Wysłano mnie dziś z kamerą Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego na specjalna konferencje prasową do Ministerstwa Sprawiedliwości. Minister Zbigniew Ćwiąkalski przekazał w dzierżawę Muzeum Powstania warszawskiego piwnice w podziemiach. To w tych piwnicach więziono w czasach stalinowskich działaczy podziemia.
„Ten budynek niegdyś budził grozę. Dziś chcemy uratować to, co zostało tu po ponad 50 tysiącach ludzi więzionych przez MBP; wykonano prawie 3 tysiące wyroków śmierci – powiedział Ćwiąkalski, wspominając nazwiska Stanisława Radkiewicza, Józefa Różańskiego, Romana Romkowskiego, Anatola Fejgina, Adama Humera czy Julii Brystygierowej – stalinowskich włodarzy gmachu przy Alejach Ujazdowskich 11.
W celach jeszcze nie tak dawno były ministerialne magazyny i archiwa. W jednym z karcerów trzymano miotły. W większości drzwi od wewnętrznej strony widać jeszcze „judasze”. Nie można jednak przez nie patrzeć. Od wielu lat drzwi od zewnątrz mają nowe okładziny. W części piwnicznego korytarza i w niektórych pomieszczenia są jeszcze oryginalne posadzki. Pod olejną zieloną farbą gdzieniegdzie już odkryto wyskrobane przez więźniów w ścianie inskrypcje – „Mokotów”, inicjały lub… kalendarz. Ktoś liczył dni swojego pobytu w celi.
W konferencji oprócz ministra Ćwiąkalskiego wziął udział wicedyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego Paweł Ukielski, który zapewniał, że wszyscy postarają się, by piwnice można było zwiedzać już w przyszłym roku.
Dla mnie jednak najważniejszą osobą był profesor Wiesław Chrzanowski. To on w czasach stalinowskich siedział w jednej z tych cel. Podczas konferencji opowiedział, że koło celi biegały szczury, które karmili kawałkami chleba. Celi, w której siedział profesor nie pokazano nam, bo jest w części, do której na razie nie ma wstępu. Czy będzie udostępniona zwiedzającym – nie wiem.
Czemu o tym piszę? Cała konferencja była w dość ciasnych pomieszczeniach piwnicznych. Poza mną i dziennikarzem Radia Zet nikt nie zadał pytań, więc rozpoczęło się zwiedzanie cel. Dziennikarze rzucili się do drzwi. Ja się do takich przepychanek nie nadaję, więc spokojne czekałam aż się atmosfera na korytarzu rozluźni. Kiedy po kwadransie mogłam wyjść oczom moim ukazał się taki widok. Tłum ludzi z mikrofonami otaczał starszego pana. Pomyślałam, że kolejny były więzień jednej z tych cel i zaczęłam rozglądać się za operatorem, bo fajnie byłoby nagrać jeszcze jednego świadka tamtych czasów. Nagle pan przestał udzielać wywiadu, dziennikarze się rozpierzchli, a do moich uszu doleciał strzęp rozmowy. Fotoreporterzy chcieli zrobić panu zdjęcie.
– Jakby pan mógł stanąć tam koło drzwi do celi – powiedział jeden z nich.
– Ale wie pan… jest pewien problem – odparł staruszek. – Ja w tym budynku nie siedziałem.