Emerytka w ruinie

Spread the love

Wiele razy czytałam o Polsce w ruinie. Teraz chciałam napisać o… emerytce w runie. W runie, której kto jest winien?

Gdy jakiś czas temu pisałam o naszej imprezie imieninowo-urodzinowej, którą zrobiliśmy z Ulubionym i wspominałam, że przyszła garstka znajomych – sygnalizowałam problem. Podzielone społeczeństwo nie umie już razem się bawić, a nawet być. Nie ma to znaczenia gdzie, bo ciężko jest im także w domu u przyjaciół. Ostatnio jednak okazało się, że to, co stało się u mnie na imprezie, czyli fakt, że masa ludzi nie przyszła, jest niczym w porównaniu z tym co spotkało pewną moją znajomą, która niedawno obchodziła imieniny. Moi znajomi sami wybrali, że lepiej do mnie nie przyjść. Jej znajomi dokonali innego wyboru. Moi zaakceptowali, że robię raz podwójne imieniny i to jeszcze wspólnie z urodzinami Ulubionego (jego urodziny 26 października, moje imieniny Małgorzaty 17 października, Karoliny 4 listopada). Znajomi i przyjaciele znajomej po prostu zażądali, by zrobiła jedne imieniny dwa razy. Starsza (prawie 70-letnia), kulturalna pani przystała na takie żądanie. I tak w sobotę przyszli do niej zwolennicy PIS, a w niedzielę KOD. Zrozumiałe – prawda? I jakie zgodne z panującymi stereotypami! W końcu PIS to katolicy, więc w niedzielę są w kościele. KOD to głownie Żydzi, więc świętują w Szabas, a w niedzielę manifestują, zaś po manifestacji przyjdą się nachlać.

Pewnie bym się o tym nie dowiedziała, gdyby nie drobna rzecz. Znajoma bardzo chciała zobaczyć monodram Ulubionego „Listy do Skręcipitki” oraz przygotowany przez nas spektakl „Bubloteka”. „Listy” były pokazywane za darmo w Bibliotece Multimedialnej na Mokotowie z okazji stulecia Mokotowa. Znajoma nie dotarła, choć się deklarowała. Pomyślałam, że coś jej wypadło. W końcu zdarza się. Aż tu… odbieram telefon. Nie dojechała, bo… nie miała na bilet. Resztę renty wydała na… imieniny. Najpierw byłam zdziwiona, ale… okazało się, że wyjątkowo w tym roku miała tłum gości. W sobotę dom pękał w szwach. Okazało się, że goście zjedli wszystko, co przygotowała, a nawet zapasy, bo przyszli także ci dawno niewidziani. Po prostu jednych znajomych przyciągnęli drudzy – zachęceni informacją, że zwolenników KOD nie będzie. W niedzielę musiała więc wyskoczyć do sklepu o świcie (dobrze, że nie ma jeszcze zakazu handlu w niedzielę) i za resztę pieniędzy kupić znowu żarcie, by przygotować wieczór. Wtedy bowiem przyszła kolejna spora grupa ludzi – tym razem przeciwników rządu. Ta grupa też została powiększona o dawno niewidzianych, przyciągniętych przez zaproszonych. Ci zjedli wszystko, co zostało dla nich zakupione, a także jakieś dosłownie resztki lodówkowe w postaci jajek na twardo, które znajoma jeszcze po nocy dla nich gotowała. Następnego dnia znajoma zrobiła zakupy, by mieć w ogóle, co żreć i tak… zostało jej trochę grosza (bardzo, bardzo mało) na wielkanocne święta. Na nasz spektakl, (choć bezpłatny) musiałaby jechać z dwiema przesiadkami, a że bilety ZTM kosztują, więc… zdecydowała, że nie pojedzie. Tłumaczenie się skończyła słowami: „Gdybym miała już 70 lat, to chociaż bilety na tramwaj czy autobus miałabym za darmo”. Zaoferowałam darmowy bilet na „Bublotekę” i poszukanie transportu. Może skorzysta z propozycji. Ale przyznam, że zrobiło mi się przykro. Bo wychodzi na to, że polsko-polski podział, przygnał znajomej więcej osób na imieniny, ale poważnie zrujnował portfel.

Ktoś spyta, czemu mnie u niej w gościach nie było. Prawda jest taka, że nie wiedziałam, który dzień wybrać, bo z żadną opcją nie jest mi po drodze. Dlatego złożyłam życzenia telefonicznie. I tylko teraz myślę: biedna emerytka. Emerytka w ruinie. Czy ona jedna?

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...