Jaka wielka żałoba

Spread the love

Człowiek człowiekowi robi krzywdę na każdym kroku. Zwierzę robi nam krzywdę tylko raz. Kiedy umiera.

Naszego ukochanego jamnika Zrazika żegnaliśmy wszyscy. Było ciężko, ale wtedy w domu zostawały jeszcze inne zwierzęta. Były to dwa szczury – kapturowy Gieroj i Welur rasy dumbo. Oba mieszkały w dwóch klatkach przytulonych do siebie prętami. Powód prosty. Gieroj próbował zagryźć młodszego o kilka miesięcy i malutkiego Welurka. Każde spotkanie dwóch szczurów różnej rasy kończyło się walką i… strasznymi ranami. Daliśmy więc spokój. Wyjmowaliśmy je z klatek na przemian. Ale one kontaktowały się ze sobą. Widziałam jak patrzy jeden na drugiego. Jak to co działo się z jednym wprawiało drugiego w niepokój. Kiedy jeden dostawał kolbkę, drugi domagał się tego samego. Jakby nie było prętów i mimo oddzielenia – tworzyły stado.

Gieroj właściwie umiera... starość plus guz przysadki, etc. Tulimy, podtykamy pod nos leki... witaminy... To ludzie szczurom tak zniszczyli genotyp. Tu Gieroj u mnie na piersi. Slucha bicia mojego serca i uspokaja się. #szczur #ogony
Gieroj właściwie umiera… starość plus guz przysadki, etc. Tulimy, podtykamy pod nos leki… witaminy… To ludzie szczurom tak zniszczyli genotyp. Tu Gieroj u mnie na piersi. Slucha bicia mojego serca i uspokaja się.
#szczur #ogony

Gieroj odszedł pierwszy. Guz przysadki mózgowej. U szczura nieoperacyjny. Straszne było obserwowanie jak cierpi. Kiedy nie panuje nad ruchami, kiedy chodzi i się przewraca, bo zaatakowany jest m.in. błędnik odpowiadający za koordynację ruchów. Prawdopodobnie był już też ślepy, głuchy i nie miał węchu. Brałam go codzienne na ręce i kładłam sobie na piersi, by czuł bicie mojego serca. Wtedy uspokajał się. Leżał ciężko dysząc. Ruchliwe zwierzątko potrafiło leżeć mi na piersi bite 40 minut. I to niemal bez ruchu. W tym ostatnim okresie życia nie interesowały go już ziarenka, a ukochane kolbki poszły w zapomnienie. Serek waniliowy, który dawaliśmy na malutkim spodeczku jadł niemal całym ciałem, bo wchodził łapami na talerzyk. Odszedł, gdy nie było nas w domu. Wróciliśmy z pracy, a on… wisiał w okienku swojego domku. Sztywny i zimny. Prawdopodobnie pomyliło mu się okienko z drzwiczkami. Fakt, że przez nie wszedł pokazało nam też, jak bardzo przez ostatnie tygodnie się zmniejszył. Welurek prawdopodobnie widział jego śmierć. Być może słyszał krzyk dobiegający z sąsiedniej klatki, ale nie mógł nic zrobić. Tylko patrzeć. Czy dlatego zachorował dwa tygodnie później? Myśleliśmy, że tylko stłukł sobie łapkę, bo zaczął ją przykurczać. I na to był leczony przez weterynarza. Kiedy opuchlizna zamiast zmniejszać się urosła – pojechaliśmy do innej kliniki. Takiej, która specjalizuje się w szczurach. Tam okazało się, że to nie stłuczenie a… guz. Podjęliśmy decyzję o operacji. Miał mieć amputowaną przednią łapkę. Od podjęcia decyzji o amputacji do zabiegu minął tydzień. Guz z malutkiej opuchlizny urósł do rozmiarów włoskiego orzecha. Operację rozpoczęto dziś rano. Po południu otrzymaliśmy telefon, że jednak serce nie wytrzymało. Być może były już przerzuty nowotworu do wątroby. Welurek odszedł.

Welur przed amputacją łapki. Miesiąc temu myśleliśmy, że to zwichnięcie lub stłuczenie. Tydzień temu okazało się, że rak. Guz rósł jak na drożdżach. Welur ma duże szanse na wyleczenie. Jutro pod nóż. Swoje przepłakaliśmy. Teraz patrzymy z nadzieją. Bardzo go kochamy.  #szczur #szpital #ogony
Welur przed amputacją łapki. Miesiąc temu myśleliśmy, że to zwichnięcie lub stłuczenie. Tydzień temu okazało się, że rak. Guz rósł jak na drożdżach. Welur ma duże szanse na wyleczenie. Jutro pod nóż. Swoje przepłakaliśmy. Teraz patrzymy z nadzieją. Bardzo go kochamy.
#szczur #szpital #ogony

To, że szczury hodowlane mają nowotwory to wina człowieka. To on spartolił im geny testując na nich leki na choroby onkologiczne. Nie jestem przekonana, że naprawdę pomaga to ludziom. Przecież i tak mamy inny genotyp niż szczury. Zaś liczba chorych na raka jednak mimo wszystko wzrasta. Szkoda mi zwierząt. Nie mogę pogodzić się z ich odejściem. Wolałabym, by jednak starzały się i siwiały, a nie w kwiecie wieku umierały na raka. A najgłupsze, że kilku znajomych, którym mówiłam, ile będzie kosztować operacja pukało się w czoło krzycząc: „Toż to kupa forsy! Nie lepiej już uśpić i wziąć nowego szczura?” Załamywałam się. Człowieka ratujemy! Choć często rani nas słowem. Zwierzę nie krzywdzi. A gdy je kochamy, to naprawdę szczerze odpłaca tym samym. Krzywdzi zaś tylko raz. Kiedy umiera. Czemu nie próbować go ratować? Próbowaliśmy. Nie wyszło.

Przyznam, że czujemy się z Ulubionym osieroceni. Podjęliśmy decyzję, że do stycznia nie będziemy mieli żadnych zwierząt. Za duże emocje. A co potem? Zobaczymy.

PS Zdjęcia z instagrama…

Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...