Prawie jak J.K. Rowling. Prawie robi wielką różnicę

Spread the love

Wydałam pięć książek. Tylko pięć, czy aż pięć? Sama już nie wiem. Wiem, że dwa tygodnie temu ukazała się „Dzika”. Moja ostatnia powieść dla nastolatków. Kryminał. I od tych dwóch tygodni znajomi pytają mnie o tę książkę. Wielu chce wiedzieć, gdzie ją można kupić. Odpowiadam, że teoretycznie wszędzie, a praktycznie najlepiej w internecie. Inni tak tylko pytają grzecznościowo lub w nadziei, że wyjmę jeden egzemplarz z rękawa, kieszeni, bagażnika kupionego na raty samochodu i im dam. Stać mnie na to. Przecież pisarze zarabiają kokosy. Taka J.K. Rowling to sobie zamek kupiła. Ja pewnie też mam forsę na zamek. Ano mam! Na zamek do drzwi. Absurd jak z Tytusa, Romka i A`Tomka gdzie nagrodą w turnieju rycerskim było pół zamka do bramy (największa nagroda jaką kiedykolwiek ufundował Chytrozłot!).
Owszem, na obecnego wydawcę „Nowy Świat” narzekać nie mogę. Zgrzeszyłabym, gdybym powiedziała złe słowo o staraniach jeśli idzie o promocję czy o rozliczeniach finansowych. Narzekać mogłam na wydawcę „Dziewiętnastoletniego marynarza”, który jęczał, że książka źle się sprzedaje, a nie zrobił nic, by ją wypromować. Czy wydawcę „Klasy pani Czajki”, który podczas ostatecznego rozliczenia stwierdził, że… to ja jestem mu winna pieniądze. Jak to? Proste jak drut. Miałam mieć 85 groszy od sprzedanego egezemplarza i tyle mi płacił (z wielotygodniowymi opóźnieniami). Dopiero przy tym ostatecznym rozliczeniu zorientował się, że płacił mi brutto, a powinien netto, czyli 77 groszy do sprzedanego egzemplarza. Mam mu więc oddać forsę. Ile? Całe 177 złotych. Spojrzałam wtedy na rubryki „winien i ma” i mówię (oczywiście to co myślę): „Hola! Musiałabym to oddać, gdyby pan mi to wszystko co jest w tej rubryce wypłacił, a pan wypłacił mi mniej.” Zaczęliśmy liczyć wszystko od początku i wyszło, że owszem, jestem mu wina, ale nie 177 tylko… 45… i to groszy! Tę kwotę łaskawie mi darowano.
Kiedy komuś mówię, że „Klasy pani Czajki” sprzedało się prawie 30 tysięcy egzemplarzy wielu myśli, że jestem krezusem. Nie jestem. Nie jest to zresztą moim celem. Gdybym planowała zbijać fortunę zostałabym finansistą. Ja po prostu chcę pisać. To moje marzenie od ósmego roku życia, kiedy napisałam pierwszy głupi wierszyk i wydało mi się, że w ten sposób odkryłam Amerykę. Ostatnio na pisanie mam coraz mniej czasu. Muszę więcej pracować, by przeżyć. Jak pogodzić to z pisaniem? Kiedy myślę, że niektórym księgarniom za korzystne eksponowanie książek trzeba zapłacić więcej niż wynosi honorarium jakie dostanie autor, gdy sprzeda się cały nakład, zastanawiam się nad jednym. John Lennon śpiewał, że kobieta jest murzynem świata. Kim jest pisarz? Murzynem księgarza? I dlaczego? 
Książek wydaje się dziś wiele. Co jest gwarancją sukcesu? Kiedyś pochlebna recenzja. Dziś już nawet to nie. „Klasa pani Czajki” zebrała wiele pochlebnych recenzji. „Tropiciele” jeszcze więcej. O „Dzikiej” też już piszą i to pochlebnie. A ja nadal boję się, że następnej książki już mi nikt nie wyda, bo nie uda mu się na tym zarobić. Bo zarobić można tylko na rzeczach modnych. Po prostu dziś gwarancją sukcesu jest stworzenie na coś mody. Jak w przypadku Harry`ego Pottera, którego po prostu wstyd nie mieć w domu jeśli chce się uchodzić za kogoś, kto wie o co chodzi we wspólczesnej literaturze dla młodzieży (sama mam wszystkie tomy). Niestety stwarzanie mody wymaga nakładów finansowych. Ja ich nie mam. Mój wydawca też nie. Pewnie dlatego, że jest zbyt uczciwy.
Chciałabym poświęcić się tylko pisaniu. Nie da rady. Nie w kraju, w którym słowo pisane nie jest w cenie.  Co jakiś czas ktoś proponuje mi pisanie felietonów do jakiegoś portalu. Niestety za darmo.
Półtora roku temu byłam na spotkaniu ze znajomymi z ogólniaka. Kolega, który od pierwszego wejrzenia nienawidzi mnie (z wzajemnością niestety. Piszę 'niestety’, bo nie lubię nie lubić), powiedział, że dziś „byle idiocie wydadzą książkę, bo byle kretyn posiadł umiejętność pisania”. Nie wiem… Może i tak jest? Tylko czemu publikacjom „tego idioty i kretyna” towarzyszą pochlebne recenzje? Paranoja? Błędne koło? A ja w nim tkwię. Z uporem godnym być może lepszej sprawy. U mnie nazywa się to realizacją marzeń z dzieciństwa. Marzeń o byciu pisarką. Cóż. Za marzenia trzeba płacić.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...