Telefon z księgarni

Spread the love

 Nigdy publicznie nie mowiłam i nie pisałam jak to z „Klasą pani Czajki” było…  teraz też nie chcę wszystkiego opisywać, ale jedną rzecz muszę. Szkoda, że ponad osiem tysięcy egzemplarzy tej książki wydawca wysłał na przemiał. Dziś wiem, że by się sprzedały.

Jak to? Otóż podpisana w 2004 roku umowa opiewała na druk 40 tysięcy egzemplarzy. Wydawca był pewien, że wszystko się natychmiast sprzeda i będzie dodruk. Większość książek w Polsce wydawana jest w nakładach najwyżej pięciu tysięcy egzemplarzy, więc 40-tysięczny nakład to było coś. Kiedy opowiedziałam o tym Pawłowi Dunin-Wąsowiczowi – wydawcy Masłowskiej, a prywatnie koledze ze szkoły (chodziliśmy razem do jednej klasy i w podstawówce i w szkole średniej) – złapał się za głowę. „Szaleństwo! – powiedział – Taki nakład trzeba promować”. Wydawca miał na ten temat inne zdanie. Nie bardzo promował. Poza jednym spotkaniem promocyjnym książka była czytana przez Mateusza Damięckiego na antenie „Polskiego Radia Bis”. Obszerny wywiad ze mną, który miał ukazać się w „Edukacji Twojego Dziecka” został skrócony do dwóch pytań i odpowiedzi, które wyrwane z kontekstu robiły ze mnie idiotkę. Nie zgodziłam się na publikację czegoś takiego. Tylko w „Victorze gimnazjaliście” znalazło się opracowanie lektury i krótka rozmowa. Resztę publikacji załatwiłam sama dzowniąc po znajomych dziennikarzach. Nie było łatwo. Udało mi się tylko tyle, że w „Mieszkańcu” – lokalnej gazecie ukazującej się na Pradze Południe – ukazała się notka, a w „Magazynie 13-tka”, krótki wywiad. To właściwie wszystko. Do dziś zastanawiam się jak to się stało, że książka trafiła na listę bestsellerów „Wprost”. No i jakim cudem pewnego dnia zadzwoniono do mnie z programu „5,10, 15”, by nakręcić ze mną wywiad. A już zupełne zdumienie ogarnęło mnie, gdy fragmenty powieści znalazły się w podręczniku.

Wracając do książki… Wrzucono ją do sprzedaży do kiosków. Niestety ta obecność w kioskach sprawiła, że księgarnie tytułu brać za bardzo nie chciały. Kiedy w warszawskiej księgarni „Nike” sprawdzałam ile mają egzemplarzy i zobaczyłam dwa, zapytałam sprzedawcę czemu tylko tyle. Odpowiedział, że to się i tak nie sprzeda, bo „Klasę” można za darmo dostać w kioskach dołączoną do gazety. Nie była to prawda. Książka nie była darmowym dodatkiem do czegoś. Kosztowała 14 złotych i była sprzedawana w folii z tekturką, na której widniała reklama „Victora gimnazjalisty”. Jednak pewnie podobnie jak ten księgarz z „Nike” myśleli i inni. W księgarniach trudno było „Klasę” znaleźć.

W pierwszym rzucie do kiosków „Klasy pani Czajki” sprzedało się „tylko” 10 tysięcy egzemplarzy. Były zwroty. Dlatego wydawca zdecydował, że część książek z tych zwrotów pójdzie na przemiał. Zmielono ponad osiem tysięcy egzemplarzy „Klasy pani Czajki”! Wprawdzie książka nadal się sprzedawała, a w internecie nawet całkiem nieźle, jednak na zysk z takiej sprzedaży trzeba czekać, a wydawca nie chciał. Po roku książkę wrzucił jeszcze jako dodatek do „Victora gimnazjalisty” (egzemplarz z „Klasą” był droższy od tego bez „Klasy”, ale o paranojo tańszy niż sama książka w ksiegarni) i… skończyło się. Sprzedaż prawie ustała. Jednak mimo tego jakimś cudem, gdy umowa z wydawnictwem wygasła  i przyszło do rozliczenia, okazało sie, że „Klasy pani Czajki” sprzedało się ponad 30 tysięcy egzemplarzy! 

Czemu raptem o tym piszę?

Bo dziś rano zadzwonił telefon z księgarni w Grudziądzu. W jednej z tamtejszych szkół „Klasa” jest lekturą (w sumie jak ma nie być skoro jej fragmenty trafiły do podręczników). Dlatego pani z księgarni spytała, czy nie mam paru egzemplarzy na sprzedaż. Nie mam. Kikadziesiąt książek przekazałam przecież w grudniu do domu dziecka w Gostyninie. Zostało mi dosłownie kilka. Trzymam na czarną godzinę.

Szkoda mi tych ośmiu tysięcy zmielonych egzemplarzy! Też by się sprzedały. Skąd ta pewność? Nie tylko z powodu rannego telefonu. Pół roku temu, kiedy już byłam po rozliczeniu z wydawcą i podpisałam nową umowę na drugie wydanie z wydawnictwem „Nowy Świat” znalazłam „Klasę pani Czajki” w księgarni „Eureka” na Francuskiej. Spytałam właściciela skąd to ma. Przecież tego już nigdzie być nie powinno. Zdenerwowany powiedział, że ludzie tak się o to dopytywali, że ściagnął z jakiejś hurtowni ostatnie 3 egzemplarze. Cóż… przyszła koza do woza. W kioskach książki dawno już nie ma to się i ksiegarnie przeprosiły. To jednak nic…

Od ponad roku o książke pytają internauci. Szukają jej w księgarniach internetowych. Odsyłam na allegro. Tylko tam czasami bywa.

W marcu książka ukaże się nakładem wydawnictwa Nowy Świat. Miło wiedzieć, że czekają na nią i księgarnie i biblioteki. Naprawdę jednak żal mi tych zmielonych ośmiu tysięcy. Szkoda, że wydawca nie był cierpliwy. Szkoda, że nie chciał ryzykować. Cóż… jego strata. Dziś wiem, że sprzedałby się cały nakład. Na szczęscie za chwilę „Klasa” ukaże się w nowej szacie graficznej. Moim zdaniem ładniejszej niż poprzednia.  Jak potraktują ją księgarnie? Zobaczymy… Ale bez względu na to jak, ja wiem swoje. Gdzieś tam w Grudziądzu ksiegarnia czeka na „Klasę”. Mam nadzieję, że nie ona jedna.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...