Postęp czy podstęp, czyli jeszcze słowo o „rodzince”

Spread the love

Opisałam tu ostatnio pewną historię. (Kto ma kogo w dupie, czyli historia pewnej „rodzinki”). Pisałam o tym, jak w obronie mieszkającej w namiocie pary zadzwoniła telewidzka i zwyzywała mnie od ostatnich. Historię dzieci „rodzinki” mocno przeżywałam, a tu ktoś mnie wyzywa. Szok!
Dziś jednak przeżyłam szok ponownie i to jeszcze większy. Otóż z urlopu wrócił drugi nasz radomski reporter. To on rok temu robił materiał o „rodzince”. Rozpoczęliśmy rozmowę, by trzymał rękę na pulsie w temacie mieszkanki Zwolenia, którą uznano za zmarłą (jak tam sprawa dowodu i sądu, ktory miał przywrócić ją do społeczeństwa), a także rozprawy o odebranie praw rodzicielskich do drugiego dziecka pani z namiotu przy zalewie. On na to:
– Czwartego dziecka.
– Jak czwartego? Przecież pani jest w ciąży z trzecim… Wtedy jak robiłeś to miała już jedno, a była w ciąży z drugim…
– Nie. To ten pan ma mieć trzecie. Dla tej pani to będzie już piąte. Ona ma jeszcze dwoje z poprzedniego związku. Nie poruszaliśmy tego wątku, bo by się temat rozrósł.
– I co z tymi dziećmi? – Spytałam, gdy ochłonęłam.
– Odebrane na amen i ona nie ma z nimi nawet kontaktu – wyjaśnił reporter. – Nie starała się o kontakt, bo zrobiła sobie nowe. Pani jest zresztą lekko upośledzona umysłowo. Raczej nikt jej praw rodzicielskich do dzieci nie przyzna. To skomplikowana sprawa.
Reporter jeszcze podał parę szczegółów i… siadłam jak ogłuszona. „Pięcioro dzieci i coś”. Była taka książka, którą czytałam w dzieciństwie. Edith Nesbit ją napisała. W książce owo „coś” to był duszek Piaskoludek. W przypadku radomskiej piątki dzieci w moim pojęciu to „coś” to ich mama. Czy to możliwe? Gdy ochłonęłam zaczęłam szperać w sieci. Trafiłam na forum radomskie i poprzednie artykuły na ten temat. Cóż się okazało? Choć Radom, to drugie co do wielkości miasto Mazowsza, jego mieszkańcy znają parę. Wiedzę nie wiele mniej niż nasz reporter. Co sądzą na temat „rodzinki” ci, którzy natknęli się na nich na radomskich ulicach?
„Dlaczego redaktorzy nie napiszą, że obydwoje zaglądają do kieliszka?”
„Ten koleś to tyran. Gania swoja „żonkę” żeby latała i wyciągała kasę od ludzi i z wózków przed marketem. (…) Sam potem śmiga po browary i piwkuje sobie na ławce (…) ze swoimi ziomkami „nierobami”. Jak tu mu powierzyć opiekę nad dziećmi, które zrobił i niech nie pieprzy, że mu psyche siada. Koleś potrafi ściemę walić!”
„Codziennie chlają wino, codziennie żebrzą, codziennie się szlajają. Gdyby byli odpowiedzialni, to by poszli osobno mieszkać. Poszliby do pracy, a potem by mogli upominać się o dom. A pijąc wino i żądając mieszkania to raczej nierealne. Rozumiem, że boli ich strata dziecka, ale za co by je wyżywili? Jak ten pan nie interesuje się pracą. Zamarzłoby albo umarło z głodu. Ale najlepiej narzekać na miasto. (…) Niektórzy ludzie całe życie pracują, mają małe mieszkania i nikt im nie zamieni na lepsze warunki. A takim mają dawać? Poza tym, dlaczego pisząc ten artykuł nie podkreślił, że ta kobieta nie jest w pełni rozwinięta?”
Gdy rok temu robiliśmy pierwszy materiał o „rodzince” reporter mówił, że oni grożą samobójstwem. Teraz wyjazdem za granicę i rodzeniem dziecka na obcej ziemi. Czy to się nazywa postęp? Czy podstęp?

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...