Jeden peron, czyli nie wierz nigdy kasjerce

Spread the love

Ile peronów jest w Tczewie? Teoretycznie cztery, oficjalnie jeden, a praktycznie dwa. Jak to? Przed wyruszeniem w trasę na „Pomorskie spotkania – z książka na walizkach” zawitałam do Tczewa. I to po 4 latach od wydania książki „Dziewiętnastoletni marynarz”! Wreszcie spotkałam się z czytelnikami w mieście, którego dotyczy opisana przeze mnie w tej książce historia. Wreszcie opowiedziałam o niej ludziom, którzy na co dzień uczą się w tych samych murach, co jej bohater – Zbigniew Piekarski, mój stryjeczny dziadek. Wrażeń była moc. Po pierwsze: pytali, po drugie: widziałam, że ich ta sprawa ciekawi, bo byli cicho, a spotkanie się przedłużyło, po trzecie: poszli ze mną do muzeum Wisły na wystawę o Szkole Morskiej, a wreszcie po czwarte: zaprosili do szkoły i poszli ze mną na cmentarz, na grób Zbyszka.
Nadszedł jednak czas rozstania i odwieziono mnie na dworzec. Ponieważ tczewianie poinformowali, że dworzec ma 4 perony, więc próbowałam dociec, z którego będzie odjeżdżał mój pociąg do Gdańska-Oliwy. W kasie biletowej usłyszałam, że z trzeciego, bo na dworcu działa tylko jeden peron. Powlokłam się więc na ten peron, a ponieważ miałam ze sobą cztery bagaże (wielką walizkę – by przeżyć w województwie pomorskim do soboty; torbę z książkami – bo trzeba co nieco pokazać podczas spotkań i potem co nieco poczytać wieczorami; torbę z aparatami fotograficznymi – bo przecież ciągle fotografuję; no i damska torebkę – w której czołowe miejsce zajmuje notebook i szminka), więc lekko nie było. Na peron dotarłam z przygodami. Ze trzy razy spadła mi torba z książkami położona dla wygody na walizce. Dwa razy wypadła mi położona na książkach woda mineralna. Po kwadransie dotarłam na peron trzeci zziajana jak zając po ucieczce przed myśliwym. I gdy już na tym TRZECI peronie usiadłam na czterech literach na jakiejś rozwalonej ławce, która bujała się jak „chybotka” z ogródka jordanowskiego, wtedy rozległa się przez megafon zapowiedź, że mój pociąg wjeżdża na peron CZWARTY! Na ten peron biegłam jak psychiczna gubiąc wodę kolejne 3 razy. Gdy wreszcie wpadłam do pociągu i w wagonie odnalazłam swoje miejsce pomyślałam, ze z chęcią piosenkę „Budki suflera” skomponowaną przez Jana Borysewicza i zatytułowaną „Nie wierz nigdy kobiecie” przerobię na „Nie wierzy nigdy kasjerce”. Tylko komu wierzyć? Jak to miło, że na „Pomorskich spotkaniach z książką na walizkach” przydzielono mi kierowcę, bo bym na pewno albo zwariowała albo zgubiła wodę na amen!

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...