Pośmiejmy się z gwiazd

Spread the love
O swoim stosunku do sławy pisałam wielokrotnie, że tylko delikatnie wspomnę np. „Niebezpieczne parcie na szkło, czyli żenua”(Nota bene bohater tamtego wpisu nie jest już naszym korespondentem, a rozstał się z nami w fatalnym stylu). Nic się w moich poglądach na sławę oczywiście nie zmienia. Nadal śmieszą mnie ludzie, którzy osiągnąwszy „coś tam, coś tam” zaczynają się unosić nad powierzchnią ziemi, oczekując hołdów. Oczywiście jeszcze bardziej śmieszą mnie celebryci znani z tego, że są znani. Piszę o tym, bo wczoraj zadzwonił Jacek Frankowski z zaproszeniem do Centrum Promocji Kultury Pragi Południe na wernisaż swoich prac połączony z koncertem Lidii Stanisławskiej (dzwonił już wcześniej, ale byłam na tym nudnym szkoleniu i nie mogłam gadać). Prace Jacka to karykatury gwiazd, a recital Lidii przeplatają anegdoty o gwiazdach. Wieczór nosił więc tytuł „Pośmiejmy się z gwiazd”. Od razu wyszło na jaw, że para bohaterów wieczoru, czyli duet Stanisławska – Frankowski ma podobne zdanie na temat gwiazdorstwa co ja. Lidia Stanisławska przytoczyła przezabawną anegdotę o Jacku Nicholsonie, który powiedział, że „artyści to przedziwna nacja. Całe życie robią wszystko, by być popularni i rozpoznawani, a potem zakładają czarne okulary.” Coś w tym jest. Prawdą jest też inna maksyma, która padła ze sceny. „Te nasze polskie gwiazdy to takie gwiazdy, że jak pojada na przykład do Słowacji to nikt już ich tam nie zna.” Cóż… nie da się być tak sławnym, by znał cały świat. W końcu nawet o Jezusie, Mahomecie czy dynastii cadyków z Góry Kalwarii nie wszędzie słyszano. A ja spotkałam się kilkakrotnie z tym, że ktoś myślał, że Dalajlama to nie człowiek, a zwierzę, bo w nazwie ma słowo… „lama”. Właśnie dlatego zarozumialstwo niektórych „gwiazd” mnie irytuje.
Wczoraj wysłuchałam kilkudziesięciu anegdot, które wprawiły mnie w doskonały humor. Zaczęło się od… dowcipu  o Polańskim. Nie biorę udziału w obronie reżysera (uwielbiam jego filmy, ale wielokrotnie pisałam, że dzieło to nie człowiek), bo choć uważam, że aresztowanie po tylu latach to gruba przesada, zwłaszcza, gdy druga strona, czyli Samantha Gailey mu wybaczyła, to jednak twierdzę, że artysta nie powinien być ponad prawem. I zgadzam się z Pawłem Kukizem, że bez względu na to, jak bardzo wyzywająco ubierze się trzynastoletnia dziewczynka i jak bardzo prowokuje mężczyznę i jak bardzo za wszystkim stoi żądna pieniędzy jej mama, to trzynastolatka pozostaje dzieckiem, a dojrzały mężczyzna w cywilizowanym świecie powinien nie skorzystać z żadnej z jej ofert! Reżyserzy i inni artyści użalający się nad twórcą „Pianisty” chyba zapomnieli co dzieje się w głowie trzynastolatki. Zachęcam ich więc, by zajrzeli na forum „Magazynu 13-tka”, w którym odpowiadam na listy. Mają tam czarno na białym napisane i pokazane jak wygląda stan życiowej świadomości takich podlotków. Zapewniam, że zmieniają się czasy, moda i technika, bo cywilizacja w epoce krzemu pędzi do przodu, ale psychika 13-letniego dziewczęcia jest taka sama. Trzynastoletnia lolitka nie do końca wie czego chce. I nie do końca rozumie świat. A już na pewno nie zna psychiki dorosłego mężczyzny.*) Dlatego kawał o Polańskim ubawił mnie do łez i błyskawicznie rozesłałam go SMS-em znajomym. „Czemu Polański lubił pracę w Hollywood? Bo miał nie tylko wysokie pensje, ale jeszcze trzynastki!”
Były też anegdoty o Andrzeju Dąbrowskim, który po przyjeździe do pewnego hotelu załamał się brakiem firanek. Krystyna Sienkiewicz spytała go, co mu w tym braku firanek przeszkadza – Andrzej Dąbrowski odparł:
– Będą widzieć co robię.
– To może nie rób tego dzisiaj… – poradziła zatroskana Krysia Sienkiewicz.
I o Hance Bielickiej, która w Telavivie zobaczyła na wystawie garsonkę z napisem „100% wełny”. Weszła do sklepu z pytaniem:
– Naprawdę to jest sto procent wełny?
A sprzedawca na to:
– Pani Bielicka, ja panią znam sprzed wojny z Łodzi, więc ja z ręką na sercu pani powiem, że to na sto procent jest wełna, ale ile jej jest, to ja nie wiem.
Anegdoty o gwiazdach zawsze wprawiają mnie w dobry humor. Większość pokazuje bowiem, że ludzie mają do siebie dystans. I tylko ci nieliczni, co jakiś czas pozywają tabloidy za rozpowszechniane o sobie bzdury lub co gorsza prawdę. A przecież taka właśnie jest cena tej sławy, o którą wcześniej walczyli rękami, nogami i czym tam jeszcze się dało.
P.S. Fotografia poniżej wykonana komórką z ostatniego rzędu. Wyjątkowo nie miałam ze sobą aparatu 🙁

O swoim stosunku do sławy pisałam wielokrotnie, że tylko delikatnie wspomnę np. „Niebezpieczne parcie na szkło, czyli żenua” (Nota bene bohater tamtego wpisu nie jest już naszym korespondentem, a rozstał się z nami w fatalnym stylu). Nic się w moich poglądach na sławę oczywiście nie zmienia. Nadal śmieszą mnie ludzie, którzy osiągnąwszy „coś tam, coś tam” zaczynają się unosić nad powierzchnią ziemi, oczekując hołdów. Oczywiście jeszcze bardziej śmieszą mnie celebryci znani z tego, że są znani. Piszę o tym, bo wczoraj zadzwonił Jacek Frankowski z zaproszeniem do Centrum Promocji Kultury Pragi Południe na wernisaż swoich prac połączony z koncertem Lidii Stanisławskiej (dzwonił już wcześniej, ale byłam na tym nudnym szkoleniu i nie mogłam gadać). Prace Jacka to karykatury gwiazd, a recital Lidii przeplatają anegdoty o gwiazdach. Wieczór nosił więc tytuł „Pośmiejmy się z gwiazd”. Od razu wyszło na jaw, że para bohaterów wieczoru, czyli duet Stanisławska – Frankowski ma podobne zdanie na temat gwiazdorstwa co ja. Lidia Stanisławska przytoczyła przezabawną anegdotę o Jacku Nicholsonie, który powiedział, że „artyści to przedziwna nacja. Całe życie robią wszystko, by być popularni i rozpoznawani, a potem zakładają czarne okulary.” Coś w tym jest. Prawdą jest też inna maksyma, która padła ze sceny. „Te nasze polskie gwiazdy to takie gwiazdy, że jak pojada na przykład do Słowacji to nikt już ich tam nie zna.” Cóż… nie da się być tak sławnym, by znał cały świat. W końcu nawet o Jezusie, Mahomecie czy dynastii cadyków z Góry Kalwarii nie wszędzie słyszano. A ja spotkałam się kilkakrotnie z tym, że ktoś myślał, że Dalajlama to nie człowiek, a zwierzę, bo w nazwie ma słowo… „lama”. Właśnie dlatego zarozumialstwo niektórych „gwiazd” mnie irytuje. Wczoraj wysłuchałam kilkudziesięciu anegdot, które wprawiły mnie w doskonały humor. Zaczęło się od… dowcipu  o Polańskim. Nie biorę udziału w obronie reżysera (uwielbiam jego filmy, ale wielokrotnie pisałam, że dzieło to nie człowiek), bo choć uważam, że aresztowanie po tylu latach to gruba przesada, zwłaszcza, gdy druga strona, czyli Samantha Gailey mu wybaczyła, to jednak twierdzę, że artysta nie powinien być ponad prawem. I zgadzam się z Pawłem Kukizem, że bez względu na to, jak bardzo wyzywająco ubierze się trzynastoletnia dziewczynka i jak bardzo prowokuje mężczyznę i jak bardzo za wszystkim stoi żądna pieniędzy jej mama, to trzynastolatka pozostaje dzieckiem, a dojrzały mężczyzna w cywilizowanym świecie powinien nie skorzystać z żadnej z jej ofert! Reżyserzy i inni artyści użalający się nad twórcą „Pianisty” chyba zapomnieli co dzieje się w głowie trzynastolatki. Zachęcam ich więc, by zajrzeli na forum „Magazynu 13-tka”, w którym odpowiadam na listy. Mają tam czarno na białym napisane i pokazane jak wygląda stan życiowej świadomości takich podlotków. Zapewniam, że zmieniają się czasy, moda i technika, bo cywilizacja w epoce krzemu pędzi do przodu, ale psychika 13-letniego dziewczęcia jest taka sama. Trzynastoletnia lolitka nie do końca wie czego chce. I nie do końca rozumie świat. A już na pewno nie zna psychiki dorosłego mężczyzny.*) Dlatego kawał o Polańskim ubawił mnie do łez i błyskawicznie rozesłałam go SMS-em znajomym. „Czemu Polański lubił pracę w Hollywood? Bo miał nie tylko wysokie pensje, ale jeszcze trzynastki!” Były też anegdoty o Andrzeju Dąbrowskim, który po przyjeździe do pewnego hotelu załamał się brakiem firanek. Krystyna Sienkiewicz spytała go, co mu w tym braku firanek przeszkadza – Andrzej Dąbrowski odparł:- Będą widzieć co robię.- To może nie rób tego dzisiaj… – poradziła zatroskana Krysia Sienkiewicz. I o Hance Bielickiej, która w Telavivie zobaczyła na wystawie garsonkę z napisem „100% wełny”. Weszła do sklepu z pytaniem: – Naprawdę to jest sto procent wełny?A sprzedawca na to:- Pani Bielicka, ja panią znam sprzed wojny z Łodzi, więc ja z ręką na sercu pani powiem, że to na sto procent jest wełna, ale ile jej jest, to ja nie wiem. Anegdoty o gwiazdach zawsze wprawiają mnie w dobry humor. Większość pokazuje bowiem, że ludzie mają do siebie dystans. I tylko ci nieliczni, co jakiś czas pozywają tabloidy za rozpowszechniane o sobie bzdury lub co gorsza prawdę. A przecież taka właśnie jest cena tej sławy, o którą wcześniej walczyli rękami, nogami i czym tam jeszcze się dało. P.S. Fotografia poniżej wykonana komórką z ostatniego rzędu. Wyjątkowo nie miałam ze sobą aparatu 🙁

*) Mnie też, gdy miałam niespełna 13 lat zaczepił dorosły facet i spytał czy chcę zagrać w filmie. Też odpowiedziałam, że chcę, a potem zostałam poproszona o pójście z nim na pobliską klatkę schodową i potrzymanie mu… gumki od majtek, bo pękła i mu spadają! Prośbę spełniłam bez szemrania, bo wychowywano mnie w posłuszeństwie dla dorosłego człowieka. Dlatego nie protestowałam, gdy facet wywalił na moich oczach penisa i patrzył jak trzymając gumkę bezgłośnie płaczę odwracając twarz. Mało tego! Jak już sobie tę gumkę zawiązał, to poprosił mnie o numer telefonu, a ja znów bez szemrania podałam mu i to ten prawdziwy! Potem uciekłam do domu. Nie opowiedziałam o tym zdarzeniu rodzicom, bo czułam, że coś tu było nie tak. Wspomniałam w zaufaniu tylko jednej koleżance, ale ona powtórzyła to chyba połowie szkoły, bo dla niej było to śmieszne. Dla mnie nie. Ktoś może powiedzieć, że sama z tym facetem poszłam. Owszem. Ale nie wiem dlaczego. Miałam niecałe 13 lat, a on zaczepił mnie na własnym podwórku. No i zapytał, czy chcę zagrać w filmie…
Print Friendly, PDF & Email

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...