Od kiedy sięgam pamięcią po telewizji krążyły anegdotka jak to ekipa jakiegoś programu informacyjnego pojechała na zdjęcia na wieś. Tam operator spytał dziennikarkę:
– Od czego zaczniemy?
– Od setki – odparła reporterka, a wtedy… gospodarz, do którego zajechali, krzyknął do żony:
– Jadźka! Przynieś flaszkę! Telewizory będą pić!
Setka, to w języku telewizyjnym czysty dźwięk z planu np. wypowiedź do kamery.
Tych slangowych wyrażeń jest wiele. Kilka lat temu byłam na jakimś spacerze ze spotkanym przypadkiem kolegą z dawnych lat. Nagle zadzwonił mój kierownik produkcji. Już nie pamiętam o czym z nim gadałam, ale kumpel miał oczy jak spodki i spytał potem, czy przypadkiem go nie obraziłam. Oczywiście żartował, ale chodziło mu też o to, że nic z mojej rozmowy nie zrozumiał. Cóż… pracowniczy slang przeważnie jest niezrozumiały dla innych.
Kilka dni temu zadzwoniła redakcja „Mieszkańca” z prośbą:
– Zrób nam w sobotę erekcję.
Spytałam gdzie i kiedy i dowiedziałam się, że w sobotę w Rembertowie jest wmurowanie aktu erekcyjnego pod budowę biblioteki. Kiedy wczoraj zadzwonił kumpel z pytaniem co robię w sobotę bez namysłu odparłam, że rano jadę na erekcje, a potem jestem wolna. W słuchawce nastała cisza.
– Na co jedziesz? – wyjąkał pytanie kumpel, a gdy usłyszał wyjaśnienie zaśmiał się.
Cóż… w każdym zawodzie istnieje slang, który rozumieją jedynie wtajemniczeni. Dziennikarze nie są od niego wolni. A kto jest? Chyba ten, kto nic nie robi. Ja do nich nie należę.
– Od czego zaczniemy?
– Od setki – odparła reporterka, a wtedy… gospodarz, do którego zajechali, krzyknął do żony:
– Jadźka! Przynieś flaszkę! Telewizory będą pić!
Setka, to w języku telewizyjnym czysty dźwięk z planu np. wypowiedź do kamery.
Tych slangowych wyrażeń jest wiele. Kilka lat temu byłam na jakimś spacerze ze spotkanym przypadkiem kolegą z dawnych lat. Nagle zadzwonił mój kierownik produkcji. Już nie pamiętam o czym z nim gadałam, ale kumpel miał oczy jak spodki i spytał potem, czy przypadkiem go nie obraziłam. Oczywiście żartował, ale chodziło mu też o to, że nic z mojej rozmowy nie zrozumiał. Cóż… pracowniczy slang przeważnie jest niezrozumiały dla innych.
Kilka dni temu zadzwoniła redakcja „Mieszkańca” z prośbą:
– Zrób nam w sobotę erekcję.
Spytałam gdzie i kiedy i dowiedziałam się, że w sobotę w Rembertowie jest wmurowanie aktu erekcyjnego pod budowę biblioteki. Kiedy wczoraj zadzwonił kumpel z pytaniem co robię w sobotę bez namysłu odparłam, że rano jadę na erekcje, a potem jestem wolna. W słuchawce nastała cisza.
– Na co jedziesz? – wyjąkał pytanie kumpel, a gdy usłyszał wyjaśnienie zaśmiał się.
Cóż… w każdym zawodzie istnieje slang, który rozumieją jedynie wtajemniczeni. Dziennikarze nie są od niego wolni. A kto jest? Chyba ten, kto nic nie robi. Ja do nich nie należę.