Od kilku dni opowiadam znajomym swoją idiotyczną historię z nową marynarką. Kupiłam ją jakiś czas temu (w jakimś hipermarkecie, bo mi się spodobała) i wrzuciłam do szafy. W weekend postanowiłam założyć. Spieszyłam się do roboty (w końcu pracuję tez w weekendy), więc ubieranie się było błyskawiczne. Jednak kiedy wciągnęłam na grzbiet marynarkę okazało się, że w prawym mankiecie jest takie specjalne kółko, które ma uniemożliwić wyniesienie tego przedmiotu ze sklepu. Ja jednak jakoś wyniosłam. Jak? Zapłaciłam. Kółka jednak nikt nie odczepił. Przecież nie pojadę do pracy z tym badziewiem w rękawie! Nie wrócę też do sklepu, bo nie mam na to czasu. I tak w niedzielny ranek zapukałam do sąsiada błagając o pomoc. Sąsiad wziął brzeszczot i jakoś to kółko odciął. Jednak dziura w marynarce została.
Opowiadam to znajomym i… kilka osób tez już miało takie przypadki. Jeden kumpel z redakcji z kurtką, koleżanka z piżamą, którą dostała na gwiazdkę, a druga koleżanka z parą butów. Na dodatek u niej tego czegoś tak do końca zdjąć się nie dało. Jakaś część (i to ta pikająca) została w bucie. Przez kilka miesięcy w każdym sklepie, empiku, hipermarkecie, w którym były bramki, pikała i była poddawana rewizji. Jeszcze kilka osób opowiedziało mi podobne historie. I ja tak sobie myślę…
A może oni w tych sklepach specjalnie zostawiają te kółka? Przecież ja, gdybym miała czas i pojechałabym do sklepu mogłabym zostać oskarżona o… kradzież marynarki. W najlepszym przypadku kazaliby mi zapłacić za ten ciuch drugi raz. Paragon za jej kupno wyrzuciłam zaraz po przyjściu do domu. Podobnie z moimi znajomymi. Wielu z nich nie miało paragonu za rzecz, w której tkwiło pikające cholerne kółko. A jeden, który paragon miał kupił kurtkę w Krakowie, a istnienie w kieszeni kółka odkrył w domu w Warszawie. To ci pech!