopiero 10-go rano.
– Ciekawe, czy wytrzymasz – powiedziała koleżanka.
Postanowiłam nie tylko sobie, ale również jej i wszystkim, którzy myślą, że osobie zakomórkowanej nie uda się żyć bez telefonu udowodnić, że się jednak da.
Trudne to nie było, bo… moja komórka nie jest służbową komórką telewizyjną tylko moim własnym, prywatnym dobrem materialnym. Nie mam więc w obowiązku mieć jej włączonej cały czas. Że przez ostatnie 10 lat była włączona, to inna sprawa. Uznałam jednak, że skoro chcę w zupełnym spokoju popracować muszę odciąć się od świata, a zwłaszcza od problemów w pracy. Przez ostatnie dwa lata, gdy tylko chciałam siąść i jak człowiek popracować nad tekstem, od razu komórka dzwoniła i ktoś błagalnym głosem informował mnie, że jestem jego ostatnią deską ratunku i muszę wziąć dyżur. Dlatego rzucałam pisanie po napisaniu kilku zdań i biegłam do pracy. Efekt by taki, że gdy znów nadchodził moment, kiedy mogłam pisać musiałam od początku czytać własną powieść, bo już nie byłam w klimacie, a co gorsza nawet nie pamiętałam szczegółów. Postanowiłam to zmienić. Jedynym ratunkiem było właśnie wyłączenie komórki. Mam wprawdzie drugą, ale nie musiałam jej wyłączać. Numer zna tylko syn i jeden kolega. Kuzyni, ciotki i przyjaciele znają numer domowy. Dlatego ta druga się nie liczy. I tak tygodniami milczy, bo służy jedynie do płacenia za parking. W momencie, gdy siedzę w domu nad powieścią w ogóle nie jest potrzebna. Wracam jednak do tej głównej smyczy, na której jestem od 11 lat. Na pocztę, którą wyjątkowo uruchomiłam nagrałam wiadomość, że proszę o niepozostawianie wiadomości i kontakt po 10 lutego.
Czy wyłączona na kilka dni komórka spowodowała, że świat się przewrócił? Bynajmniej. Co dzieje się w kraju i świecie i tak wiedziałam, bo od czego radio, telewizja i internet. A jaka ulga! Nie zasypywały mnie SMS’y z sejmu o kolejnych nudnych konferencjach. Co okazało się po włączeniu komórki?
Nie nagrał mi się nikt. Nikt też nie przesłał SMS’a. Telefon rozdzwonił się po dziewiątej. Pierwsza osoba zaczęła rozmowę tak: „Nie śmiałem niepokoić mailem…” Tak! To mi się podoba! Zapędzony świat jest gotów na oddech. I niech mi ktoś nie wmawia, że nie jest. Można? Można!

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...