Żyję w kraju absurdów. Dowodów na to jest wiele. Podam jeden. Ostatni. Z przedwczoraj. Wysłano mnie z kamerą do Wojskowego Sądu Okręgowego, bym nagrała ogłoszenie postanowienia tegoż sądu w sprawie byłej prokurator stalinowskiej p. Wolińskiej-Brus. Postanowienie jest jawne, ale… ogłoszenie tego postanowienia tajne. Co to znaczy? Ni mniej ni więcej to, że na naszych oczach pan sędzia wszedł do pokoju rozpraw. Zamknął się w nim i przed pustą salą głośno odczytał postanowienie. W sali poza nim nie było nikogo. Ani prokuratora ani przedstawiciela IPN. To, że postanowienie czytał na głos było słychać, bo przez zamknięte drzwi dobiegał nas szmer owego głosnego czytania. Już po fakcie pan sędzia wyszedł i przekazał jawne postanowienie sekretarce, która zaniosła je do Prezesa Sądu. Pan Prezes pozwolił nam je sfilmować, a potem do kamery powiedział o decyzji sądu i podał jej uzasadnienie. Nie chcę zajmować się tu polityką, panią Wolińską-Brus, Instytutem Pamięci Narodowej i tym podobnymi rzeczami. Chodzi mi tylko o ten bezsens. Nie wolno nam było nagrać jak pan sędzia czyta coś co jest jawne, bo tajne jest samo odczytanie?! Dlaczego? Czy pan sędzia się jąka? Czy może w trakcie czytania robi głupie miny? Nijak nie mogę tego pojąć. Tak jak nie mogę zrozumieć czemu pan sędzia czytał to na głos przed pustą salą. Owszem. Ktoś mi powie, że taki jest przepis i pan sędzia jako przedstawiciel prawa stosuje się do niego. Ale czy naprawdę powaga sądu zyskuje, gdy sąd stosuje się do tak idiotycznych przepisów?
Author: Małgorzata Karolina Piekarska
Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka.
Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka.
Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka.
Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...