Doszłam ostatnio do takiego wniosku, gdy przeczytałam historię porzuconej przez męża kobiety, która w blogu opisała szczegóły swego pożycia intymnego z eksiem. Podała, że facet był kiepski, miał małego, łykał viagrę, oglądał pornosy itd. Oczywiście owa kobieta podała jego dane personalne i to spowodowało katastrofę w życiu eksia. Od razu przypomniała mi się historia porzuconego faceta, który zamieścił w sieci nagranie video jak jego dziewczyna uprawia z nim miłość francuską. Przypomniała mi się też historia dalekiej znajomej, która nawiązała romans z żonatym. Gdy tenże się opamiętał i postanowił zakończyć romans, wówczas eks kochanka z zemsty założyła mu w sieci trzy strony gejowskie. Rany! Jak nisko można upaść! Tylko czy warto? Cóż… Dla wielu frustratów internet jest miejscem, gdzie mogą w niekontrolowany sposób wylać wszystkie swoje żale. Nie zapala im się przy tym żadna czerwona lampka (taka, która by podpowiadała, że jadą na emocjonalnej rezerwie). Pewnie dlatego zdarza mi się czytać blogi, których autorzy (często anonimowi) wieszają psy na znajomych, kuzynach, teściowych i teściach, no i oczywiście swoich byłych.
Myślę jednak, że wielka szkoda, że nie wszyscy frustraci prowadzą blogi. Byłoby lepiej (dla nich również), gdyby swoje żale wylewali w taki sposób, a nie wypisując anonimowo (lub pod pseudonimem) bzdury pod newsami zamieszczanymi na portalach informacyjnych. Na blogu mogliby nie tylko prawie bezkarnie wypisywać każdą bzdurę, ale być sobą, a to najważniejsze. Polecam taką terapię zwłaszcza temu, kto na Wirtualnych Mediach pod informacją o tym, że TVP INFO zdjęłą z anteny magazyn śledzczy i tym samym rozwiązała umowę o współpracę z pewną dziennikarką zamieścił wpis, że wszystkie głupoty w sieci o niej wypisuję ja, bo jestem sfrustrowana, po czterdziestce i rzucił mnie chłop. Od wypisywania głupot (absurdów dnia codziennego) mam swojego bloga. Na pewno jestem po czterdziestce, być może sfrustrowana i porzucona przez chłopa, ale w sposób anonimowy nie zajmuję się komentowaniem czyjegoś życia, a już zwłaszcza życia osób, z którymi nie utrzymuję kontaktów, a którym to co na ich temat sądzę, osobiście w swoim czasie powiedziałam. Wie to każdy, kto zna mnie choć trochę. Powinna to wiedzieć również osoba, która zamieszcza o mnie z imienia i nazwiska takie informacje.
PS. A tego, że swoją opinię na temat wspomnianej dziennikarki, ze zdjętego z anteny TVP INFO programu, wyraziłam głośno i wielokrotnie na telewizyjnym korytarzu (i to na rok przed jej odejściem z TVP) – nie kryję. Kiedy się coś komuś powiedziało osobiście (że jest nierzetelnym dziennikarzem, hieną dziennikarską wietrzącą wszędzie sensację, pozbawioną przy tym jakichkolwiek skrupułów, intrygantką, wampirem energetycznym i alkoholiczką – co jak wiadomo przekłada się na pracę), a ma się z tym kimś bardzo negatywne doświadczenie, to moim zdaniem można, a w tym wypadku nawet trzeba, przekazywać to innym.