Zawsze wydawało mi sie, że historia to coś bardzo odległego. Teraz… nie jestem tego już taka pewna. Wczoraj byłam na imieninach koleżanki. Spotkałam się z ludźmi, z którymi co jakiś czas się widuję, ale oczywiście rzadziej niż kiedyś, gdy nie obrosłam jeszcze rodziną. Zaczęliśmy rozmawiać o „Naszej klasie”. W końcu naprawdę wiele osób zaraziło się bakcylem „Naszej klasy”. Ja też. Nawet nie myślałam, że tak się wciągnę. Dlaczego? Właściwie ze wszystkimi dawnymi znajomymi utrzymuję kontakty. Ci, którzy się wykruszyli, a chcą mnie znaleźć – znajdują. Nazwiska nie zmieniłam nawet, gdy zmieniałam stan cywilny, no i mam przecież swoją stronę. A jednak… prawie zupełnie nie mam kontaktu z ludźmi z podstawówki. To znaczy z kilkoma oczywiście mam, ale to właściwie kropla w morzu. Dlatego na portalu „Naszej klasy” śledzę forum swojej szkoły podstawowej. Zaglądam do klas obok, wyżej, niżej i patrzę kto jest. Przypominam sobie nazwiska i twarze. A pamiętam sporo, bo w końcu należałam do harcerstwa, a to pozwalało znać ludzi z innych klas. Teraz przypominam ich sobie. Ćwiczę pamięć, choć na nią nigdy narzekać nie mogłam. Odpowiadam też oczywiście na nurtujące mnie od lat pytanie. Co z nas wyrosło? Z pokolenia, którego dzieciństwo przeciął stan wojenny. No i dowiaduję się. Patrzę kto ma ile dzieci… Tak… ciekawość bywa twórcza. Wpadają mi do głowy kolejne rozdziały powieści.
Wracam jednak do wczorajszych imienin. Gadaliśmy o portalu. U kogo w klasie ile jest osób, co u kogo słychać, ale też wspominaliśmy dawne zdjęcia, które mamy w swoich archiwach.
Ja miałam ze sobą aparat. Oprócz tradycyjnej dokumentacji imprezy postanowiłam zrobić sobie zdjęcie z jednym z kumpli. Podobne mam juz w swoim w archiwum. Zamieszczam tu oba. Między jednym a drugim różnica jest… 20 lat. Coś jak między czarodziejką a czarownicą. To pierwsze (czarno-0białe) jest już historią. To drugie… dopiero nią będzie. A może już jest? Przecież „wczoraj” już się skończyło. A i jutro zagląda do okna.