Rozliczenie obietnic i nie tylko, czyli Wesołych Świąt

Spread the love

Przez ostatni rok czytelnikom kilka razy obiecałam, że do jakichś tematów wrócę. Czasem nie obiecywałam, ale może ich ciekawi ciąg dalszy tego, o czym w swoim czasie psiałam. Tak więc zapraszam na przegląd, bo czas na podsumowanie. 

1. W styczniu opisywałam sprawę ewentualnego pozwu przeciwko mnie, za to, że na swojej stronie opublikowałam wypracowanie dziewczynki o mojej książce. Zadałam pytanie GIODO. Odpowiedź na piśmie przyszła po dwóch miesiącach. Tak mętna, że nic nie rozumiem. Chyba jestem za głupia, ale dziękujmy GIODO, że jest. Dzięki temu ludzie mają pracę. Żałuję, że wypracowanie ze swojej strony zdjęłam. Może ława sądowa i siedzenie na niej w roli oskarżonej pozwoliłoby mi zrozumieć, o co GIODO chodzi. Nie wiem czy popełniłam przestępstwo publikując wypracowanie czy też nie. (Cytowanie całego dwustronicowego listu sobie daruję. Proszę wybaczyć!)

2. Sprawa sądu za spotkanie autorskie jest już chyba w trzeciej instancji. Końca jeszcze nie widać.

3. Dane, które opisałam, jako nieusuwalne zostały usunięte, ale nadal dostaje oferty jakbym była firmą i to na adres, który nigdy nie był w bazie danych firm, bo wtedy jeszcze tej domeny com.pl nie wykupiłam. Pomysłu na to, jak zmniejszyć liczbę, (choć może jednak powinnam napisać „ilość”, bo to jest jakaś „masakryczna” masa) listów spamujących – nie mam.

4. Audiobook na Białoruś udało mi się przekazać dzięki poznanej podczas festiwalu „maj nad Wilią” polsko-białoruskiej poetce, której mama jest nauczycielką w polskiej szkole na Białorusi. Dzięki temu uniknęłam cła.

5. Jeśli idzie o telefony w sprawie zalegania z ratami to… została mi ostatnia rata! Jeśli jeszcze nawet odbiorę taki telefon, to tylko jeden! A potem, mam nadzieję, że już nigdy żadnego!

6. Antologia Każdego dnia, z której moje opowiadanie wyrzucono – ukazała się drukiem. Nie miałam w ręku. Inni autorzy, z których kilkoro czytało mój wyrzucony tekst twierdzą, że ich były cukierkowe. Mój nie pasował. A przecież można było wysłać do mnie prośbę o zmianę tekstu.

7. Ci, którzy pamiętają moją dramatyczną historię z festiwalem literackim niech wiedzą, że trzymam rękę na pulsie. Szczegółów niestety jeszcze zdradzić nie mogę.

8. Jeśli idzie o uporczywe namawianie mnie na szkolenia, prace zdalna itd., to niestety nic się nie zmieniło. Co bym nie napisała, że mnie takie rzeczy nie interesują – i tak dostaję propozycje. Nie tylko mailem, ale na wspomnianym przeze mnie portalu zawodowym również. Ostatnio, gdy jednej pani zwróciłam uwagę, że chyba nie przeczytała tego, co mam na swoim profilu, otrzymałam odpowiedź: „Przeczytałam dokładnie Pani profil, ale pomimo Pani zastrzeżenia wysłałam do Pani moje pytanie. Różne są motywy i powody działania w różnych okresach i dziedzinach naszego życia…”

9. W sprawie Nino news jest taki, że do dziś nie odebrał pendrive’a, na którym miał nagrać swoje wspomnienia, by zostały opublikowane. Do dziś nie wyraził też chęci zjedzenia ze mną obiadu na mój koszt.

10. Iwo Kondefer, którego projekt wsparłam potrzebuje jeszcze prawie 800 złotych z 3000 by ruszyć z projektem : ”Idę po radę”. Pozostało 14 dni. Może ktoś zechce go wesprzeć?

11. Zaś z dobrych informacji jest taka, że jeszcze pojadę do PRL w Chorzowie, gdyż…. Ulubiony wygrał Obserwatorium Artystyczne Entrée, a nagrodą główną jest półroczna współpraca z teatrem Rozrywki w Chorzowie. Będzie się działo. Ale do tego PRL chętnie wrócę. Chociażby po to, by sfotografować maskę na ścianie.

12. Ostatnio wspominałam, że zrobiłam „film”. Tak jest… historia filmu jest i długa i krótka. Wymyśliłam go wiele miesięcy temu pod wpływem filmów Alien vs. Predator, „Godzilla contra Hedora” i innych tego typu za przeproszeniem głupot. Pomyślałam wtedy, że ja to bym chętnie stworzyła kompletną głupotę, której bohaterem byłby Indiana Jones, który walczyłby z…
Na realizację pomysłu nie miałam jednak ani czasu ani środków w postaci kamery lepszej niż moja amatorska Hitachi. Aż… z pomocą przyszło zarządzenie mojego dyrektora, który kazał przeszkolić się reporterom z obsługi kamery. Podobno nie po to, byśmy mieli coś kręcić, ale na „w razie czego”. Szkolenie trwało 10 minut. Spytałam po nim chytrze, czy szkoleniowcy są pewni, że po 10 minutach wykonam to, co inni robią po 5 latach studiów. Zaproponowano mi wzięcie kamery na próbę. No to wzięłam. A że nie chciałam, by było to bezproduktywne, więc… w domu zagnałam Ulubionego i Panicza Syna do pracy. Jeden zagrał Indianę Jonesa, a drugi…
Całość zmontował mój ulubiony montażysta Jarosław, co potraktował, jako doszkolenie się z różnych efektów bardzo rzadko stosowanych w montażu programów newsowych. Pracę wykonał po godzinach i w przerwach.
Oto produkt końcowy. Ja w roli Sławomira Idziaka i Stevena Spielberga. (He he). Poniższe „dzieło” proszę potraktować, jako prezent na gwiazdkę. Specjalnie dla Państwa z okazji świąt zmieniam mu tytuł na „Indiana Jones sam w domu”. Mam nadzieję, że nasza rodzinna żartobliwa produkcja godnie zastąpi opatrzony już wszystkim film o Kevinie.

Przy okazji życzę wszystkim Wesołych Świąt. Po religijny akcent odsyłam na swoją stronę http://piekarska.com.pl gdzie zamieściłam wirtualny prezent Bożonarodzeniowy. Tym razem na blogu świecko.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...