I co z babcią?

Spread the love

Legendy miejskie krążą. Ostatnio znów wróciła do mnie anakonda. Opowiedziała znajoma. Tym razem akcja działa się u znajomej jej znajomej na Florydzie. Uśmiałam się i powtórzyłam historię koleżance z redakcji. Tej samej, która wtedy opowiadała, że to jej sąsiadka miała tę przygodę. Dziś koleżanka zmieniła wersję. Nie jej sąsiadka, ale znajoma jej chłopaka. 🙂 Machnęłam ręką. Tydzień temu wróciła do mnie historia z trupim jadem. To opowieść o dziewczynie, która poznaje na dyskotece chłopaka. Dochodzi między nimi do pocałunków i umawiają się na kolejną randkę. Zanim jednak dochodzi do randki, dziewczyna dostaje opryszczki, a lekarz stwierdza, że to opryszczka trupia. W wyniku śledztwa wychodzi na jaw, że poznany na dyskotece chłopak ma w domu zwłoki dziewczyn – ofiar poprzednich randek. Po powrocie historyjki o trupim jadzie, wróciła też ta o porwanym w centrum handlowym Arkadia (albo innym CH) trzyletnim dziecku, które znalazło się pod dwóch dniach pod drzwiami rodziców, z kartką w dłoni, na której było wydrukowane zdanie: NIE MAM NERKI. Klientka w salonie kosmetycznym, z którego korzystam, opowiadała, że to zdarzyło się… znajomym jej znajomych z pracy. Z legendami miejskimi tak już jest. Zawsze przydarzają się znajomym znajomych. Dziś usłyszałam kolejną nieprawdopodobną historię i tak się zastanawiam. Miejska legenda, czy nie? Szperałam w sieci, bo choć wydawałam Kurier Mazowiecki i pracy było mnóstwo, to akurat znalazłam wolną chwilę, ale na nic w sieci się nie natknęłam. Ponieważ jednak opowiadający mi ją kolega z redakcji mówił, że zdarzyła się koledze z pracy jego przyjaciela, więc jak dla mnie już samo to wieje legendą. Choć z drugiej strony… czyż przyjaciele moich przyjaciół nie są moimi przyjaciółmi? By jednak nie mącić opowiem krotko.
Było sobie małżeństwo z pięcioletnią córką. Była zima i chcieli pojeździć na nartach. Nie chcieli rozstawać się z córką na długi czas, a jednocześnie córka była za mała, by z nimi szusować po górach. Dlatego na wyprawę na narty we włoskie Alpy zabrali babcię. Babcia była zdrowa jak rzepa i dziarska, jak mój pies, gdy w zatłoczonej knajpie rusza na żebry. (Ostatnio prawie upolował tatara zamówionego przez jedna laskę. Niemal w ostatniej chwili powstrzymałam go przed konsumpcją i uchroniłam siebie przed awanturą lub zwrotem kasy za danie.). W każdym razie babcia we Włoszech opiekowała się dzieckiem, gdy młode małżeństwo oddawało się slalomom po alpejskich trasach. Pewnego razu, rano okazało się, że… babcia nie żyje. Są za granicą. Co robić? Małżonkowie szybko sprawdzili, że procedury sprowadzania ciała zza granicy są skomplikowane, więc postanowili nie zgłaszać zgonu, ale korzystając z panujących w zimie mrozów zapakować babcię wraz z nartami do bagażnika na dachu. Babcia wielka nie była, więc spokojnie zmieściła się w bagażniku. Ponieważ było to już po naszym wejściu do strefy Schengen, więc w czasie powrotu do Polski, uszczuplona o babcie rodzina nie natrafiła na żadne kontrole. Gdy cała trójka stanęła na polskiej ziemi ucieszyli się tak, że poszli do McDonalda. Gdy posileni wyszli z lokalu okazało się, że auto zniknęło. Kradzież zgłosili natychmiast, ale słowem przed organami ścigania nie zająknęli się w sprawie zwłok babci, spoczywających spokojnie obok nart. Po kilku tygodniach auto się znalazło. Babcia nie. Małżeństwo przez pół roku pobierało za nią rentę. Wreszcie zgłosili na policję, że babcia nie wróciła z Włoch. Co dalej? Kumpel nie wie. Ja też nie wiem. Historia jednak brzmi mi znajomo. Mam nieodparte wrażenie, że kiedyś już ją gdzieś słyszałam. Może nie w takiej formie, a w trochę innej, ale jednak!
Za nieprawdopodobieństwem przemawia wiele, choć daruję sobie wymienianie zostawiając to inteligencji czytelników. No i wiele nasuwa się pytań. To, czy pięcioletnie dziecko nie pytało o babcię i jak pytało, to co mówili kochający rodzice – to tylko takie podstawowe pytania. Oczywiście mogę lecieć czarnym humorem, bo wyobraźnia podpowiada mi tu różne dialogi godne całkiem moim zdaniem fajnej, czarnej komedii, ale nie o to chodzi. A o co? Pytanie jest proste: Prawda to, czy kolejna legenda? Jeśli legenda (a tak mi się wydaje) to jakie są jej korzenie i jak brzmiała najpierw. Bardzo chciałabym to wiedzieć.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...