Czy komputer mówi prawdę? Każdy kto przypomni sobie pierwszy odcinek „Dekalogu” Krzysztofa Kieślowskiego – ma wątpliwości. Ja coraz większe. Choć z drugiej strony czy kłamstwom komputera nie jest winien człowiek?
Sprawa była prosta. Chciałam w EMPiKu kupić dla syna lektury: „Antygonę” Sofoklesa i „Folwark zwierzęcy” George’a Orwella. EMPiK przy Marszałkowskiej duży, a ja nie miałam czasu chodzić i szukać, więc podeszłam do odzianej w firmową koszulkę pani i spytałam o „Antygonę”. Zaprosiła mnie do pulpitu, na którym stał komputer i rozpoczęła poszukiwania. Trwało to kilkanaście minut. Powoli zaczynałam przebierać nogami ze zniecierpliuwienia. W komputerowej bazie EMPiKu wpisanych było kilkadziesiąt „Antygon”. Komputer pokazywał jednak, że sklep nie ma żadnego egzemplarza. To samo było z „Folwarkiem zwierzęcym”. Pani zaproponowała mi, że sprawdzi w bazie, w którym z EMPiKów są te książki. „Antygony” nie było jednak nigdzie, a „Folwark” tylko na drugim końcu miasta. Zrezygnowałam z jazdy w poszukiwaniu książki. Za dobrze pamiętałam moment, kiedy szukałam „Ronji, córki zbójnika” Astrid Lingren i za radą sprzedawcy posłuchałam się komputerowego systemu, a przejechawszy miasto (najpierw na Sadybę, a potem na Żoliborz) nie znalazłam obiecanego egzemplarza. Jakby tego było mało, w żoliborskim EMPiKu usłyszałam wtedy, że informacje z systemu są sprzed miesiąca. Tym razem pani zapewniała mnie, że to najświeższe dane. Nie chciałam sprawdzać jej prawdomówności. Trochę zdziwiłam się tym brakiem obowiązkowych lektur gimnazjalnych w EMPiKu, ale… może już wykupione? Ostatnie moje pytanie do sprzedawczyni brzmiało: „Gdzie jest półka z lekturami?” Pokazała mi i zniknęła przy pulpicie z wszechwiedzącym komputerem. Z myślą, że jak nie „Antygona” i „Folwark zwierzęcy” to jakaś inna lektura dla mojego syna wpadnie mi w oko (skoro spędziłam tu ponad pół godziny nie wyjdę z pustymi rękoma) stanęłam przy półce. Po kilkunastu sekundach – ku memu zdumieniu – znalazłam metr… „Antygony”. Celowo piszę „metr”. Metrową półkę zapełniało bowiem kilkadziesiąt egzemplarzy dramatu Sofoklesa wydanych przez różne wydawnictwa – z opracowaniami, przypisami i tak dalej. Przez moment tępo patrzyłam na tę półkę, a po wybraniu jednego z kilkudziesięciu egzemplarzy „Antygony” spojrzalam piętro niżej i… odnalazłam „Folwark zwierzęcy”. Pewnie dlatego, że włosy już miałam rozpuszczone, a piersi w staniku opadły mi tylko ręce. Podsunęłam egzemplarze pod nos sprzedawczyni i spytałam: „No i co pani na to?” „Komputer pokazywał, że nie ma!” – odparła. No tak… Komputer! Bóg! Władca EMPiKu! Pan mózgów sprzedawców! Komputer? A może kłamputer?