Zrób mi erekcję, czyli pracowniczy slang

Spread the love
Od kiedy sięgam pamięcią po telewizji krążyły anegdotka jak to ekipa jakiegoś programu informacyjnego pojechała na zdjęcia na wieś. Tam operator spytał dziennikarkę:
– Od czego zaczniemy?
– Od setki – odparła reporterka, a wtedy… gospodarz, do którego zajechali, krzyknął do żony:
– Jadźka! Przynieś flaszkę! Telewizory będą pić!
Setka, to w języku telewizyjnym czysty dźwięk z planu np. wypowiedź do kamery.
Tych slangowych wyrażeń jest wiele. Kilka lat temu byłam na jakimś spacerze ze spotkanym przypadkiem kolegą z dawnych lat. Nagle zadzwonił mój kierownik produkcji. Już nie pamiętam o czym z nim gadałam, ale kumpel miał oczy jak spodki i spytał potem, czy przypadkiem go nie obraziłam. Oczywiście żartował, ale chodziło mu też o to, że nic z mojej rozmowy nie zrozumiał. Cóż… pracowniczy slang przeważnie jest niezrozumiały dla innych.
Kilka dni temu zadzwoniła redakcja „Mieszkańca” z prośbą:
– Zrób nam w sobotę erekcję.
Spytałam gdzie i kiedy i dowiedziałam się, że w sobotę w Rembertowie jest wmurowanie aktu erekcyjnego pod budowę biblioteki. Kiedy wczoraj zadzwonił kumpel z pytaniem co robię w sobotę bez namysłu odparłam, że rano jadę na erekcje, a potem jestem wolna. W słuchawce nastała cisza.
– Na co jedziesz? – wyjąkał pytanie kumpel, a gdy usłyszał wyjaśnienie zaśmiał się.
Cóż… w każdym zawodzie istnieje slang, który rozumieją jedynie wtajemniczeni. Dziennikarze nie są od niego wolni. A kto jest? Chyba ten, kto nic nie robi. Ja do nich nie należę.

Author: Małgorzata Karolina Piekarska

Z wykształcenia: historyczka sztuki, scenarzystka i bibliotekarka. Z zawodu: pisarka, dziennikarka i muzealniczka. Z pasji: blogerka, varsavianistka i genealożka. Miłośniczka: książek, filmów, gier planszowych, kart do gry, jamników i miodu...