„A w filmie polskim proszę pana to jest tak: nuda… Nic się nie dzieje proszę pana. Nic. Taka proszę pana… Dialogi niedobre… Bardzo niedobre dialogi są. Proszę pana… Yyyy… W ogóle brak akcji jest. Nic się nie dzieje.”
Myślę, że ten kultowy już tekst z „Rejsu” Marka Piwowskiego sprawił, że niechętnie chodzimy na polskie filmy. Oto dowód.
Dziś wysłano mnie z kamerą na pokaz prasowy „Rezerwatu” w reżyserii Łukasza Palkowskiego. Byłam zachwycona (nie tylko ja, bo koledzy z ekipy również).
O czym jest „Rezerwat”? To historia Marcina fotografa (świetna rola Marcina Kwaśnego – pomysłodawcy filmu i współautora scenariusza), który sprowadza się na Pragę. Właściciel 100-letniej kamienicy daje mu „zadanie” sfotografowania kamienicy. W trakcie robienia zdjęć miejscowy łobuziak kradnie Marcinowi aparat. Tak zaczyna się historia, w opowiadaniu której udział biorą i zawodowi aktorzy (Sonia Bohosiewicz w roli fascynującej fotografa sąsiadki-fryzjerki czy Jan Stawarz jako miejscowy pijak) i prawdziwi mieszkańcy Pragi.
Czemu tytuł „Rezerwat?” Łukasz Palkowski – reżyser powiedział, że kiedy ktos idzie na film mysli, że chodzi o Rezerwat pełen dzikich zwierząt. Dopiero kiedy kończy się projekcja wie, że chodzi raczej o miejsce, które trzeba chronić przed zniknięciem z powierzchni ziemi.
Praga powoli znika. W miejscu starych kamienic wyrastają nowoczesne i nie zawsze ładne plomby. Znam ten klimat. Saska Kępa to też Praga, choć administracyjnie Praga Południe. Tu jest podobnie, choć domy są toche mniejsze, więc i plomby wyrastają tu mniejsze.
Pamiętam, gdy tu zamieszkałam i pierwszy raz poszłam po 23.00 do sklepu. Z bramy na rogu Obrońców i Francuskiej wypadły na mnie dwa owczarki niemieckie, a jakaś kobieta przerażająco ochrypłym głosem krzyknęła na nie: „Chodźcie skurwysyny, bo was uśpię!” Byłam w szoku. Żoliborz, na którym się wychowałam był grzeczniejszy, choć i tu trafiali sie menele. Tu jednak byli oni na każdym kroku. Codziennie pod bramą obalali jakieś flaszki i sikali do ogródka. Kiedy kreciłam film o Saskiej Kępie, niektórzy nie chcieli gadać. Inni owszem, jak pokażę cycki! Podobnie w „Rezerwacie” nie chcieli pozować Marcinowi, za to miejscowy łobuziak nie musiał namawiać ich na sesje.
Klimat w filmie „Rezerwat” był więc podobny do tego jaki znam, a ludzie równie urzekający. Nie. Nie piszę tego z przekąsem. W Praskich klimatach jest coś urzekającego. To swoista prawda o człowieku, który zna swoje miejsce. Wie, że ono jest tu gdzie mieszka, a nie gdziekolwiek indziej. Wielu z nas takiej pewności nie ma. Może dlatego emigrujemy? Film Palkowskiego jest właśnie o takich ludziach, którzy są u siebie i nie chcą tego miejsca zmieniać.
Czemu na początku zacytowałam „Rejs”?
Otóż po powrocie z pokazu, po nagraniu reżysera, odtwórców głównych ról i obrazków z konferencji, no i po napisaniu tekstu poszłam na montaż. Zachwycona obrazem Palkowskiego powiedziałam montażystce, że mam dla niej niespodziankę. Montujemy o nowym, fajnym filmie, który ma premierę. Podałam tytuł.
– Polski? – spytała, a ja przytaknęłam. – To mnie nie intersuje. Szkoda forsy na polskie filmy i czasu na ich oglądanie – dodała i wzruszyła ramionami.
I co jest najgorsze, że w swoim sądzie nie jest odosobniona. Znam wiele osób, które tak podchodzą do sprawy. Owszem, ktoś powie, że przez lata polskie kino zasłuzyło sobie na taką opinię, ale… jak to jest, że ja w każdej dekadzie w polskim kinie znajdę jakiś fajny film? Po prostu… chce mi się go szukać, bo dla mnie szklanka zawsze jest do połowy pełna.
Ps. A dla zachęty zamieszczam fotos z „Rezerwatu”. Idźcie. Naprawdę warto! Choć z drugiej strony… wiem, że nieprzekonanych nie przekonam. Montażystka nawet zwiastun widziała i zdania nie zmieniła. Cóż… jej strata.
Marcin Kwaśny (Marcin), Grzegorz Palkowski (Grześ) i Artur Dziurman (Roman)